Pokazywanie postów oznaczonych etykietą AW. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą AW. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 3 marca 2015

o zdrowiu, chorobie i wiośnie - AW (anonimowego włóczkoholika rozterki)


Wiosenne porządkowanie co prawda jeszcze przede mną, ale ostatnio poczułam ogromną potrzebę przetrzebienia własnych zapasów w poszukiwaniu zestawienia kolorystycznego prawie idealnego.. i tak wpadłam na kilka motków pozornie nie pasujących, ale jakże wiosennych i optymistycznych w połączeniu. Długo się nie zastanawiałam, od razu sięgnęłam po wzór, który już od dawna za mną chodził ( At Dawn Joji Locatelli) i dziergam bezkresne prawe z niebotycznych rozmiarów uśmiechem na buźce. Mało jest takich projektów ściegiem francuskim dzierganych, które mnie ostatecznie nie nudzą.. z tym tak, o dziwo, nie jest.. Prosta zasadniczo konstrukcja, powtarzalna, sprytna i bardzo ciekawa i mnie nie ma ;) zasuwam jak szalona.. :D I choć mam wrażenie, że wyjdzie ciut mniejszy niż chciałabym (cieńsze włókno niż zalecane nie było może najszczęśliwszym wyborem), to już się nie mogę doczekać jak skończę i się totem omotam! :D


Lubię takie bezmyślne i efektowne dzierganie, lubię bardzo, jak dzianina leniwie przyrasta zaskakując, czy to kolorem, czy konstrukcją, relaksuje mnie to, uspokaja i pozwala nabrać dystansu do spraw, które zasadniczo zatruwają mój spokój ducha. Jakoś sporo się ostatnio zwaliło na głowę rzeczy, które gdzieś i jakoś podkłuwają, podcinając skrzydła. Mogłabym, oczywiście, wypocić te toksyczne myśli sportową aktywnością, przegonić zajęciem, jak wiosenne porządki, czy zaczytać porywającą lekturą, ale z wielu możliwości najbardziej korzystny dla mnie zawsze jest dziergsession, z fajnym wzorem, morzem prawych i bajecznie kolorową dzianiną.. Wtedy myśli nagle zaczynają zwalniać i zmierzać w pożądanym kierunku. Wtedy też rodzą się pomysły niezwykle ciekawe, na nowe, sznurowe eksperymenty.. jeden już od dawna w mojej głowie siedzi i chyba w końcu i ja do tych myśli dojrzałam. Projekt zakładający realizację kilku podpunktów, od wyboru włókna, przez odpowiednie farbowanie, przez niezwykle inspirowane naturą ściegi, kształty i konstrukcje. Wiele czynników, jeden, niewielki projekt. Wystarczy zrobić pierwszy krok.. Tylko tyle i aż tyle..

Pierwszy krok to nie taka prosta sprawa, jakby się nad tym zastanowić głębiej. To taki zazwyczaj mały kamyczek, dzięki któremu powstać może kiedyś lawina gigantycznych rozmiarów, to kropelka deszczu letnią porą zwiastująca oberwanie chmury z gradobiciem. Jeden mały krok, który może uwolnić prawdziwy żywioł. 

Całkiem niedawno miałam przyjemność "pobajdurzyć" z jedną z Was na temat drogich włóczek. Zapytana bowiem zostałam, czy to jest normalne wydać gigantyczną kwotę na kilka motków wymarzonej włóczki, nawet nie swetra w całości, tylko włóczki, sznurka, nitek, zwiniętych może i w cudny precel, ale wciąż nienoszalnych i niepraktycznych, luźno wiszących nitek, półproduktu, którego ostateczny wygląd tkwi w moich własnych rękach i jest wysoce nieprawdopodobny.. Otóż mnie już te wątpliwości nie dotyczą. Nauczona doświadczeniem wiem, że więcej serca i miłości wkładam w projekt, którego włókno prawdziwie mnie zachwyca. Nie wiem dlaczego, ale chcę wierzyć, że to babska srokowatość i zamiłowanie do blasku, prowadzi mnie i moje gusta w kierunku dzianin raczej tych droższych, luksusowych, pięknych, samych w sobie. Nie dam sobie wmówić, że to "bez sensu" albo, że to "rozrzutność", albo że "wyrzucanie pieniędzy w błoto", tak często słyszane z ust normalnego, niedziergającego śmiertelnika. Nie docierają do mnie argumenty, że w "tej cenie" to można buty, pół kuchenki, 3 torebki i płaszcz na zimę.. nie dam sobie wmówić, że sweter sklepowy 3 x mniej kosztuje, jak ten jest mój, od początku do końca, temi ręcami wydziergany, z tym serduchem i z tą głową. No i co z tego, że patrzą na mnie jak na wariata, co z tego, że mają inne priorytety, ja mam swoje, i moje są najmojsze! 

