Ponad trzy tygodnie temu Połówek spakował się i wyruszył w nieznane, a w dzisiejszym poście swoją jakże bogatą historię opisać postanowił. Zostawiam Was zatem z jego słowem pisanym i przyjemnych wrażeń życzę. Bądźcie dla Niego łaskawi, to może jeszcze kiedyś u mnie zagości ;)
Pozdrawiam - Asja :)
Zmotywowany przez Najdroższą Żoneczkę postanowiłem opisać
krótką, aczkolwiek ciekawą historię zakupu „niespodziankowo” świątecznego
prezentu dla mej Lubej. Na wstępie chciałbym Was, Drodzy Czytelnicy przeprosić za ład i
skład ów opowieści, jam jest mózg ścisły o totalnym braku jakichkolwiek
talentów pisarskich…
Dobra, dobra, przejdę jednak do sedna, czasem mój pracodawca
wymaga ode mnie niezbędnej podróży do klienta w celach czysto
naprawczo-destrukcyjnych. Pech lub szczęście chciało abym tuż przed tegorocznymi świętami
musiał wyjechać w tygodniową podróż w
stronę Brazylii, a dokładniej Sao Paulo i jego rejony.
Żoneczka na tą “wspaniałą” wiadomość, bardzo się ucieszyła i
wykorzystując moje poczucie winy :) bo przecież ona zostanie tu sama i na pewno
będzie mieć zimno, szaro, buro i śniegowo, a ja będę w Ameryce Południowej w
trakcie lata, no to nie mam wyjścia i muszę znaleźć jakiś sklep ze
sznurkami. Efekt poszukiwań sklepu dokonanych przez Żonkę był marny - przylazła
Smuta prawie ze łzami w oczach zawodząc: “nie maaaa”...
Niemożliwe, pomyślałem. Jak to nie ma, musi być. I tak sam
zabrałem się za szukanie sklepu. Wraz z pomocą wybuchowej mieszanki (google +
translator + zmysł detektywistyczny) zabrałem się do pracy..
Walka była długa, żmudna i irytująca, ale wynik na szczęście
okazał się pozytywny, jeeee! :) udało się…. Znalazłem sklep - Novelaria.
W tajemnicy przed Żonką napisałem maila do sklepu z nadzieją,
że język angielski nie będzie im obcy, no bo przecież moja znajomość
portugalskiego jest mniej więcej na takim samym poziomie jak znajomość
chińskiego :) aaa.. nie, przepraszam, po chińsku to ja już wiem jak jest “dzien
dobry” - “Nǐ hǎo” lub
inne baaardzo ważne zwroty wykorzystywane podczas pracy z tym wspaniałym
narodem (np. “nie ma” - “Méiyǒu”).
I kolejny sukces :), dostałem odpowiedź w zrozumiałym dla mnie
języku (nie, nie chińskim). Sklep istnieje, znajduje się tu i tu, telefon taki
a taki, godziny otwarcia takie a takie no i oczywiście serdecznie zapraszają.
Sklep - jest, to teraz trzeba przeprowadzić skrupulatny wywiad
z Żoneczką, przecież muszę wiedzieć ile to ja tych gramów mam kupić, ile
metrów, jakie kolory, jaka firma, jaki materiał, włochate - niewłochate, i
Stwórca, a nie, przepraszam, Żoneczka tylko raczy wiedzieć co jeszcze.
Różnymi podchodami wywiad został przeprowadzony, dane
skrupulatnie zapisane na magicznej karteczce schowanej na potem do portfela.
Mapa wydrukowana, adres sklepu wydrukowany, adres wpisany do
telefon i tabletu na wszelki wypadek (oj, okazało się to bardzo pomocne).
