Niebywałe jak nas - uzależnionych od sznura - jest wiele! Niezwykłe jest to, jak wiele twarzy ta wspólna dla nas namiętność przyjmuje! Jeszcze bardziej ciekawe jest to, co dziewiarka potrafi zrobić, żeby przemycić, nie godząc w spokój domowego ogniska, jeszcze jeden motek, komplet drucików czy paczuszkę z dostawą wełny, będącą konsekwencją szaleńczego poczucia "muszę mieć" podczas wirtualnego wypadu na włóczki. Bo przecież każda z nas ma swoje na to metody :) Niektóre z tych metod przez Was opisanych postanawiam zapożyczyć i wdrożyć w życie :)
Dwa dni temu przemyciłam do domku te oto skarby... :
Wasz odzew kompletnie mnie zaskoczył! Wiedziałam, że moje "muszę mieć" nie różni się od tego samego poczucia towarzyszącego kolekcjonerce butów czy torebek. Świadomość, czego ta potrzeba dotyczy, bo przecież zmusza mnie do zakupywania kolejnych sznurków, które same w sobie dla większości społeczeństwa nie mają wartości, gdy z kolei dla mnie warte są więcej niż flakonik z ekskluzywnymi perfumami czy naszyjnik wysadzany kamieniami, powodowała niejednokrotnie zawstydzenie. Jakżeż się myliłam! I jakie to wspaniałe uczucie odnaleźć w morzu innych ludzi tyle pokrewnych dusz pożądających jednocześnie tego samego! Dziękuję Wam za to!
Jedna z Was (Kasiu, dziękuję ci za ten pomysł) zamarzyła sobie o: Sanatorium dla Włóczkoholików. Idylla się przed moimi oczami objawiła, miejsce wypełnione po brzegi oszalałymi na punkcie włóczek kobietami, biegającymi po korytarzach z obłędem w oczach w poszukiwaniu tego wyśnionego koloru, idealnego i niegryzącego składu, miejsce w którym nigdy nie zapada cisza, gdzie każdy temat dziewiarski jest tematem dobrym, a każda z nas ma szansę poznać nowe tajniki, techniki, sztuczki dziewiarskie. Marzenie...
I jak się nad tym dłużej zastanowię, to tak właśnie wyobrażam sobie każde warsztaty/spotkania dziewiarskie, w których wiele z Was uczestniczy już od dawna, a ja z racji miejsca zamieszkania, podglądam wirtualnie.
Jakiś czas temu przez rękodzielniczą blogosferę głośnym i wciąż tu i tam pohukującym echem odbił się pewien artykuł o jednej z dziedzin rękodzielnictwa, którą z przyjemnością nazywam sztuką. Nie będę nic o samym artykule pisać, ponieważ uważam, że nie zasługuje on na nic więcej jak tylko oburzenie i śmiech, bo na pewno nie na komentarz. Mam wrażenie, że autorka zagwarantowała sobie poprzez prowokację i krzywdzące stereotypy rozgłos, w myśl zasady - nie ważne o czym się mówi, ważne żeby się mówiło, który nie powinien mieć miejsca.
Stereotypy to nic więcej jak przekonanie/ skróty, które ułatwiają nam funkcjonowanie i przyspieszają reakcję. W sytuacji zagrożenia każdy z nas kieruje się jakimś rodzajem stereotypu, bo na przykład wracając wieczorną porą napotykając biegnącego za nami mężczyznę ubranego w dres... co myślimy? że to biegacz? maratonista, który odbywa własnie swój trening? czy może automatycznie założymy, że ten ktoś stanowi dla nas zagrożenie?
Zazwyczaj stereotypy nam służą, ale zapominamy o tym, że bardzo często są one krzywdzące dla osób, których one dotyczą. Bo czy każda Pani nosząca moherowe nakrycie głowy (kocham moher!!! a najbardziej ażury moherowe!) musi być niemiła? (wiecie co mi chodzi?) Albo czy każda blondynka musi mieć iloraz inteligencji poniżej normy? (to pytanie retoryczne ;) )
Pojawia się zatem pytanie, dlaczego coś, co nas tak bardzo niejednokrotnie ratuje i sami często w życiu stosujemy oburza nas, jeśli odnosi się do nas? No bo właśnie godzi w nasze ja i wrzuca nas do szufladki z innymi, z którymi wcale się nie utożsamiamy.
Jestem dziewiarką. Uwielbiam sznurki! nie potrafiłabym usiedzieć nawet 5 minut przed telewizorem bez robótki. Połówek to wie i rozumie, a przynajmniej stara się to akceptować, bo żeby zrozumieć w pełni musiałby siedzieć obok mnie na tej same kanapie z podobną robótka w łapach ;) Na szczęście nie ma takich ciągot, bo chyba musielibyśmy zamiast materaca mieć motki :O :)
Już jako dziecko towarzyszyło mi przekonanie, że to co robię/ dziergam, nie ma wartości. Tato patrzył na mnie pobłażliwie, sąsiedzi nie rozumieli, a brat wyśmiewał. Jedynie mama doceniała co wykonałam sama dostrzegając w tych moich dziergadłach coś niezwykłego. Całkiem niedawno trafiłam na kurs językowy, na którym jeden z nauczycieli, dowiedziawszy się o tym, jakie mam hobby, wybuchł śmiechem. Bo nawet tu w Niemczech dziewiarka ma jedno tylko oblicze - to starsza pani, na emeryturze, która ma dużo wolnego czasu i ten swój czas twórczo wykorzystuje robiąc dla wnuków skarpety. Ten stereotyp jest uniwersalny i jak widać międzynarodowy.
Po co o tym pisze? jest mnóstwo niezwykle krzywdzących nas, dziewiarki, stereotypów, które społeczeństwo powiela. W ramach namiastki Sanatorium dla Włóczkoholików proponuje Wam zebrać te wszystkie stereotypy, z którymi się spotkałyście podczas Waszej przygody z dziewiarstwem i spisać je w jednym miejscu. Powszechnie wiadomo, że to, co nas boli i gniecie, a co na co dzień tłamsimy i zduszamy w sobie, ma niekorzystny wpływ na nasze zdrowie. Dajmy zatem upust swojej frustracji.
- Nie znoszę jak ktoś wyśmiewa moje hobby, moją pasję, moje zniewolenie, twierdząc, że to zajęcie dla pań na emeryturze, i żeby nie było - mam ogromny szacunek do starszych od siebie. Jestem młoda (stosunkowo ;)), mogę już od kilkunastu lat oddać głos podczas wyborów. I nie widzę niczego śmiesznego w tym, że dziergam. I kompletnie bez znaczenia jest czy mam 10, 20... czy 60 lat, jeśli to tylko sprawia mi radość!
- Nie znoszę jak ktoś mi wmawia, że produkt przeze mnie wydziergany powinien kosztować mniej niż ten z bazarku. Nie rozumiem kompletnie oczekiwania zaniżania ceny produktów powstałych w rękach. Na szczęście wartość rękodzieła, jako produktu unikatowego, niepowtarzalnego i z duszą wzrasta wraz z potrzebą odejścia od produktów masowych.
- Kompletnie nie rozumiem dlaczego w przekonaniu niektórych pasja dziewiarstwa jest stratą czasu. Kocham rzeczy niezwykłe, wciąż uczę się odwagi i doceniania samej siebie oraz rzeczy, które sama wyprodukowałam przy użyciu drucika i sznurka. I dumnie na co dzień je noszę. A przynajmniej staram się dumnie je nosić ;)
A jaki stereotyp dotyczący dziewiarki Ciebie boli najbardziej?
Pozdrawiam.
Asja