Taka sytuacja mi się przypomniała, jakiś czas temu uczęszczając na kurs językowy, dzień w dzień miałam wątpliwą przyjemność czerpać wiedzę i umiejętności językowe od wyjątkowego seksisty, Nauczycielem był świetnym, ale jego wyjątkowa zdolność do szufladkowania w zależności od płci i naklejania etykietek wszelkiej maści, straszliwe była rażąca. Grupa młodych uczniów, pod wpływem jakiegoś pseudo naukowego artykułu w języku obcym, wdała się na jednych zajęciach w dyskusję na temat płci właśnie i pewnych stereotypów, czyli raj dla nauczyciela. Cwaniak próbował z rubasznym śmiechem przekonać wszystkich, że wszystkie panie mają problem zakupowy, zwłaszcza dotyczący torebek i butów.. zalała mnie krew, bo jak zazwyczaj staram się być wyrozumiała, żarty na temat kobiecego braku kontroli na widok butów, jakoś szczególnie mnie wtedy dotknęły. Oburzona wdałam się w dyskusję, notabene w języku obcym, stąd nie była to łatwa przeprawa, ale się nie poddawałam (mówiłam już, że nauczycielem był świetnym? mnie wkurzeniem zmanipulował do dyskusji, na innych działał rozbawieniem i komfortem, ale nie na mnie, to był jeden z pierwszych dni na kursie, kiedy "przemówiłam w obcym języku"!). Zarzuciłam niesprawiedliwość i krzywdzące konsekwencje etykietowania, nie dotarło.. No to się zapytałam, jak to z nim jest, bo najłatwiej tą samą bronią uzurpatora załatwić ;) z samochodowym konikiem nie trafiłam, z fotograficznym sprzętem nie trafiłam, ale dość szybko wpadłam na trop doskonały - wiertarki i sprzęty wszelkiej maści okołoremontowe. I się wylało.. że ma ich kilka kolekcji, kilka pudeł, i że wszystkie wiertarki są niemożliwie potrzebne i żadna nie była zakupiona pod wpływem fanaberii, bo przecież są inne.. trochę jak te zarzucane wszystkim paniom kolejne pary butów czy torebki! każda inna, każda niezbędna, każda wyjątkowa! 

Trochę jak te nasze włóczki, każda cudna, każda z innym charakterem, każda wyjątkowo bliska sercu i jakże inna od koleżanek z pudła! 

No to jak to z Wami jest? dajecie się jeszcze wrzucić do wora "zwariowanych na punkcie sznura" i wstyd odczuwać, czy jesteście z siebie dumne? jest jakaś włóczka, której nie kupiłyście właśnie ze względu na człowiekowe, pełne pogardy spojrzenia i teksty? Czy bimbacie sobie to, co inni myślą? Co jest normą w dziewiarstwie, a co już normą nie jest? 

Jednym z czynników decydującym o tym, czy zachowanie jest postrzegane jako zdrowe, czy chore w psychopatologii jest opinia większości.. Jeśli zatem większość mnie na stos wyśle za tę moją rozrzutność i te moje urojenia, bo w końcu nie dość, że gadam do sznurów, to one mi jeszcze mówią, co mam robić (!?), to trudno, będę przynajmniej z uśmiechem się palić..

...bylebym nie miała ulubionego swetra na sobie (takie na przykład Nelumbo.. o nieeeeeee!... albo Cocachin!), albo chusty.. albo czapki.. nieeeee......... ;)

Miłego dnia,
 pełnego zdrowego dystansu, 
Kochani!


wtorek, 9 grudnia 2014

V Sympozjum AW: w poszukiwaniu doskonałego rozmiaru...

Dzierganie ręczne w całym swoim bogactwie dostępnych projektów niesie ze sobą nieskończoną ilość możliwości uzyskania idealnego ciucha. I za to kocham dzierganie! Nie dość, że sama decyduję o kształcie i formie dzianiny, co pozwala mi na przeczekanie "modnych trendów" narzuconych mi przez producentów odzieży (o tym pisałam tu: klik), pozwala mi dostosować włókno do własnych potrzeb, bo jak mi się marzy luksus i chłód na lato to wybieram jedwabie, jak chcę przytulności ciepła i miękkości, wybieram włókno z kaszmirem, jak zamarzy mi się rustykalna surowość to sięgam po tweedy, a jak nic mi się nie marzy, a chce mi się ciucha, który wytrzyma ze mną wiele lat, to sięgam po mieszanki twarde, wytrzymałe. Mało tego, podczas wyboru kolejnego motka (umówmy się, to nigdy nie jest JEDEN motek, a zawsze minimum 2 lub więcej, najczęściej więcej... ;)) decyduję czy dzianina ma mi się "przelewać" przez ręce, czy swoją sztywnością grzać aż do czerwoności, czy ma mieć sterczący włosek, czy błyszczeć metalicznie. To wszystko chcąc dokonać idealnego zakupu wełny muszę już wiedzieć jeszcze zanim przekroczę próg sklepu z włóczkami. Ale to tylko jeden aspekt "kształtowania dzianiny", o którym decyduje wykorzystana włóczka.

