Kompletnie niemajowa ta majówka... Przyzwyczaiłam się do "majówek" pełnych przygód, wyjazdowych, a tu w tym roku delikatnie mówiąc kicha. Połówek szanowny przed kilkoma dniami wpadł do domowego ogniska i oznajmił: "wyjeżdzam"... Oczywiście, banan na moich ustach natychmiastowo się pojawił bo usłyszałam "-y" na końcu tegoż anonsu i zaczęłam w głowie plan układać, co tu do walizki zapakować, czy sukienki, bo pojedziem-y gdzieś w słoneczne zakątki Europy, czy może swetrzyska, bo będzie lało. Poczułam nawet chwilową panikę, bo zdałam sobie sprawę z tego, że aktualnie, mimo tysiąca pomysłów na minutę (zasadniczo taki niekontrolowany napływ idei dziewiarskich nawiedza mnie tuż przed snem, ale tylko jak leżę na lewym boku... ;) ) nie posiadam żadnej skrystalizowanej idei co tu na drut wrzucić... A ponieważ w wełnianym magazynku jakieś niedobitki zostały i kilka kompletów, co to mi z jakiegoś powodu nie pasują, w te pędy rzuciłam się do planowania natychmiastowych zakupów w celu wzbogacenia wyboru, przed którym, tuż przed wyjazdem stanę.
Połówek patrzył na te moje spanikowane podskoki z politowaniem, ale nie przejęłam się bardzo, bo on tak często na mnie spogląda, zwłaszcza wtedy gdy temat ogólnie pojętego dziewiarstwa wjeżdża na salony.
Nie znając destynacji naszej majowej podróży, a jak wiecie, od tego zależy zasobność przynajmniej mojej walizki, grzecznie zapytałam: "a gdzie jedziemy, Kochanie?". Na to Połówek zdziwiony odpowiada pytaniem: "My?? nigdzie, ja sam jadę..."
No i pękła bańka mydlana... rozwaliło się i roztrzaskało na drobniuśkie kawalątka marzenie o leżeniu plackiem na piaskach pod parasolem, o sączeniu kolorowych napojów wyskokowych przez cieniuśką słomkę w szklaneczce z parasolką, i o byciu masowaną i smarowaną kremami i balsamami...
Za to pojawiła się całkiem nieznośna wizja słomianego wdowieństwa długości niezbędnej do zakończenia co najmniej jednego swetra, przesuwania planów wcześniej poczynionych, oraz wyjazdów, w tym tego do PL na jakieś bliżej nieokreślone "później".
A skoro Połówek wybywa tuż po obecnym i wydłużonym weekendzie, więcej mamy obowiązków zaplanowanych na najbliższe dni, niż przyjemności...
nieeee... tak to ja się bawić nie będę... dzisiaj się obraziłam. Na wszystko! Oprócz wełny! działam... oto co powstaje:
Ostatnie już z kolekcji brazylijskiego Malabrigo... pasowałoby do piaszczystych plaż.. i do słomek w szklance, i do opalonego na mahoń wysmarowanego balsamami ciała... :D
I projekt z tych kompletnie bezmyślnych, czyli ktoś się wcześniej nagłowił, napracował, a ja sobie bezstresowo przerabiam same prawe z tęczowej kuleczki... barwy póki co przypominają mi dżunglowe palmy, albo poduszki, które leżałyby sobie na plażowych leżakach gdzieś na piaszczystej, rozświetlonej piekącym słońcem plaży...
Pozdrawiam Was z zamajowanego zakątka w mojej głowie :D
Odpoczywajcie i wybyczcie się za wszystkie czasy! :D
Pamiętaj Słońce - co się odwlecze, to nie uciecze.... Zawsze jest też inne wyjście - pakuj się i sruuuu..... ja Cię z chęcią przygarnę :)))))
OdpowiedzUsuńTo coś co powstaje z włóczki na M ma kolor jak skóra tych opalonych panów - tubylców - z miejsc, o których marzysz i opowiadasz z takim rozrzewnieniem.... :)))) Jeszcze Ci słomki, masaże i inne brewerie w głowie..... haha! Niech ten Twój Połówek dobrze się zastanowi, czy na pewno chce wyjeżdżać zostawiając Cię samą :))))))))
Kasiu, ale u Ciebie chyba nie ma słonecznych plaż... no chyba, że te w rozmiarze 2x2m koło przedszkoli masz na myśli? ;)
UsuńTen kolor to bardziej mocno nasączone mlekiem latte... capuccino, albo toffi :D ale się ta wełenka układa, mówię Ci, jak marzenie.. pewnie tak, jak Panowie z takim odcieniem skóry.. choć nie wiem, nie miałam okazji ...yyy.. spróbować ;)
Ściskam :D
Ja bym się zastanowiła gdzie to mogę prysnąć żeby połówek pomyślał sobie " trza było ją brać, bo aż strach się bać co ona tam teraz robi"
OdpowiedzUsuńDziergaj, dziergaj bo strasznie ciekawa jestem efektu końcowego!
