Oto jestem... i ten mój byt mierzy się własnie z wyzwaniem dającym nieograniczone możliwości odniesienia sukcesu jak i poniesienia porażki. Ręce mi się trzęsą jak Wam o tym piszę :) Zniszczę, czy nie zniszczę? uda się ,czy nie? aaaaa.. kto by się tam martwił skoro otwierają się dla mnie nowe wrota kreacji i tworzenia...
Z pewnością, niebywale kluczową składową całego procesu jest odwaga, i na pewno trochę szczęścia. Nigdy nie byłam dobra w kalkulacjach, choć jako uczennica liceum uwielbiałam lekcje chemii (no, nauczycieli już trochę mniej, ale zajęcia zawsze!) i wszelkie zadania dotyczące proporcji. Liznęłam wtedy przyjemności "mieszania" i poczułam ile zmiany może dać mikro szczegół w dozowaniu poszczególnych składników. Ale wtedy to była czysta teoria bez poparcia w praktyce i ledwie na poziomie zestawu dla dzieci "mały chemik". Teraz zaczyna się prawdziwa dla mnie przygoda, praktycznie mierzalna tą jednostką, którą sobie już od jakiegoś czasu umiłowałam, czyli sznurem.
Motki do farbowania, które zakupiłam już czas jakiś temu, leżą sobie pozamykane w szafce z obawy przed niszczycielskim wpływem kurzu i mojego Rudego Towarzysza Życia. Nie wiedzieć czemu, zamówiłam takie cudowności, których nie mogę od tak sobie zaprzepaścić eksperymentalnym farbowaniem lub zmuszona porażką w farbowaniu, na czarno-czarno pomalować! o nie! coś innego musiałam wyszukać. I znalazłam. Dawno temu zakupioną cieniznę, 100 % merino (jakieś 1400m w 100g) na konie, oczywiście zakupioną z myślą o pracy na maszynie dziewiarskiej. Wygląda na to, że tej konkretnie cienizny nie będzie mi w żaden sposób szkoda, bo mam jej jeszcze jakieś... no, dużo w każdym razie :)
Żeby jednak nie było tak strasznie nudno, zamiast przewinąć w precelka, co w przypadku takiej cieniuteńkiej nici trwałoby pewnie wieki i nie wiem jaką eksplozją wulgaryzmów było okraszone, wykonałam coś a'la szal, ściegiem gładkim, oczywiście maszyną dziewiarską. Udzierg jest leciuśki - jedyne 61g, luźno dziergany, żeby mi te farbki w każdy zakamarek się wgryzły i przegryzły, a najlepiej elegancko w upragnione odcienie się zmieszały (no co, pomarzyć można, prawda? ;).
Przydaje się, Wam powiem, w domu Mąż hobbycholik ;), posiadacz niebywałych urządzeń i gadżetów niezbędnych do modeli malowania i klejenia, oj przydaje. Wpadłam tam w jego szafeczkę na rekonesans... No, heroinista miałby u nas używanie, są igiełki, strzykawki, pipetki, tylko podgrzewacza jeszcze nie znalazłam, mnóstwo flaszeczek z farbkami (naliczyłam dziś dwadzieścia sztuk, z czego aż (!!!!) 6 w różnych odcieniach czerwieni - buu... ja mam tylko jedną :( ), jeszcze więcej pędzelków, taśmy, jakieś mazie i oczywiście - jednorazowe rękawiczki! :) Noo... to tak to ja mogę eksperymentować...;) Trzeba by tylko jakoś listę gadżetów niezbędnych dla mnie (na przykład chemiczne łyżeczki, takie co same odmierzają, menzurki, flaszeczki małe plastikowe z dziubkiem, żebym nie musiała do salaterek czy słoików (o zgrozo) tych moich wyczekanych farbek wlewać...) trzeba by było tylko taką listę jakoś zrobić i sprytnie podpiąć Połówkowi do jego własnej niezbędnych przydasiów. Kto tam zauważy, że to nie dla niego :)
My tu sobie pitu-pitu, a mi się tam wełenka moczy i czeka... no to lecę mieszać, pędzlować, brudzić się trudzić i zęby przy tym suszyć :) jak się do końca tygodnia nie odezwę, znaczyć to może tylko jedno, że źle wyszło i ze wstydu płonę ;)
A na pożegnanie, mały podgląd na Nelumbo w pozycji horyzontalnej (czyli na leżaku blokującym) i jego wiernego strażnika! Rudy pozwoliłby całą chatę wynieść obcym, ale moich udziergów dzielnie strzeże! szkoda tylko, że nawet mnie się do swetra zbliżyć nie pozwala i ogonem próbuje odstraszyć... kto by pomyślał, że kociska takie różowo-lubne ;)
Trzymajcie za mnie kciuki... może uda mi się pomidorówki dziś nie zzielenić ;)
Duży buziak! :)
Podziwiam za odwagę i z niecierpliwością czekam na efekty farbowanek.