Tak przygotowany mogę jechać do sklepu.
ale, ale.. zanim oddam się zakupowemu szaleństwu najpierw to ja
muszę wykonać moją pracę, czyli w ciągu tygodnia odwiedzić fabrykę numer 1 w
Sao Paulo, następnie odwiedzić fabrykę numer 2 w Pindamonhangaba i w drodze
powrotnej jadąc na lotnisko nadrabiając malutki kawałeczek (jedyne 70km )
podjechać do sklepu po sznurki.. Proste, prawda :)...
Legenda:
1. - HOTEL, 2. - SKLEP, 3. - LOTNISKO
|
W między czasie wymieniłem kilka maili ze sklepem, bo przecież
musiałem wiedzieć czy można kartą płacić, czy zamówią mi taksówkę, bo ja muszę
jeszcze na lotnisko dojechać (samolot powrotny do Frankfurtu miałem o 19:45,
więc czasu miałem dość dużo na turystykę włóczkową). Mając wszystkie ważne
informacje mogłem spokojnie oczekiwać na ostatni dzień pobytu i podróż “za
sznurkiem”.
Nadszedł ten dzień - Sobota (na szczęście, korki w SP są wtedy
dużo mniejsze).
Szybkie i obfite śniadanie, szybkie pakowanie, jeszcze szybsze
check-outowanie z hotelu, zwarty i gotowy, i spięty jak struna oczekuje na
Taxi.
9:00
..taxi dojechało, z całym swoim majdanem zapakowałem się
do taksówki, kierunek: Sao Paulo - a dokładniej: Sklep. Planowany czas jazdy 3h
- a to tylko jedyne 150 km.
Półtorej godziny później jestem już w Sao Paulo (w skrócie SP)
- korek, korek, korek… godzinę trwający korek.
11:20
..nagle gdzieś w SP na środku drogi przesympatyczny i
milczący jak dotąd kierowca zatrzymał swój pojazd i patrzy w GPS…
11:30
..nadal patrzy...
..z jego miny wnoszę (do tego znajomość portugalskiego
okazała się zbędna), że szanowny kierowca się lekko zagubił, co jest oczywiście
zrozumiałe :), bo on przecież nie mieszka w SP, w dodatku jego GPS odmówił
posłuszenśtwa, moja próba rozwiązania problemu z GPS spaliła na panewce
(oczywiście GPS w wersji portugalskiej :) ).
11:35
..nadal stoimy gdzieś w SP :) na szczęście mądry Połówek
wyciągnął swego przyjaciela każdej podróży, czyli tableta (a ty o czym
pomyślałeś/łaś? ;) ) i zaczął szukać miejsca, w którym się znajduje.
11:40
..@#$@#%$%$@2#$@#%$ GPS w tablecie nie znajduje satelit…
no tak, fuuuu.. &$#!
zapomniałem w hotelu zaktualizować strefę, fuuu…#@$! no nic,
szukam jakiejkowiek tabliczki z nazwą ulicy..
11:45
..Szukamy dalej :) wraz z kierowcą gdzie jesteśmy na
mapie… :) sukces - miejsce naszego aktualnego postoju znalezione. Jedziemy
“gdzieś” dalej…
11:50
..stop - światła - kierowca - szybka w dół i pyta - bla bla bla bla bla bla
Vila Magdalena….??
- reakcja
ludzi - ???...yyy??..??
-
reakcja moja - ki pieron, czemu on się nie pyta o ulicę, a pyta o jakąś Ville
Magdalenę, ja do żadnej Villi kurna nie
jadę… ale chwila, patrzam na mapę, aaaaa! no tak, Ville Magdalena to dzielnica,
i teraz wszystko jasne…
- jazda dalej gdzieś w nieznane
11:51
..stop - kolejne
światła - i kolejne pytania o Villa…
- reakcja
ludzi - ???...yyy??..??
- reakcja moja - Suuuuuuuuuuper :)
- jedziemy dalej w nieznane
11:52
..stop - światła
- o inny saopaolowy taksówkarz, on na pewno będzie wiedział, po pierwsze gdzie
jesteśmy i co ważniejsze, jak dojechać do sklepu.