Drugim, równie ważnym jest wybór doskonałego wzoru. Ravelry w tym niewątpliwie może pomóc (albo i zaszkodzić.. bo jak tam ludź na chwil kilka wpadnie w poszukiwaniu idealnego swetra czy dodatku, to przepadnie.. na wieki!), pinterest, etsy czy inne kopalnie wzorów i inspiracji, czy dostępne w sprzedaży miesięczniki/kwartalniki z rękodziełem. Załóżmy, że mamy swoich wybrańców, wzory, które na nas czekają i kuszą od lat.. (tylko mi nie mów, że nie masz takich, bo i tak nie uwierzę ;)) Zanim jednak nacieszysz się idealnym sweterkiem czeka Cię wyprawa niemalże jak w poszukiwaniu św. Graala.. bo trzeba wybrać i znaleźć to, od czego zależy wszystko, a nikt nie potrafi powiedzieć jaki, dokładnie powinien być - doskonały rozmiar!


Przede wszystkim zwróć uwagę na jeden, cholernie ważny aspekt każdego wzoru dziewiarskiego - końcowe wymiary dzianiny. Wiele z pośród projektowanych dzisiaj części garderoby trzyma się standardów ustalonych przez trendy, wiele jednak od nich odchodzi. W związku z czym możesz wybrać projekt z pośród "oversajzów", czyli dzianiny znacznie szerszej niż Twoje własne wymiary, dopasowanych czy luźnych, ale bez przesady. Załóżmy, że wybrałaś konkretny model i sięgasz automatycznie po rozmiar M, bo taki właśnie od lat nosisz. Jest kilka czynników, na które powinnaś jednak zwrócić uwagę, żeby uniknąć rozczarowania skończonym projektem:

Pomierz dokładnie swoje wymiary


Pierwszą rzeczą jaką powinnaś zrobić jest dokładne poznanie swoich własnych wymiarów ciała, zmierz się zatem w kilku miejscach, najlepiej bez kilku warstw wierzchnich, albo najlepiej zaglądnij na blog Kingi: klik, która pięknie zademonstrowała w jaki sposób pobrać miary ze swojego ciała. Zapisz je sobie na karteczce i od czasu do czasu sprawdź czy się nie zmieniły.. kobieta wszak zmienną jest :D .. ekhm.. 

końcowe wymiary dzianiny dla Twojego rozmiaru
Dlaczego powinnaś tam zajrzeć? Każdy projekt dziewiarski jest inny i jest ucieleśnieniem fantazji projektanta, stąd porównując kilka wzorów dziewiarskich szybko zauważysz, że wymiary skończonej dzianiny dla tego samego rozmiaru (na potrzeby dzisiejszej rozmowy skupmy się na rozmiarze "M") są różne. A to właśnie dlatego, że w projekt dziewiarski zazwyczaj wkomponowany jest już "luz", czyli swetry, które powinny być noszone jako bardzo luźne będą mieć znacznie większe obwody w miejscach, w których autor projektu je przewidział, z drugiej zaś strony, te dzianiny, które zaprojektowano z myślą o podkreślaniu kształtu sylwetki będą mieć obwody nawet kilka cm mniejsze od Twoich rzeczywistych wymiarów. I to nie jest żaden błąd! 

Dzianiny ze względu na stopień dopasowania można podzielić na kilka grup: 
  • bardzo dopasowane: to dzianiny o tym samym obwodzie co rzeczywisty lub mniejszym
  • umiarkowanie dopasowane: to dzianiny z obwodem od 2-5 cm większym niż rzeczywisty
  • standardowo dopasowane: to dzianiny z obwodem od 5 -10 cm większym niż rzeczywisty
  • luźne: to dzianiny z obwodem od 10-15 cm większym od rzeczywistego
  • bardzo luźne, "oversize": to dzianiny z obwodem od 15 cm w górę większym od rzeczywistego.
Jeśli jesteś choć trochę podobna do mnie, wiesz doskonale jaki stopień dopasowania dzianiny służy Tobie najbardziej. Ja się dobrze czuję w dzianinie dopasowanej lub lekko luźnej, nie dla mnie "oversajz" znaczny, który mnie znacznie wizualnie skraca (co to za przyjemność odejmować sobie cm we wzroście, jak się w kapeluszu ma ledwo ciut więcej niż 160 cm...) i na dokładkę poszerza, choć nie powiem, tęsknym okiem oglądam się za swetrami z tych bardzo luźnych, z grubaśnymi warkoczami, lejącymi, taaaakimi z wyglądu wygodnymi i cieplutkimi.. ale wiem, że 20 cm naddatku dzianiny sprawi, że będę wyglądać jak owinięta kocem (wiem jak wyglądam jak się kocem zawinę, bo ostatnio tylko tak mnie w domu można zastać ;) ) i to raczej nie jest wygląd z tych zaliczanych do kategorii "wyjściowej".
Znając swoje wymiary rzeczywiste, zamysł projektanta z gotowego wzoru oraz to, co nam najlepiej służy możemy dobrać idealnie rozmiar dzianiny, którą chcemy otrzymać. Nie służy mi co prawda rozmiar zbyt obszerny, ale mogę na przykład wybrać z dostępnego projektu ten rozmiar, który będzie stanowił idealną konfigurację trzech powyższych. Tego typu zmiany wymagać będą prawdopodobnie modyfikacji w tych miejscach dzianiny, które wraz z rozmiarem zmniejszają/powiększają się (na przykład obwód rękawów, czy dekoltu), i o tym  też powinniśmy pamiętać.