OdpowiedzUsuńCzy Twój Rudy Towarzysz Życia mógłby się niego przesunąć bo strasznie ciekawi mnie Nelumbo którego pilnuje!
pozdrawiam:)
No coś Ty, mówię Ci, to pies / kot ogrodnika, sam nie założy a mnie tez nie da :)
UsuńJuż po farbowaniu... ale fajnie było!!! wyszło "oszywiście" ;) to co chciałam :D
Ależ nie zniszczysz, mowy nie ma wbrew pozorom wełnę podczas farbowania nie tak łatwo jest sfilcować.... no a jak masz do tego wiedzę fachową... nie ma się czego bać....
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię farbowanie na parze, jeśli farbuję na wiele barw i z reguły jeśli z kimś o farbowaniu rozmawiam, to właśnie ten sposób polecam ;)
pozdrawiam
za późno... wrzuciłam do mirkofali i najwidoczniej miałam w środeczku eksplozję małą ognistą czerwienią buchającą.... :D chyba ta stara mirkofala oficjalnie dołączyła do grona niezbędnych gadżetów służącyh mnie i mojej zabawie w małego chemika artystę ;) uuuupss...
UsuńW mikrofali też niektórzy sobie chwalą, ja nie mam to i nie próbowałam... spora część osób wielbi piekarnik.... dla mnie najwygodniejszy sposób, to garnek z niewielką ilością wody a na nim durszlaczek z wełną zawiniętą w folię spożywczą, wygodnie, a przy tym garnek się nie farbuje...
Usuń:)))))))))))))))))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńPopłakałam się czytając o małym chemiku, Twoim mężu co to czerwień kocha i jeszcze o Rudym który strzeże udziergu niczym dzielny rycerz, nie wspominając o pomidorówce z zielonych pomidorów! Na poprawę humoru nic tylko otwierać i czytać Twoje posty - jesteś niezawodna!
Już widzę jak się trzęsiesz nad tym kotłem co w nim mieszasz - tylko nie wiem czy bardziej z nerwów czy z ekscytacji??? :))))) Powodzenia!!!
:D Ale Ty masz wyobraźnię :D
Usuńja się nie trzęsę (choć michelinki moje się do tego nadają ;) co najwyżej drżę zalękniona :P :) i nad żadnym kotłem nie stoję, co najwyżej nad blatem kuchennym zabezpieczonym całkiem nowoczesną folią i tonem gazet :)
już po... ale było fajowo!!! :D
Trzymam mocno!!
OdpowiedzUsuńTylko nie puszczaj...!
Usuńa dobra, już możesz puścić :)
No i poprawiłaś mi humor:) Oczami wyobraźni widzę Cię jak niemalże Czarownicę nad kotłem z wełenką:)
OdpowiedzUsuńPowciągałam wczoraj nitki i namoczyłam Gadzinę Cudną:) Zimno się u mnie zrobiło, więc od razu na grzbiet pójdzie. Zdjęcie pierwsze więc chyba w domku cyknę, bo za oknem szaro.... I nie czekaj mi tu za długo za pokazanie efektu mieszania:) Normalnie ciekawość mnie zżera:) No musiałaś coś innego z tą mgiełką wymyślić:) Trzymam kciuki!!!