- SP
taksówkarz wie i dla niego to przecież proste - że musimy jechać prosto, w
prawo za mostem (chyba) w lewo, na światłach w prawo, prosto, pod autostradą…..
kurde, chyba mój ulubiony szofer się zapętlił…. ja na pewno… :) :) :) :D
11:54
..jedziemy dalej, wjeżdżamy w jakieś osiedle domków i
stajemy, szukamy na mapie gdzie jesteśmy (mój GPS nadal nie wie, gdzie jestem)
oooo, jest! znalazłem uliczkę, teraz tylko rzucić okiem gdzie jest Villa
Magdalena, a później gdzie jest ulica Mourato Coehlo i nr. 678…. hmmmm; jeszcze
jakies 10mln innych uliczek i jesteśmy… ewidentnie widać, że szofer totalnie
nie wie, podobnie jak ja - nie tubylec, gdzie jechać… ;) jeszcze tli się we
mnie nadzieja, że jednak dotrę do celu...
11:55
..nagle na drodze stają ludzie, starsze małżeństwo ,
kierowca oczywiście pyta się gdzie Villa Magdalena… po krótkiej dyskusji
wynika, że jednak wiemy, w którą stronę świata mamy jechać.. :) radość ta nie
trwała jednak długo, bo za chwilę...
12:00
..stop - kierowca się zgubił (!!!) :D… znów szuka siebie
na mojej magicznej Mapie, co on by bez niej zrobił ?! :)... chyba się odnalazł, jedziemy zatem dalej…
12:05
..nagle naszym oczom ukazuje się przemiły choć lekko
niespodziewany widok, na poboczu stoi pięciu policjantów na motorach - nagle
czuję hamulec, zjazd na pobocze.. what
the fu..(!!!!) Szanowni Policjanci lekko
zdziwieni, nie powiem - ja też! :).. Szofer wysiada (chyba ma dość), zmierza w
ich kierunku…
Ja, czekam, wyobrażając sobie co mnie w czasie tej podróży
jeszcze ciekawego spotka, nie wiem gdzie dokładnie jestem, a przede mną zgraja
Przedstawicieli Prawa z odblokowanymi prawdziwymi pukawkami. Strach się bać co
ze mną będzie… Uciekać nie ma sensu, bo nie wiedziałbym nawet w którą stronę, o
balaście dwudziesto-kilogramowej walizki nie wspomnę, no więc czekam cierpliwie
na dalszy rozwój wypadków. Nagle moje drzwi się otwierają, oczom i uszom nie
dowierzam, Szanowny Pan Policjant coś do mnie mówi... ale jak to, ja go
przecież rozumiem?! :) super! płynnym angielskim zaczął ze mną rozmowę :D Po krótkiej acz ciekawej z pozycji
obserwatora rozmowie (dużo machania rękami, jeszcze więcej suszenia zębów) i długim wyjaśnieniu mojemu kierowcy jak
mamy jechać, ruszamy w dalszą podróż, nie, nie na komisariat ;) do sklepu :)
nie ma to jak dobrzy Policjanci w SP, Ufff :)
po dłuższej chwili docieramy w końcu do tej Villi, hmm, no nie
wygląda ;).
