czwartek, 26 grudnia 2013

W pogoni za sznurem. Historia pewnej Połówka podróży

Ponad trzy tygodnie temu Połówek spakował się i wyruszył w nieznane, a w dzisiejszym poście swoją jakże bogatą historię opisać postanowił. Zostawiam Was zatem z jego słowem pisanym i przyjemnych wrażeń życzę. Bądźcie dla Niego łaskawi, to może jeszcze kiedyś u mnie zagości ;) 
Pozdrawiam - Asja :)


Zmotywowany przez Najdroższą Żoneczkę postanowiłem opisać krótką, aczkolwiek ciekawą historię zakupu „niespodziankowo” świątecznego prezentu dla mej Lubej. Na wstępie chciałbym Was, Drodzy Czytelnicy przeprosić za ład i skład ów opowieści, jam jest mózg ścisły o totalnym braku jakichkolwiek talentów pisarskich…

Dobra, dobra, przejdę jednak do sedna, czasem mój pracodawca wymaga ode mnie niezbędnej podróży do klienta w celach czysto naprawczo-destrukcyjnych. Pech lub szczęście chciało abym tuż przed tegorocznymi świętami musiał wyjechać w  tygodniową podróż w stronę Brazylii, a dokładniej Sao Paulo i jego rejony.

Żoneczka na tą “wspaniałą” wiadomość, bardzo się ucieszyła i wykorzystując moje poczucie winy :) bo przecież ona zostanie tu sama i na pewno będzie mieć zimno, szaro, buro i śniegowo, a ja będę w Ameryce Południowej w trakcie lata, no to nie mam wyjścia i muszę znaleźć jakiś sklep ze sznurkami. Efekt poszukiwań sklepu dokonanych przez Żonkę był marny - przylazła Smuta prawie ze łzami w oczach zawodząc: “nie maaaa”...
Niemożliwe, pomyślałem. Jak to nie ma, musi być. I tak sam zabrałem się za szukanie sklepu. Wraz z pomocą wybuchowej mieszanki (google + translator + zmysł detektywistyczny) zabrałem się do pracy..
Walka była długa, żmudna i irytująca, ale wynik na szczęście okazał się pozytywny, jeeee! :) udało się…. Znalazłem sklep - Novelaria.

W tajemnicy przed Żonką napisałem maila do sklepu z nadzieją, że język angielski nie będzie im obcy, no bo przecież moja znajomość portugalskiego jest mniej więcej na takim samym poziomie jak znajomość chińskiego :) aaa.. nie, przepraszam, po chińsku to ja już wiem jak jest “dzien dobry” - “Nǐ hǎo” lub inne baaardzo ważne zwroty wykorzystywane podczas pracy z tym wspaniałym narodem (np. “nie ma” - “Méiyǒu”).

I kolejny sukces :), dostałem odpowiedź w zrozumiałym dla mnie języku (nie, nie chińskim). Sklep istnieje, znajduje się tu i tu, telefon taki a taki, godziny otwarcia takie a takie no i oczywiście serdecznie zapraszają.

Sklep - jest, to teraz trzeba przeprowadzić skrupulatny wywiad z Żoneczką, przecież muszę wiedzieć ile to ja tych gramów mam kupić, ile metrów, jakie kolory, jaka firma, jaki materiał, włochate - niewłochate, i Stwórca, a nie, przepraszam, Żoneczka tylko raczy wiedzieć co jeszcze.
Różnymi podchodami wywiad został przeprowadzony, dane skrupulatnie zapisane na magicznej karteczce schowanej na potem do portfela.
Mapa wydrukowana, adres sklepu wydrukowany, adres wpisany do telefon i tabletu na wszelki wypadek (oj, okazało się to bardzo pomocne).
Tak przygotowany mogę jechać do sklepu.

ale, ale.. zanim oddam się zakupowemu szaleństwu najpierw to ja muszę wykonać moją pracę, czyli w ciągu tygodnia odwiedzić fabrykę numer 1 w Sao Paulo, następnie odwiedzić fabrykę numer 2 w Pindamonhangaba i w drodze powrotnej jadąc na lotnisko nadrabiając malutki kawałeczek (jedyne 70km ) podjechać do sklepu po sznurki.. Proste, prawda :)...

Legenda:
1. - HOTEL, 2. - SKLEP, 3. - LOTNISKO

W między czasie wymieniłem kilka maili ze sklepem, bo przecież musiałem wiedzieć czy można kartą płacić, czy zamówią mi taksówkę, bo ja muszę jeszcze na lotnisko dojechać (samolot powrotny do Frankfurtu miałem o 19:45, więc czasu miałem dość dużo na turystykę włóczkową). Mając wszystkie ważne informacje mogłem spokojnie oczekiwać na ostatni dzień pobytu i podróż “za sznurkiem”.