włóczka
Nie zawsze mamy możliwość zakupienia takiej samej przędzy, jak użył w projekcie projektant, nie zawsze też podoba nam się wykorzystane włókno, choć fason projektu jest idealny, często zatem musimy modyfikować wzór na potrzeby wełny, którą dysponujemy. Najlepiej jest jednak wybierać wełnę  najbardziej zbliżoną do tej wykorzystanej we wzorze, żeby nie musieć modyfikować czy przeliczać całego wzoru. Aby to zrobić zwróć uwagę na kilka czynników:
  • metraż i gramatura - jeśli mamy na oku wzór, w którym została wykorzystana wełna DK (powiedzmy 200m /100g), a nie zamierzamy modyfikować wzoru - szukajmy wełny o podobnym metrażu i gramaturze.  Użycie wełny typu fingering to nie jest dobry pomysł, próbka nam nie wyjdzie (nie ma szans!) a chcąc przeliczyć wzór do naszej próbki, będziemy musieli przeliczyć wszystkie wymiary dzianiny....... ja wybierając gotowy projekt robię to właśnie dlatego, żeby nie musieć przeliczać.. wybieram zatem dzianinę najbardziej zbliżoną metrażem i gramaturą do tej wykorzystanej we wzorze. 
  • skład - surowiec  z jakiego powstało włókno jest jednym z ważniejszych czynników wpływających na to jak pracuje w projekcie dzianina. Te z dodatkiem jedwabiu będą błyszczeć, ale tez i dzianina będzie lejąca, gładka. Włókno surowe, twarde pięknie eksponujące warkocze trudno jest zastąpić włóknem z włoskiem jak moher czy alpaka. Sprężystość, to kolejny aspekt, na który skład wełny ma ogromny wpływ. Najlepiej, żeby się nie rozczarować szukać takiego substytutu dla wełny, która jest najbliższa również i składem do włókna, którego efekt chcemy uzyskać.


Masz już wełnę, doskonały projekt, którego rozmiar idealnie będzie pasował do Twojego ciała,ale ciągle przed Tobą największa zabawa - dzierganie! Żeby i ta część procesu tworzenia dzianiny idealnej, oprócz radosnego stukotu pracujących drucików, przyniosła oczekiwany efekt, zrób sobie przysługę i ZRÓB PRÓBKĘ!!! o zaletach takowych pisałam już kiedyś tu: klik Jeśli Twoja próbka różni się bardzo od tej podanej w opisie, żongluj rozmiarami drutów w poszukiwaniu tego, który da Ci idealną próbkę, a informacje zawartą we wzorze na temat rozmiaru drutów potraktuj jako wskazówkę. Każda z nas dzierga trochę inaczej, więc naprawdę nie ma w tym nic dziwnego, że musimy używać różnych drutów, żeby tę samą wełną pracując uzyskać taką samą próbkę. 

I na sam koniec, nie zapomnij się przy tym dobrze bawić.. nie dziergaj z poczuciem spięcia czy zdenerwowania, niech Cię druty poniosą.. zapomnij się nad nimi i zrelaksuj... nawet jeśli zdarzy się prucie, dzianina ma to do siebie, że prawie wszystko Ci wybaczy.. jedyne co możesz stracić, to cenny czas, ale z drugiej strony - zyskasz kilka godzin więcej obcowania z drutami, więc zawsze będziesz na wygranej pozycji! :D 

i jak tu nie kochać dziergania? 

No dobra, a teraz proszę się przyznawać, jak to jest z Tobą? modyfikujesz? zmieniasz? czy podążasz za wzorem? dziergasz z innej niż użyta we wzorze włóczki? i jak to wygląda w praktyce? zdarzyła Ci się jakaś wpadka, która stałą się gorzką lekcją pokory dziewiarskiej? pamiętasz co to było? i dlaczego nie wyszło?


środa, 21 maja 2014

IV Sympozjum AW: PRÓBKA. Samo zuuoo, czy świętość?

Dawno nie było u mnie Dziewiarskiego Sympozjum.. dawno nie było godnego tak zacnego grona dziewiarek, jakimi My wszystkie jesteśmy, tematu. Co Wy na to, żeby dziś pogadać o podstawach?


Próbka, gauge, swatch, zwał jak zwał, wszyscy wiemy o co chodzi. A jeśli jeszcze są jakieś wątpliwości będzie krótko i na temat.

  • Czym jest próbka?
Próbka, z języka ang. gauge, to nic innego jak ilość oczek/rzędów znajdujących się w kwadraciku o powierzchni 10cmx10cm (lub 4"x4"). Czym zatem próbka jest dla każdej dziewiarki - JEDNOSTKĄ MIARY!