12:30
..dojazd na miejsce - czas jazdy to jedyne 3:30h,
wrażenia - bezcenne! ;) taxi zaplacone, przeszło mi jeszcze przez myśl, jak ten
mój pożal się Boże szofer wróci, ale może spotka jeszcze tych przemiłych Panów
w Mundurach i ostatecznie dotrze tam gdzie zechce, a przynajmniej mam taką
nadzieję ;). Ale chwila, o Żonie i sznurkach miało być - no to proszę:
12:35
..sklep - bardzo miłe przywitanie, chwila rozmowy… i
zabieram się za wybór sznurków…
12:40
..no i tak stoję przed tymi pólkami i patrzę jak cielę w
malowane wrota. Zerkam na ulotki, dyskutuje z właścicielką sklepu co mógłbym
kupić Szanownej Połówkowej, patrzam na moją magiczną kartkę i zgłupiałem… no bo
co ja mam wybrać!!!! prawie wszystko MALABRIGO
i prawie wszystko jak dla mnie to jedno i to samo…. :O
13:05
..Wybrałem, zapakowali, ale jakiś taki lęk mnie dopadł,
że to może nie “to” by chciała..Ooo wifi dostępne, dobra, dzwonię do Żonki, nie
ma to tamto, konsultacja musi być, lepsza upragniona spodziewanka niż nieudana
niespodzianka.. za przyzwoleniem Właścicielki sklepu łącze się z Żonką,
wirtualnie oczywiście ;). Żonka przeszczęśliwa, że mnie słyszy, jeszcze
bardziej szczęśliwa że kupiłem, tzn wybrałem, bo nie kupiłem jeszcze (na
szczęście jak się później okazało). Po wstępnej konsultacji okazało się, że
lace’a to mam za dużo ( na kartce było 400g, ale nie doczytałem, że skarpetkowa
to nie to samo co lace..ehm..) a tego drugiego to chyba za mało… hmm, no cóż,
zrozumiałe ;) ale o co właściwie chodzi, sznurek to przecież sznurek prawda
;).... a im więcej to z pewnością lepiej.
Udało się nam dojść do konsensusu.. paczkę zapakowano, rachunek
zapłaciłem :)
13:15
..Na osłodę w przysklepowej kawiarni, bo tam to się moi
Drodzy, nie tylko sznurki kupuje, ale i przędzie (tak podejrzewam, bo widziałem
koło i wrotek ;)),sznurki przewija (była nawijarka z parasolem), naucza albo
uczy się - siedziała zgraja kobitek z obłędem w oczach podobnym do tego, co u
Mojej Lubej często obserwuję, ale też i napić się można, na przykład pysznej
czarnej jak smoła, ostrej jak brzytwa i orzeźwiająco mocnej kawy.
Jak dają, to wybrzydzał
nie będę:) Podziękowałem serdecznie za przemiłą obsługę i porady bezcenne, i poprosiłem o taksówkę
A potem to było już z górki,
kierunek: Lotnisko (tylko 30km, jednak dość duże korki spowodowały że
czas jazdy deczko się do 1.5h wydłużył), jeszcze jakiś pseudo-obiad na
lotnisku, boarding i oczekiwanie na samolot. O 10:30 rano następnego dnia szczęśliwie trafiliśmy
samolotem w ziemie, a dokładniej w płytę lotniska we Frankfurcie, jeszcze tylko
2 godziny jazdy samochodem i nareszcie podróż doczekała się upragnionego końca
- dom :)
Prezenty zostały zaakceptowane, Żonka szczęśliwa,choć do tej
pory nie wiem z czego bardziej, czy z tego żem cały i zdrów wrócił i w końcu
mnie ma, czy żem paczkę ze sobą przytachał ;)
Odinos - Tygrysos średnio
szczęśliwy, no bo żem śmiał dopiero po tygodniu do domu zjechać, kocie fochy
trwały kilka godzin, ale dał się ostatecznie udobruchać.
I choć nie jeden czytający pomyślał pewnie żem “wariat”, bo kto
normalny za włóczką w sumie o 70km
podróż powrotną wydłuża, ale z drugiej strony - widzieć ten Szał i Uwielbienie
w oczach Kobiet Dziewiarek (tak mnie zlukały wszystkie w tym sklepie z
włóczkami, że ja ciesz pierdziu...) - bezcenne! A to szczęście w oczach tej
Mojej.. eh.. warto było, i pewnie nie jeden raz jeszcze dla Niej tak pojadę
gdzieś, nie wiem gdzie i jak dureń będę tych sznurków szukał. Może następnym
razem nawet nie zabłądzę ;).