Nadszedł ten dzień - Sobota (na szczęście, korki w SP są wtedy dużo mniejsze).
Szybkie i obfite śniadanie, szybkie pakowanie, jeszcze szybsze check-outowanie z hotelu, zwarty i gotowy, i spięty jak struna oczekuje na Taxi.

9:00
..taxi dojechało, z całym swoim majdanem zapakowałem się do taksówki, kierunek: Sao Paulo - a dokładniej: Sklep. Planowany czas jazdy 3h - a to tylko jedyne 150 km.
Półtorej godziny później jestem już w Sao Paulo (w skrócie SP) - korek, korek, korek… godzinę trwający korek.
11:20
..nagle gdzieś w SP na środku drogi przesympatyczny i milczący jak dotąd kierowca zatrzymał swój pojazd i patrzy w GPS…
11:30 
..nadal patrzy...
..z jego miny wnoszę (do tego znajomość portugalskiego okazała się zbędna), że szanowny kierowca się lekko zagubił, co jest oczywiście zrozumiałe :), bo on przecież nie mieszka w SP, w dodatku jego GPS odmówił posłuszenśtwa, moja próba rozwiązania problemu z GPS spaliła na panewce (oczywiście GPS w wersji portugalskiej :) ).
11:35
..nadal stoimy gdzieś w SP :) na szczęście mądry Połówek wyciągnął swego przyjaciela każdej podróży, czyli tableta (a ty o czym pomyślałeś/łaś? ;) ) i zaczął szukać miejsca, w którym się znajduje.
11:40
..@#$@#%$%$@2#$@#%$ GPS w tablecie nie znajduje satelit… no tak, fuuuu.. &$#!
zapomniałem w hotelu zaktualizować strefę, fuuu…#@$! no nic, szukam jakiejkowiek tabliczki z nazwą ulicy..
11:45 
..Szukamy dalej :) wraz z kierowcą gdzie jesteśmy na mapie… :) sukces - miejsce naszego aktualnego postoju znalezione. Jedziemy “gdzieś” dalej…
11:50
..stop - światła - kierowca -  szybka w dół i pyta - bla bla bla bla bla bla Vila Magdalena….??
- reakcja ludzi - ???...yyy??..??
- reakcja moja - ki pieron, czemu on się nie pyta o ulicę, a pyta o jakąś Ville Magdalenę, ja  do żadnej Villi kurna nie jadę… ale chwila, patrzam na mapę, aaaaa! no tak, Ville Magdalena to dzielnica, i teraz wszystko jasne…
- jazda dalej gdzieś w nieznane
11:51
..stop - kolejne światła - i kolejne pytania o Villa…
- reakcja ludzi - ???...yyy??..??
- reakcja moja - Suuuuuuuuuuper :)
- jedziemy dalej w nieznane
11:52
..stop - światła - o inny saopaolowy taksówkarz, on na pewno będzie wiedział, po pierwsze gdzie jesteśmy i co ważniejsze, jak dojechać do sklepu.
- SP taksówkarz wie i dla niego to przecież proste - że musimy jechać prosto, w prawo za mostem (chyba) w lewo, na światłach w prawo, prosto, pod autostradą….. kurde, chyba mój ulubiony szofer się zapętlił…. ja na pewno… :) :) :) :D
11:54
..jedziemy dalej, wjeżdżamy w jakieś osiedle domków i stajemy, szukamy na mapie gdzie jesteśmy (mój GPS nadal nie wie, gdzie jestem) oooo, jest! znalazłem uliczkę, teraz tylko rzucić okiem gdzie jest Villa Magdalena, a później gdzie jest ulica Mourato Coehlo i nr. 678…. hmmmm; jeszcze jakies 10mln innych uliczek i jesteśmy… ewidentnie widać, że szofer totalnie nie wie, podobnie jak ja - nie tubylec, gdzie jechać… ;) jeszcze tli się we mnie nadzieja, że jednak dotrę do celu...
11:55
..nagle na drodze stają ludzie, starsze małżeństwo , kierowca oczywiście pyta się gdzie Villa Magdalena… po krótkiej dyskusji wynika, że jednak wiemy, w którą stronę świata mamy jechać.. :) radość ta nie trwała jednak długo, bo za chwilę...
12:00
..stop - kierowca się zgubił (!!!) :D… znów szuka siebie na mojej magicznej Mapie, co on by bez niej zrobił ?!  :)... chyba się odnalazł,  jedziemy zatem dalej…
12:05
..nagle naszym oczom ukazuje się przemiły choć lekko niespodziewany widok, na poboczu stoi pięciu policjantów na motorach - nagle czuję hamulec, zjazd na pobocze..  what the fu..(!!!!)  Szanowni Policjanci lekko zdziwieni, nie powiem - ja też! :).. Szofer wysiada (chyba ma dość), zmierza w ich kierunku…
Ja, czekam, wyobrażając sobie co mnie w czasie tej podróży jeszcze ciekawego spotka, nie wiem gdzie dokładnie jestem, a przede mną zgraja Przedstawicieli Prawa z odblokowanymi prawdziwymi pukawkami. Strach się bać co ze mną będzie… Uciekać nie ma sensu, bo nie wiedziałbym nawet w którą stronę, o balaście dwudziesto-kilogramowej walizki nie wspomnę, no więc czekam cierpliwie na dalszy rozwój wypadków. Nagle moje drzwi się otwierają, oczom i uszom nie dowierzam, Szanowny Pan Policjant coś do mnie mówi... ale jak to, ja go przecież rozumiem?! :) super! płynnym angielskim zaczął ze mną rozmowę :D  Po krótkiej acz ciekawej z pozycji obserwatora rozmowie (dużo machania rękami, jeszcze więcej suszenia zębów) i długim wyjaśnieniu mojemu kierowcy jak mamy jechać, ruszamy w dalszą podróż, nie, nie na komisariat ;) do sklepu :) nie ma to jak dobrzy Policjanci w SP, Ufff :)
po dłuższej chwili docieramy w końcu do tej Villi, hmm, no nie wygląda ;).
12:30
..dojazd na miejsce - czas jazdy to jedyne 3:30h, wrażenia - bezcenne! ;) taxi zaplacone, przeszło mi jeszcze przez myśl, jak ten mój pożal się Boże szofer wróci, ale może spotka jeszcze tych przemiłych Panów w Mundurach i ostatecznie dotrze tam gdzie zechce, a przynajmniej mam taką nadzieję ;). Ale chwila, o Żonie i sznurkach miało być - no to proszę:

12:35
..sklep - bardzo miłe przywitanie, chwila rozmowy… i zabieram się za wybór sznurków…


12:40
..no i tak stoję przed tymi pólkami i patrzę jak cielę w malowane wrota. Zerkam na ulotki, dyskutuje z właścicielką sklepu co mógłbym kupić Szanownej Połówkowej, patrzam na moją magiczną kartkę i zgłupiałem… no bo co ja mam wybrać!!!! prawie wszystko MALABRIGO i prawie wszystko jak dla mnie to jedno i to samo…. :O


13:05
..Wybrałem, zapakowali, ale jakiś taki lęk mnie dopadł, że to może nie “to” by chciała..Ooo wifi dostępne, dobra, dzwonię do Żonki, nie ma to tamto, konsultacja musi być, lepsza upragniona spodziewanka niż nieudana niespodzianka.. za przyzwoleniem Właścicielki sklepu łącze się z Żonką, wirtualnie oczywiście ;). Żonka przeszczęśliwa, że mnie słyszy, jeszcze bardziej szczęśliwa że kupiłem, tzn wybrałem, bo nie kupiłem jeszcze (na szczęście jak się później okazało). Po wstępnej konsultacji okazało się, że lace’a to mam za dużo ( na kartce było 400g, ale nie doczytałem, że skarpetkowa to nie to samo co lace..ehm..) a tego drugiego to chyba za mało… hmm, no cóż, zrozumiałe ;) ale o co właściwie chodzi, sznurek to przecież sznurek prawda ;).... a im więcej to z pewnością lepiej.
Udało się nam dojść do konsensusu.. paczkę zapakowano, rachunek zapłaciłem :)

13:15
..Na osłodę w przysklepowej kawiarni, bo tam to się moi Drodzy, nie tylko sznurki kupuje, ale i przędzie (tak podejrzewam, bo widziałem koło i wrotek ;)),sznurki przewija (była nawijarka z parasolem), naucza albo uczy się - siedziała zgraja kobitek z obłędem w oczach podobnym do tego, co u Mojej Lubej często obserwuję, ale też i napić się można, na przykład pysznej czarnej jak smoła, ostrej jak brzytwa i orzeźwiająco mocnej kawy.      


Jak dają, to wybrzydzał nie będę:) Podziękowałem serdecznie za przemiłą obsługę i porady bezcenne, i poprosiłem o taksówkę

A potem to było już z górki,  kierunek: Lotnisko (tylko 30km, jednak dość duże korki spowodowały że czas jazdy deczko się do 1.5h wydłużył), jeszcze jakiś pseudo-obiad na lotnisku, boarding i oczekiwanie na samolot. O 10:30  rano następnego dnia szczęśliwie trafiliśmy samolotem w ziemie, a dokładniej w płytę lotniska we Frankfurcie, jeszcze tylko 2 godziny jazdy samochodem i nareszcie podróż doczekała się upragnionego końca - dom :)
Prezenty zostały zaakceptowane, Żonka szczęśliwa,choć do tej pory nie wiem z czego bardziej, czy z tego żem cały i zdrów wrócił i w końcu mnie ma, czy żem paczkę ze sobą przytachał ;)