Pewnie pomyślisz sobie, że zwariowałam, bo przecież jednostki miary znane nam od zarania dziejów to metry, centymetry, milimetry (może niektóre z Was pamiętają jeszcze decymetry?), cale, stopy, czy inne znane i używane na całym świecie. Owszem, to są jednostki miary, które obowiązują też i nas, ale... 

Standaryzacja jednostek miary obowiązuje wszędzie. Co oznacza nie mniej ni więcej, tylko tyle, że 1cm ma taką samą długość w Polsce, w Stanach, czy Afryce. Ale z dzianiną, której najmniejszym mierzalnym elementem jest oczko, to już nie jest takie proste.

Dlaczego to takie ważne by robić próbki?
  • dzierganie jest jak pisanie, każda z nas robi to inaczej!
Każda z nas ma inny styl/technikę/sposób dziergania, i w związku z tym używając tej samej wełny i tych samych drutów możemy uzyskać różne wymiary dzianiny pomimo tego, że ilość oczek będzie taka sama. Dlaczego? Przede wszystkim w różny sposób prowadzimy nić, w związku z czym możemy uzyskać różne wysokości oczek (te dziergane luźniej są dłuższe, te dziergane ciaśniej krótsze i  mniej elastyczne). Dlatego w większości projektów autor doradza, by dobierać rozmiar drutów tak, aby otrzymać najbardziej zbliżoną do oryginału próbkę, bo tylko dzięki temu uzyskamy projekt najbliższy ideałowi.
  • Płacę - wymagam!
Jeśli sięgamy po gotowy projekt, za który musimy często zapłacić, oczekujemy, że otrzymamy idealną dzianinę. Jednym z ważniejszych elementów każdego gotowego przepisu jest próbka (gauge), która zazwyczaj znajduje się na początkowej stronie każdego przepisu. Wszelkie wymiary podane w danym projekcie powstają w oparciu o taką próbkę. Jeśli Twoja próbka różni się od tej podanej w przepisie, nie możesz mieć pretensji do autora projektu, że Twój ostateczny udzierg będzie miał inne wymiary. To Ty nie spełniłaś podstawowych założeń projektu, więc jeśli możesz mieć do kogoś pretensje, to tylko do siebie. 
  • "Próbka to strata czasu..."
Jak często myślisz w ten sposób o próbkowaniu? ile czasu potrzebujesz na wydzierganie kwadracika o powierzchni 12cm/12cm? 15 minut? a ile czasu pracujesz nad swetrem czy chustą? miesiąc? Jaka to zatem oszczędność czasu jeśli przeskoczysz 15 minutowy etap dziergania na rzecz wielotygodniowej i nieudanej ostatecznie pracy? 
  • "Jedno oczko mniej czy więcej nie robi różnicy..." 
Kto by się tam przejmował jednym oczkiem.. prawda? Zastanówmy się jednak czy faktycznie warto umniejszać wagę tego "jednego oczka".

Przykład 1.
 na potrzebę tego przykładu, wyobraźmy sobie, że z wełny typu fingering robimy na drutach sweter, próbka 26 oczek/34 rzędy. 
Załóżmy, że nasza sylwetka posiada idealne wymiary 90-60-90
sweter w obwodzie biustu powinien mieć zatem 90 cm. 
dzięki prostej kalkulacji na propocjach możemy łatwo przeliczyć:

90cm (mój wymiar) - ilość niezbędnych oczek
10 cm (próbka) - 26 oczek

Aby obliczyć ilość niezbędnych dla naszego wymiaru oczek wykonujemy proste działanie:

90x26/10 = 234 

ilość oczek dla uzyskania dzianiny o 90 cm obwodzie w oparciu o daną próbkę to 234

Załóżmy, że nie chciało nam się zrobić próbki i w związku z czym nasza próbka jest większa o 1 oczko. 
10cm - 27 oczek
? - 234
234x10/27 = 86.7 cm 

jedno oczko więcej dla danej próbki dla tego przepisu to aż 3.3cm różnicy w długości.
dwa oczka więcej w próbce i zamiast oczekiwanych 90 cm będziemy mieć 83.5 cm 

Przykład 2. 
załóżmy, że zamiast wełny fingering użyjemy DK o metrażu 300m/100g. Próbka nasza tym razem to: 19oczek/24rzędy

Znów chcemy mieć sweter o idealnych wymiarach 90-60-90
90cm - ilość niezbędnych oczek
10cm - 19 oczek

aby uzyskać wymiar 90 cm w oparciu o próbkę musimy nabrać 171 oczek.
jedno oczko więcej? oto jego waga:

171x10/20 = 85.5cm, czyli jedno oczko więcej/mniej w próbce i mamy 4.5cm różnicy w obwodzie.

Wniosek: im mniej oczek w próbce, tym waga tego jednego jest większa. 

