poniedziałek, 30 grudnia 2013

Czego dziewiarka w "Hobbicie" szuka...


Kochamy z Połówkiem dobre kino. Tak się niefortunnie złożyło, że mieszkamy w kraju, w którym oryginalne ścieżki dźwiękowe filmów innych niż niemieckie produkcje zastępowane są nowymi - niemieckimi, w których każdy bohater filmu ma swój nowy głos przemawiający w języku niemieckim. Ponoć nawet głos ten jest zawsze jeden i ten sam dla każdego aktora, czyli taki sobie na przykład Bruce Willis również w języku niemieckim ma ciągle jeden i ten sam głos, który wraz z samym aktorem zmienia się na przestrzeni czasu. Rodzi się we mnie automatycznie jedno pytanie, a co jeśli aktor głosowy przypisany jednemu aktorowi z jakiegoś życiowego powodu nie będzie mógł tego swojego głosu udzielać...? nie będzie więcej filmów w kinach z udziałem tego aktora??? Albo co jeśli aktor grać przestanie - kariera głosowego aktora również się zakończy? ;)  Najgorsze jest to, że oprócz telewizji ten sam system obrabiania filmów wszedł do kin, i chcąc obejrzeć w kinie film bez dubbingu trzeba się bardzo spieszyć, bo tylko tuż po premierze i zaledwie kilka razy będziemy mieć szansę na to by nie tylko obejrzeć ale i filmu w oryginale wysłuchać. W Niemczech jest zaledwie kilka kin, i to tylko w 3 największych miastach, o stałym repertuarze filmów z oryginalną ścieżką dźwiękową. 
Kocham kino, ale dźwięk w moim przekonaniu jest nieodłącznym elementem pięknego spektaklu filmowego, równie ważnym co gra aktorska, no co ja będę, jest grą aktorską, bo tego czego w twarzy nie znajdziesz w takim filmowym obrazie usłyszysz w głosie. Taki sobie Sean Connery z tym przepięknym, męskim, mrocznym i pełnym wdzięku akcentem, no jak go można zagrać? i to jeszcze w języku niemieckim....?!

Udało nam się szczęśliwie znaleźć Kino, w którym można było obejrzeć Hobbit'a (część 2) w pełnej krasie, nie tylko obrazu ale i dźwięku. I choć fanką Tolkiena nie jestem (wstyd się przyznać, ale nigdy nie przeczytałam nawet pół zdania... może powinnam nadrobić? ), to zdecydowanie fanką reżysera ekranizacji tolkienowskich powieści - Peter'a Jackson'a jestem. Nie będę się tutaj nad technologią filmu 3D rozwodzić, bo po pierwsze mało o tym wiem, a dokładniej wiem tyle ile zafascynowany Połówek jest w stanie mi przekazać zanim temat mnie znudzi ;), a po drugie zawsze wydawało mi się, że niespecjalnie takie spotkania z wyłażącymi z ekranu kinowego postaciami lubię, ba, nawet mnie drażnią, bo potem boli mnie głowa, boję się konsekwencji zdrowotnych w postaci zeza, co wydaje się być ceną wysoką za kilka godzin przyjemności. Ale, że kobietą jestem, a każda babka ma prawo się i swoje opinie w zależności od humoru i kaprysu zmienić ;) to i ja też dojrzałam i sama siebie zaskoczę mówiąc - że jak Hobbit, to żadne tam kanapowe domowe na iluś tam calach oglądanie, tylko duży ekran kinowy i w 3D i tylko w klimacie TEATRALNEJ SZTUKI, bo taki efekt daje ponoć (znów Połówek występuje tu w roli specjalisty i źródła wiedzy w temacie - o czym możecie poczytać tu: klik) czterdzieści kilka klatek wyświetlanych w ciągu sekundy, czyli dwa razy więcej niż normalne kino, plus oczywiście specjalne okulary. 

Nie było jednej takiej chwili podczas wczorajszego spektaklu, w której poczułabym się znudzona, o nie. Detale jakie można podglądnąć podczas takiej sztuki - gra mięśni twarzy aktorów, charakteryzacja, niebywale dopracowane postacie baśniowe (i tu na kolana powala Smaug w obrazie, ale i też i mowie... eh ten głos.... ), dynamika ciał podczas walk, podróży saniami, końmi i innymi czteronogami, no absolutnie wszystko jest przepiękną ucztą wprowadzającą w niemy zachwyt zarówno obrazem jak i dźwiękiem. Wspaniała magia kina, genialna rozrywka warta każdych pieniędzy.