:-)
Aniu, spadłaś mi jak z nieba z ta ideą... :D w Kolonii jest wspaniała plaża naturystów - tam pojadę! a co! się naoglądam przynajmniej... leżaków z poduszkami:D a Połówek będzie miał o czym myśleć ;D
UsuńTo latte szalenie mi się podoba, mam właśnie fazę na takie toffi-beże piaszczystych plaż i opalonych ciał i nawet wczoraj oglądałam w internetowym sklepie malabrigo rios w zbliżonych kolorkach - niebla i sand blank. Bardzo mnie ciekawią dziewiarskie efekty Twojego słomianego wdowieństwa (nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło) :)).
OdpowiedzUsuńTo moje M to właśnie Sand bank... choć jest to kolor kompletnie do mnie nie pasujący jego neutralność i subtelność zachwyca. Przyzwyczaiłam się do mocniejszych i bardziej wyrazistych farbowań z palety Malabrigo... ale ten jest prze - prze - przepiękny :D
UsuńObrażaj się z takim skutkiem warto! Połówki mają to do siebie, że zaskakują "niespodziankami" ;)
OdpowiedzUsuńOby, Renatko, Oby... podręczę go jeszcze przez chwilkę i potem niespodzianka będzie wprostproporcjonalnie wielka do rozmiarów jego wyrzutów sumienia ;) wiem... jestem okrutna! ale to przecież ON mnie zostawia... :(
UsuńJak zwykle denerwujesz niespotykanie spokojnych czytaczy Twojego bloga, pokazując jedynie fragmenty cudeniek. Koło mnie są kilometry plaż i do tego słonecznych. Jedyny malusieńki minus, ale to bardzo malusieńki, potrzebna kurtka puchowa, dobra i ciepła czapa i szalik a nawet rękawiczki. Jest "bardzo" majowo i "ciepło". No, ale trzeba być twardym. Nie ma co się rozczulać, bo Ustka zaprasza!
OdpowiedzUsuńja? ależ nie miałam takiej intencji ;D
UsuńMnie dzisiaj nie przeszkadzałby nawet śnieg na tej plaży, jak ja sobie plażę ubzduram to nie ma na mnie mocnych :D czy to znaczy, że zostaliśmy właśnie zaproszeni do Ustki?? :D
Ooo czyż to cudny Sand Bank? U mnie w kolejce na kupienie czeka i już myślę co z niego zrobić... :p
OdpowiedzUsuńJa też w domu, pod kocem i z książką, szukając po kątach motywacji do zakończenia dołu swetra i wykończenia dekoltu... a tu nic, uciekła razem ze słońcem.
Owszem, sand bank...
Usuńdomowe przedłużone weekendowanie nie takie straszne, bo pogoda do tej pory i tak nie dopisywała, a jak się poprawiła to i tak mi szkoda było te moje robótki na kanapie same zostawiać ;)
Odpocznij, zapomnij, wena wróci i wszystko pokończysz! :D
Nic się nie martw i pocieszaj się, że niektórzy (czytaj: Jola z Caviarni) dzisiaj byli w pracy i dla nich nie istnieje w ogóle coś takiego, jak długi week-end ;)
OdpowiedzUsuńno i czuję się pocieszona... choć przykro mi, że Ty nie odpoczywasz... ale może chociaż dzisiaj będziesz mieć wolne :D
UsuńWybacz Kochana ale nijak nie mogę sobie Ciebie wyobrazic leżącej plackiem:) A plaża naturystów w Niemczech? Oszalałaś??!! To na bank grozi jakimś trwałym urazem a Tyś estetka raczej:))) A w domku cisza, spokój, można dziergac do upojenia... Ty weź to jeszcze przemyśl, ja Ci dobrze radzę:)
OdpowiedzUsuńEdi, ale ja właśnie lubię leżeć plackiem :D co prawda dużo nie potrzebuję, żeby mieć oparzenie słoneczne, więc tego robić nie powinnam, to moje rodzinne przekleństwo, wszyscy pięknie zawsze brązowi na mahoń, a ja zawsze zaczynam od czerwonego raka, by zamienić się w lekką pomarańczkę.. ;)
UsuńOj tam, ja też nie jestem idealna :D zresztą co tu się zachwycać nad ciałem idealnym ;D trzeba się nauczyć odnajdywać piękno nawet tam gdzie go nie ma ;D
Śliczne Malabrigo. Lubię takie kolory, ale wyglądam w nich jak... kupa. Niestety muszę wybierać te żywe i zdecydowane. Najbardziej nie mogę przeżyć musztardowego :( a szkoda bo to cudowny kolor...
OdpowiedzUsuńDaruj sobie plaże nudystów, wydaj miesięczną pensję na włóczki to już nie spuści Cię z oka! :))))
A wiesz, że to jest myśl ;) Choć jak znam Połówka mojego to jak wróci z wojaży sam mi zaproponuje takie zakupy włóczkowe w ramach rekompensaty :D ale pomyślę... w sumie, czego nowego miałabym się na plaży nudystów naoglądać ;D
UsuńŚciskam!
No nie mogę....następne cuda powstają, ależ tempo.... ech, a ja dłubię i dłubię coś letniego i ażurowego. A, i jeszcze jedno, mam takie przeczucie że Twój Połówek wróci z jakąś sznurkową niespodzianką dla Ciebie:)
OdpowiedzUsuń