Próbka jest nawet na dołączonych do motków etykietkach od producenta
  • Próbkowanie - prawda o mnie!
Nie ma dobrego spotkania Anonimowych Włóczkoholików bez uzewnętrzniania się. Oto zatem prawda o mnie:
Jeszcze całkiem niedawno myślałam sobie, że próbka to strata czasu i za dużo zachodu, marnuję cenny czas, który mogłabym przeznaczyć na nabieranie oczek na projekt. Długo żyłam w przeświadczeniu, że "na oko" wychodzi świetnie i nie ma sensu tego zmieniać. I tak było, do pierwszej prawdziwej wielomiesięcznej porażki. Nagle otrzeźwiałam i zaczęłam myśleć. Potem dodatkowo zdyscyplinowana uczestnictwem w testach i przymusowym próbkowaniem doceniłam jego wartość - testowanie to nic innego jak sprawdzenie danego projektu właśnie w oparciu o próbkę, jeśli próbka jest inna, to nie ma mowy o sprawdzeniu czegokolwiek.
Nagle okazało się, że jak zrobię próbkę to wychodzi mi dzianina, która jest prawie identyczna z moimi oczekiwaniami, którą zamiast pruć i po kątach rozstawiać, noszę z przyjemnością. Nie popełniaj zatem moich błędów i zacznij próbkować, jeśli jeszcze tego nie robisz, a zobaczysz różnicę!

Czy warto zatem próbkować? Ja mówię, że warto! 
15 minut dodatkowej pracy = brak rozczarowania! 


No to teraz, Drogie Panie, jak to jest z Wami? Próbkujecie? czy wolicie hazard i ryzyko? 
Jakie są Wasze doświadczenia?

czwartek, 17 kwietnia 2014

III Sympozjum AW: Dziewiarka potrafi...

... bo to kobieta zdolna, kreatywna, przedsiębiorcza i na dodatek wyjątkowo pomysłowa. W słowniku takiej nie istnieją słowa: "niemożliwe", "nie da się", "nie dam rady", ponieważ już dawno kreatywność popchnęła ją w kierunku najzwyklejszych: "a co się ma nie dać?", "muszę tylko pomyśleć", oraz "jak by to zrobić, żeby to się tak dało". A co najciekawsze, wszystkie genialne wręcz pomysły Dziewiarki biorą się z potrzeby tworzenia i bardzo często wykraczają poza ramy kunsztu dziewiarskiego. 

Ostatnio natrafiłam na wspaniały post, w którym genialne pomysły Dziewiarek zostały zebrane w jednym miejscu i gorąco Wam go polecam. Mowa tu o blogu: z drutami i szydełkiem przez świat... a dokładniej o tym poście: klik

Skoro z miednicy, a właściwie z dwóch, albo przy użyciu jednej puszki i paru klamerek, bądź wykorzystując drewniane elementy starego fotela można skonstruować motowidło, myślę, że spokojnie mogę pozwolić sobie na wyrażenie poglądu, że w świecie Dziewiarek nie ma rzeczy niemożliwych! Skacząc po różnych blogach dziewiarskich dowiecie się przecież, że za motowidło już od dawna służą nam oparcia krzeseł, nogi kawowego stołu czy krzesła, czy ręce Towarzysza Życia (zwanego potocznie TeŻetem) czy pociechy, do blokowania służyć mogą zwyczajne szpilki (nie miałam styczności z tymi do blokowania, ktoś z Was używa? co o nich myślicie?), w roli maty blokującej elegancko sprawdzi się ręcznik i dywan, itp., itd. Oczywiście są i takie gadżety, których w żaden sposób nie da się zastąpić, bo na przykład drucików nigdy przenigdy nie zastąpią nam szaszłykowe wykałaczki.... a może ktoś z Was już próbował??
Suma sumarum, godne podkreślenia jest to, jak umysł człowieka (w tym przypadku Dziewiarki lub jej męża, nierzadko będącego głównym pomysłodawcą i konstruktorem tych magicznych urządzeń :) ) potrafi dostosować obroty do potrzeb zaistniałej chwili! 

A co Wam się udało odnaleźć w blogosferze lub wynaleźć na własną rękę? Pochwalcie się! :)

Waga kuchenna to urządzenie niezbędne, jak się kocha piec i kucharzyć... Ja do tej pory radziłam sobie wybornie bez takowej. Ale niedawno stałam się posiadaczką wagi...hmmm... dziewiarskiej :) To zwyczajna waga kuchenna, która właściwie służy mi tylko do pomiaru zużycia wełny :) I jakżeż się zdziwiłam...