 Odinos - Tygrysos średnio szczęśliwy, no bo żem śmiał dopiero po tygodniu do domu zjechać, kocie fochy trwały kilka godzin, ale dał się ostatecznie udobruchać.
I choć nie jeden czytający pomyślał pewnie żem “wariat”, bo kto normalny za włóczką w sumie o  70km podróż powrotną wydłuża, ale z drugiej strony - widzieć ten Szał i Uwielbienie w oczach Kobiet Dziewiarek (tak mnie zlukały wszystkie w tym sklepie z włóczkami, że ja ciesz pierdziu...) - bezcenne! A to szczęście w oczach tej Mojej.. eh.. warto było, i pewnie nie jeden raz jeszcze dla Niej tak pojadę gdzieś, nie wiem gdzie i jak dureń będę tych sznurków szukał. Może następnym razem nawet nie zabłądzę ;).

Mam nadzieje że dobrze się czytało i choć to moje pierwsze na blogu występy - nie zbłaźniłem się za bardzo ;) Gorąco pozdrawiam i za uwagę dziękuję!
Połówek.







13 komentarzy:

  1. Historia krew mrożąca w żyłach, z mocno rozbudowanym wątkiem romantycznym :). pozostaję pełna podziwu... :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj Kochana, ten Twój Połówek to Cię baaaaardzo kocha :) Takie poświęcenie!!!??
    T. - jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego zaangażowania - naprawdę :) Tak trzymaj. A na przyszłość pamiętaj - może obok sklepu ze sznurkami w pobliżu znajduje się też sklep ze szmatkami?? :))))) - wprawdzie mnie nie darzysz takim uczuciem jak swoją Szanowną Małżonkę, ale wiesz - po starej znajomości, ja też się ucieszę....... :))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, a Twój Połówek to się nie nada? też przecież jeździ po świecie...
      Mój jakby to powiedzieć w kwestii tkanin to raczej tematu nie ogarnia, a Twój to jest przecież na bieżąco:)

      Usuń
  3. Czy Szanowny Połówek posiada klona albo brata bliźniaka? Jakby co, to wiesz gdzie mnie szukać :)
    (Chyba Cię jednak kocha troszkę...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Makunko, tym jakże cudnym komentarzem przechyliłaś szalę w kierunku odwiedzin we Wrocławiu kupując całkowicie sympatię Mojego Szanownego Kierowcy :) Klona się jeszcze nie doczekał, ale w dobie dzisiejszej technologii, to kto wie co się zaraz wydarzy ;)
      no troszkę kocha... ;)

      Usuń
    2. Twój Szanowny Kierowca kupił moją sympatię podejmując się tej wyprawy po sznurek :)

      Usuń
  4. Połówkowi gratuluje wysmienicie udanego debiutu, determinacji i tej wspanialej milosci co Go pchnela w wir poszukiwan rodem z indiany jonesa....moze moj tez tak kiedys, gdzies....ale niestety jak czytalam wpis i pokazalam zdjecie sklepu i jak na pytanie gdzie to, ulslyszal SP to powiedzial ze tam to nie pojedziemy....chyba dalej boleje nad ta podroza do Dublina tylko po to by zakupic dwa motki malabrigo rasty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwila, jakie pojedziemy, mój to mnie nie zabrał, a Ty od razu chcesz we dwójkę...
      uśmiałam się do rozpuku z tej wyprawy po Rastę :) hahaha!

      Usuń
  5. <3 Caaaaałe pólki Malabrigo.... echhh

    OdpowiedzUsuń
  6. Wielce Szanowny Połówku, ja proszę uprzejmie jakieś fluidy w stronę mojego Połówka wysłać, bo mąż z niego jest wspaniały ale hobby moje to raczej z rezerwą traktuje, a już poczynienie włóczkowych zakupów chyba ciężko by odchorował. Więc jeszcze raz uprzejmie uprasza się o duchowe wsparcie dla opornych Połówków :-)
    A tak serio to życzę kolejnych tak spektakularnych sukcesów w dziewiarskich zakupach, bo Żona napewno takie prezenty doceni.
    Pozdrawiam tayton

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W imieniu moim i Połówka - robimy co możemy by i na Twojego Połówka zrozumienie i podobne szaleństwo spłynęło...
      Proponuję go do sklepu wysłać - tak na próbę, takiej na przykład "e-dz". w godzinach w których cała Polska strona dziewiarstwa się wokół półek pląta - jak poczuje to UWIELBIENIE i PODZIW na swoich plecach, to już przepadnie na zawsze :) i na koniec świata po sznurki pojedzie :)
      Pozdrawiamy cieplutko - Szanownego Połówka zwłaszcza :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...