Nie mogłam opuścić sali kinowej, choć było już naprawdę późno i smak słodzonego popcornu nie jest moim ulubionym, to mimo niekończących się napisów końcowych nie wstaliśmy z krzeseł dopóki w sali nie zapanowała absolutna cisza. W tych krzesłach utrzymały nas dźwięki tego utworu:


a jeśli chcecie posłuchać go podglądając co nieco z samego filmu - popatrzcie tu:

A teraz o prawdziwym dramacie każdej dziewiarki w kinie podczas dłużącego się filmu... na drutki za ciemno, popcorn na słodko to nie jest moja bajka, żywcem nie ma co z łapkami zrobić.. Ale dzięki temu, że na łapki co chwilę patrzeć nie muszę, mogłam wszystko dokładnie obejrzeć co się na ekranie dzieje i co się nosi. I wypatrzyłam, męski czy nie (kwestia sporna bo brokat ma), migający srebrem, mieniący się w świetle księżyca, nie raz zroszony kroplami deszczu, nadpalony gorącymi płomieniami, ale zawsze piękny i nadający niebywałego charakteru Gandalfowi - szary w swych szarościach szyjo otulacz:



Na koniec ciekawostka, zanim seans się rozpoczął musieliśmy przebrnąć przez morze reklam. Ostatnio z telewizją niewiele mam wspólnego, i w związku z tym nie jestem na bieżąco, ale ta jedna konkretnie sprawiła, że przyniosłam wstyd Połówkowi, płacząc i krztusząc się ze śmiechu, bo najwidoczniej tylko dla mnie w kinie była ona "nową" i baaaaaardzo śmieszną, albo przede wszystkim śmieszną, bo nawet oglądana w domu przed chwilą wprowadziła mnie w niekontrolowany rechot.


No to zostawiam Was wraz z tym ciśniętym się na usta rechotem, życząc Wam baśniowego dnia!



9 komentarzy:

  1. te mieszkam w NIemczech i tez tej reklamy nie widzialam, takze sama nie jestes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to przynajmniej mam nadzieję, że się na jej widok uśmiechnęłaś ;)

      Usuń
  2. Ta reklama jest i dla mnie nowoscia! a na Hobbita w 3D po Twoim opisie musze sie wybrac! chocby , zeby ten szalik obejrzec ;) - mi nie przeszkadza niemiecki dubbing- w przeciwienstwie do polskiego, jest dopracowany w szczegolach- ale racja- nie ma jak oryginalna sciezka dzwiekowa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem warto jest go obejrzeć :) więc jak będziesz mieć okazję to polecam !

      Usuń
  3. Z tego samego powodu - chęć zobaczenia filmu w 3D - widziałam w kinie pierwszą część Hobbita. Efekty doceniam, ale się nie zachwycam. Zdecydowanie wystarcza mi po prostu dobre kino. Dubbingu nie cierpię i zawsze wybieram filmy z napisami, nawet lektor mnie denerwuje, szczególnie kiepski. Do kina chodzę sporadycznie ze względu na obecną w nim ludzkość, która ciamka, śmieje się i komentuje oraz z powodu reklam, które mnie wkurzają. Ale kurki niezłe :) Chociaż przyznam się publicznie - kur nie cierpię i się brzydzę :) Nie ma to jak zasiąść w fotelu i oglądnąć sobie film jaki się chce i kiedy się chce. I do tego druciki i wineczko. Ach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Makunko, pierwsza cześć mam wrażenie jest w porównaniu do drugiej - nijaka... ta druga jest po prostu lepsza, choć kur w niej nie ma, ale gigantyczne pająki wyłażące z telewizora już są - a ja mam podobny stosunek do tychże ośmionożnych (chyba) stworzeń jak Ty do tych znoszących jajca ;) mimo wszystko z wrzaskiem nie uciekłam, a to dla mnie całkiem normalne podczas takich bliskich spotkań ;)
      Ludzkość po 5 minutach filmu - masowo zaczęła z sali wychodzić (pewnie dlatego, że nie doczytali, że film w oryginale i w dodatku bez napisów niemieckich - więc mieliśmy cały rząd dla siebie i to w samym środku sali :) nikt nam nie ciamkał, ale za to ja się śmiałam - chyba należę do tej kategorii ludzkości co by Ci w kinie przeszkadzała, bo komentować też czasem muszę, bo inaczej się uduszę;)
      Winko, druciki w łapkach to idealny przepis na wieczór, notabene dzisiejszy taki pewnie będzie, mam nadzieję, że jeśli nie planujesz hucznie wkraczać w Nowy Rok, to taki właśnie spokojny wieczór i Wam się maluje ;)
      Pozdrawiam jeszcze starorocznie;)

      Usuń
    2. Pająki są zdecydowanie najgorsze!

      Usuń
  4. oboje zmężem jesteśmy fanami Tolkiena, książka, szczególnie na początku, nie jest aż tak wciągająca; poza tym są dwie wersje - tzn dwóch tłumaczy podjęło sie przełożenia dzieła i którys przekład jest lepszy(podobno ten, gdzie Aragorn nazywany jest Wędrowcem, a nie Łazikiem). Hobbita nie czytałam - jeszcze, ale obejrzałam pierwszą część. na druga się wybieramy i z tego, co piszesz.... chyba po prostu zostawię męża z dziećmi i sama pojadę:)
    W Irlandii mam to szczęście, że wszelkie filmy anglojęzyczne są anglojęzyczne:) nie wiem, jak jest z innymi, bo nie miałam szczęścia oglądać takich w kinie. Szczerze powiedziawszy, to nie trawię filmów z lektorem(bo wtedy wsłuchuje się w głosy w tle) lub z dubbingiem. wolę już napisy i dźwięk oryginalnych głosów.
    Ciekawi mnie, czy zachęcona filmem przeczytasz książki?
    Anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważnie się nad przeczytaniem "Hobbita" zastanawiam.. ale czy to się uda? ;)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...