Księżniczka z poprzedniego postu, wyjątkowo zacnej urody, pełna wdzięku i blasku wysokiego stanu dama, okazała się być wybredną i kłopotliwą dyskutantką w kwestii doboru wzoru i struktury zaplanowanego dla niej projektu. Negocjacje były burzliwe, o czym doskonale wiecie, ale na szczęście obeszło się tym razem bez drastycznych metod perswazji (mam na myśli wszystkie te, które miały prowadzić do rozczłonkowywania damy z użyciem ostrza). Koniec końców, doczekała się całkiem, mam nadzieję, przyjemnej dla oka formy, którą niebawem Wam w całości pokażę. 
Jak powszechnie wiadomo, wszystkie księżniczki cieszą się smukłą kibicią (a niech ich szlag..!) i wyjątkowo wątłym ciałkiem. Jakież było moje zdziwienie, gdy podczas pomiarów ilości włóczki (tutaj wkroczyła waga kuchenna) okazało się, że Księżniczka moja ma wagę słonia! Zapłaciłam przecież za całe 100g wełny w motku, a tu waga krzyczy 114g! "Promocja jakaś" pomyślałam i z niedowierzaniem dzierżąc elektroniczne liczydło w rękach, zaczęłam przeliczać te dodatkowe gramy na metry. Prosta kalkulacja doprowadziła do wielkiego zadziwienia... zamiast spodziewanych 384m wraz z motkiem otrzymałam ponad 437m czyli jakieś 53 metry więcej! Niedowierzając w to co widzę pobiegłam w te pędy do bosko wyposażonej w same Księżniczki szafy (Kochany Połówku... dno tam widzę pomału! zapasy trzeba zrobić! :)) i posprawdzałam wszystkie (jeszcze mam kilka) księżniczki z tego samego rodu arystokratycznego, i oniemiałam. Wszystkie ważą jak słoń! Każdy jeden motek waży od 114g do 116g! :) w ten oto sposób, szybką kalkulacją policzyłam, że przy zakupie 6 Księżniczek właściwie dostajemy jedną taką Damę w prezencie...

Teraz tylko kombinuję jakby tu przemycić wagę kuchenną do sklepu z arystokracją by z wieszaków zdejmować tylko te naprawdę rozpasłe i utuczone Damy... myślicie, że to będzie nietypowe zachowanie? 


Księżniczka, jak na prawdziwą damę przystało została przyszpilona i niemalże jak w gorsecie uformowana. Ponieważ zależało mi na uzyskaniu jak najbardziej prostej krawędzi przez wszystkie pętelki przełożyłam nitkę nylonową, potem szpilkami tą nić rozciągnęłam do oczekiwanej przeze mnie formy. Naciągnięcie nici nylonowej (nić nylonowa dlatego, że nie da się jej w żaden sposób zerwać) spowodowało, że zamiast typowego dla szpilek kanciastego blokowania uzyskałam prawie idealną prostą linię. Zobaczymy jak to będzie ostatecznie wyglądać po odpięciu szpilek.


I na koniec, Atelier, którego wykończenie zajęło mi wczoraj całe 5 minut, dołączył do leżakowania blokującego i się suszy. A dokładniej - opala :)

Ściskam Was w tym przedświątecznym okresie i gorąco zachęcam do ważenia Waszych nowych Księżniczek i Dam, bo może i Was czeka miła niespodzianka... :) A skoro i tak wagi kuchenne pójdą w ruch przy okazji szykowania się do świątecznego łasuchowania, toż to idealna okazja by je wszystkie pomierzyć i posprawdzać :)





niedziela, 9 marca 2014

Drugie Sympozjum AW - magazynowanie.

Jak się okazuje całkiem wiele nas, dziewiarek pędzących w pogoni za sznurem jest. Cieszy to niezmiernie, zwłaszcza, że tyle ile nas jest, tyle jest sposób tej gonitwy. Bo niektóre z Was kupują mało, bo nadmiar i leżące bez planu motki Was drażnią. Są też takie jak ja, których widok ceny promocyjnej czy po prostu kolory i dostępność włóczek generują nagłą potrzebę ich posiadania. Koniec końców nasz dom zaczyna przypominać jedną wielką kulkę wełny, w której żyjemy. 

Mieszkam w mieszkaniu całkiem niedawno wyposażonym we wszystkie niezbędne meble. Ten stan jaki osiągnęło nasze "gniazdko miłości" cieszy nas niezmiernie, ale też i powoli zaczyna przerażać, ponieważ wełna jest w nim wszędzie. Do pracy na maszynach używam zazwyczaj wełny przewiniętej z motków czy z dużych szpul, w pracowni mam szczęśliwie regał idealny do przechowywania takich zawijasków. Ostatnio jednak moją uwagę przykuwa wełna piękna, w precelkach, której nijak nie wyobrażam sobie leżącej ot tak na "regale". Te pięknoty wymagają lepszego traktowania, i przyznam się szczerze - marzy mi się ich ekspozycja. Nie dla mnie obrazy, kolorowe malowidła i tapety zdobiące ściany... Ale obraz "namalowany" moteczkami - właściwie, czemu nie? :)

Na dokładkę, drzemie we mnie bałaganiarz, który dość mocno spiera się z porządnisiem zamieszkującym w Połówku. Jego hobby zaczyna dość intensywnie rozrastać się na półkach i w szafach. Z miłości do mego porządnisia zapragnęłam zrobić dla jego nowych zabawek miejsce w szafach i na półkach, czyli muszę z nich wyprowadzić moje wełny.

Ale jak? gdzie? do czego?