Czarownica?? ja??? Iza ja miotły nie mam... mop się nada ? ;)
UsuńTy już mnie tu nie czaruj opisem słownym gadziny tylko demonstruj wreszcie! .. :D
Czymamy ze wszystkich sił :))))
OdpowiedzUsuń;DDD
UsuńDasz radę! I nie wykręcaj się, pokazuj zaraz co Ci tam wyjdzie, nie Tobie oceniać czy ładne :))) od tego jest publiczność!
OdpowiedzUsuńJeszcze się do Was odzywam, bo czekam aż się wystudzi i ocenię czy się nada do publicznego obnażania, to moje marne gotowanie ;)
UsuńHi, hi, jakiś czas temu tę samą książkę nabyłam jako wsparcie teoretyczne literaturowe :))) Możemy sobie przybić wirtualną piątkę ;) Z tą odwagą to masz rację, że tak zacytuję klasyka - "najtrudniejszy pierwszy krok"...
OdpowiedzUsuńPrzybijam Ci zatem wirtualnego piątala i jeszcze poszturcham żółwikiem :)
UsuńMy... "szpecjalisztki" to wiemy, że od literatury to się zacząć powinno, co nie? ;) A Ty tż tak miałaś z tą książeczką, że skakałaś po stronach w poszukiwaniu interesujących Cię informacji z pominięciem innych??? zastanawiam się czego podczas farbowania nie zrobiłam, bo mam takie uczucie, że jednak o czymś zapomniałam właśnie... hmmm ;)
Super! Ja też w planach mam farbowanie, ale uwzięłam się, że najpierw zrobię to co na drutach wisi a później się zabiorę za kolorowanki.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać cóż to z tego Ci wyjdzie.
A lotosowy zapowiada się cudownie i te tajemnicze zdjęcia jeszcze mocniej działają na wyobraźnię.
Nie zachęcam do farbowania, jeszcze, ponieważ własnie przede mną wizja ogarniania nieporządku, którego jestem autorem, ale jak już ogarnę, to się przyznam jak na spowiedzi czy warto :)
UsuńTo ja czekam na te kolorki.... :)
OdpowiedzUsuńja też ja też... ale studzi się wełenka, no to chwilkę poczekamy :)
Usuńciekawa jestem co wyszło :)
OdpowiedzUsuńwyszło takie coś, którego się nie będę wstydzić pokazać, więc jak na raz pierwszy jestem całkiem kontenta :D
UsuńWystarczy napisać o czymś czego się nie pokaże i wszystkie ciekawskie tego świata , w tym i ja , siedzą przed kompikiem i czekają. Co tam takiego wyszło! Wredota jesteś, że ani jednego zdjęcia, nawet malutkiego nie pokazałaś! no to czekam dalej.
OdpowiedzUsuńAle ja nie mogłam pokazać, bo jak publikowałam posta to jeszcze nie było czego pokazywać :) ale już mam! padniesz :D specjalnie dla Ciebie wrzucę jeszcze dziś, żebyś się choć na chwilkę oderwała od problemów zdrowia i barwami nacieszyła oko :)
UsuńNie mogę się doczekać efektu. Jakich barwników używasz?
OdpowiedzUsuńbarwniki są firmy z A. na przedzie, znanej i podobno lubianej bardzo wśród prządek farbujących :)
Usuńa kolory to podstawowe, czerwień, błękit, żółty i róziowy ;) nie mogłam się oprzeć :)
No jak tam, już coś widać? pokaż chociaż kawałek, nie bądź taka :)
OdpowiedzUsuńna FB już jest parę fotek, ale Ty to wiesz, bo już widziałaś :)
Usuńhahaha... Się wie! Ty to mnie jeszcze nie znasz, moja Droga :P ;)
OdpowiedzUsuń