Mam nadzieje że dobrze się czytało i choć to moje pierwsze na
blogu występy - nie zbłaźniłem się za bardzo ;) Gorąco pozdrawiam i za uwagę
dziękuję!
Połówek.
Historia krew mrożąca w żyłach, z mocno rozbudowanym wątkiem romantycznym :). pozostaję pełna podziwu... :)))
OdpowiedzUsuńW imieniu Połówka dziękuję bardzo :)
UsuńOj Kochana, ten Twój Połówek to Cię baaaaardzo kocha :) Takie poświęcenie!!!??
OdpowiedzUsuńT. - jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego zaangażowania - naprawdę :) Tak trzymaj. A na przyszłość pamiętaj - może obok sklepu ze sznurkami w pobliżu znajduje się też sklep ze szmatkami?? :))))) - wprawdzie mnie nie darzysz takim uczuciem jak swoją Szanowną Małżonkę, ale wiesz - po starej znajomości, ja też się ucieszę....... :))))))))))
Kasiu, a Twój Połówek to się nie nada? też przecież jeździ po świecie...
UsuńMój jakby to powiedzieć w kwestii tkanin to raczej tematu nie ogarnia, a Twój to jest przecież na bieżąco:)
Czy Szanowny Połówek posiada klona albo brata bliźniaka? Jakby co, to wiesz gdzie mnie szukać :)
OdpowiedzUsuń(Chyba Cię jednak kocha troszkę...)
Droga Makunko, tym jakże cudnym komentarzem przechyliłaś szalę w kierunku odwiedzin we Wrocławiu kupując całkowicie sympatię Mojego Szanownego Kierowcy :) Klona się jeszcze nie doczekał, ale w dobie dzisiejszej technologii, to kto wie co się zaraz wydarzy ;)
Usuńno troszkę kocha... ;)
Twój Szanowny Kierowca kupił moją sympatię podejmując się tej wyprawy po sznurek :)
UsuńPołówkowi gratuluje wysmienicie udanego debiutu, determinacji i tej wspanialej milosci co Go pchnela w wir poszukiwan rodem z indiany jonesa....moze moj tez tak kiedys, gdzies....ale niestety jak czytalam wpis i pokazalam zdjecie sklepu i jak na pytanie gdzie to, ulslyszal SP to powiedzial ze tam to nie pojedziemy....chyba dalej boleje nad ta podroza do Dublina tylko po to by zakupic dwa motki malabrigo rasty :D
OdpowiedzUsuńChwila, jakie pojedziemy, mój to mnie nie zabrał, a Ty od razu chcesz we dwójkę...
Usuńuśmiałam się do rozpuku z tej wyprawy po Rastę :) hahaha!
<3 Caaaaałe pólki Malabrigo.... echhh
OdpowiedzUsuńtaka półeczkę w domku mieć... co nie? :)
UsuńWielce Szanowny Połówku, ja proszę uprzejmie jakieś fluidy w stronę mojego Połówka wysłać, bo mąż z niego jest wspaniały ale hobby moje to raczej z rezerwą traktuje, a już poczynienie włóczkowych zakupów chyba ciężko by odchorował. Więc jeszcze raz uprzejmie uprasza się o duchowe wsparcie dla opornych Połówków :-)
OdpowiedzUsuńA tak serio to życzę kolejnych tak spektakularnych sukcesów w dziewiarskich zakupach, bo Żona napewno takie prezenty doceni.
Pozdrawiam tayton
W imieniu moim i Połówka - robimy co możemy by i na Twojego Połówka zrozumienie i podobne szaleństwo spłynęło...
UsuńProponuję go do sklepu wysłać - tak na próbę, takiej na przykład "e-dz". w godzinach w których cała Polska strona dziewiarstwa się wokół półek pląta - jak poczuje to UWIELBIENIE i PODZIW na swoich plecach, to już przepadnie na zawsze :) i na koniec świata po sznurki pojedzie :)
Pozdrawiamy cieplutko - Szanownego Połówka zwłaszcza :)