W poszukiwaniu inspiracji spędziłam dziś parę godzin odwiedzając blogi dziewiarek na całym świecie (uwielbiam bloglovina - za to, że pozwala  mi odnaleźć blogi, na które nigdy w życiu bym nie trafiła! jeszcze bardziej cenię sobie Pinteresta, ponieważ w odróżnieniu od pana google, jeszcze mnie nigdy nie rozczarował i zawsze podrzuca mi godne uwagi inspiracje).

Pierwsze miejsce, do którego trafiłam kojarzy mi się niezmiennie z Szuflandią z "Kingsajzu" Machulskiego i wydaje się być genialnym rozwiązaniem dla najbardziej wymagającej dziewiarki lubiącej katalogowy porządek i ład. Każda z szufladek jest podpisana, w każdej znajduje się to co powinno. A ponieważ szafa jest gigantyczna autorka posta postanowiła wykorzystać każdą z szufladek.


Więcej zdjęć do obejrzenia na blogu: http://itsknotyou.wordpress.com/

Kilka inspirujących wnętrz z włóczkowym akcentem:

Egzotycznie ...
Poniżej praktyczne wykorzystanie pojemników na gazety/dokumenty...

Praktycznie...

Wypoczynkowo... bo na leżakach:)
Na poniższym zdjęciu kolor to jedyna kategoria porządku - zauważcie, nawet guziczki posegregowane są według kolorów. Kącik niewielki, ale jakże przemyślany..

Barwnie...
Więcej do podglądnięcia tu: http://www.repeatcrafterme.com/

Kompletnie powalający ilością zmagazynowanych włóczek mebel:


O tym w jaki sposób powstał i jak wyglądał zanim ozdobiony został moteczkami do poczytania tu:
http://luckyhanks.blogspot.ca/


I na sam koniec moja ulubiona ściana!... Ściana, która wpadła mi w oko tak bardzo, że z głowy wyjść nie może.. Mój magazyn włóczkowy na pewno na chwilę obecną nie pozwoliłby na stworzenie takiego barwnego pejzażu... ale kiedyś :)

Pomysłowo i pięknie...
Więcej do poczytania o tym projekcie na blogu: http://knitsforlife.com/

Więcej inspiracji o tym jak można przechowywać wełny znajdziecie też tu:
http://www.pinterest.com/

A wy w jaki sposób przechowujecie swoje skarby? szczelnie pozamykane w pudłach? czy może leżące na widoku i cieszące Wasze oko?



piątek, 28 lutego 2014

Pierwsze sympozjum Anonimowych Włóczkoholików.

Niebywałe jak nas - uzależnionych od sznura - jest wiele! Niezwykłe jest to, jak wiele twarzy ta wspólna dla nas namiętność przyjmuje! Jeszcze bardziej ciekawe jest to, co dziewiarka potrafi zrobić, żeby przemycić, nie godząc w spokój domowego ogniska, jeszcze jeden motek, komplet drucików czy paczuszkę z dostawą wełny, będącą konsekwencją szaleńczego poczucia "muszę mieć" podczas wirtualnego wypadu na włóczki. Bo przecież każda z nas ma swoje na to metody :) Niektóre z tych metod przez Was opisanych postanawiam zapożyczyć i wdrożyć w życie :)

Dwa dni temu przemyciłam do domku te oto skarby... :


Wasz odzew kompletnie mnie zaskoczył! Wiedziałam, że moje "muszę mieć" nie różni się od tego samego poczucia towarzyszącego kolekcjonerce butów czy torebek. Świadomość, czego ta potrzeba dotyczy, bo przecież zmusza mnie do zakupywania kolejnych sznurków, które same w sobie dla większości społeczeństwa nie mają wartości, gdy z kolei dla mnie warte są więcej niż flakonik z ekskluzywnymi perfumami czy naszyjnik wysadzany kamieniami, powodowała niejednokrotnie zawstydzenie. Jakżeż się myliłam! I jakie to wspaniałe uczucie odnaleźć w morzu innych ludzi tyle pokrewnych dusz pożądających jednocześnie tego samego! Dziękuję Wam za to!

Jedna z Was (Kasiu, dziękuję ci za ten pomysł) zamarzyła sobie o: Sanatorium dla Włóczkoholików. Idylla się przed moimi oczami objawiła, miejsce wypełnione po brzegi oszalałymi na punkcie włóczek kobietami, biegającymi po korytarzach z obłędem w oczach w poszukiwaniu tego wyśnionego koloru, idealnego i niegryzącego składu, miejsce w którym nigdy nie zapada cisza, gdzie każdy temat dziewiarski jest tematem dobrym, a każda z nas ma szansę poznać nowe tajniki, techniki, sztuczki dziewiarskie. Marzenie... 
I jak się nad tym dłużej zastanowię, to tak właśnie wyobrażam sobie każde warsztaty/spotkania dziewiarskie, w których wiele z Was uczestniczy już od dawna, a ja z racji miejsca zamieszkania, podglądam wirtualnie. 

Jakiś czas temu przez rękodzielniczą blogosferę głośnym i wciąż tu i tam pohukującym echem odbił się pewien artykuł o jednej z dziedzin rękodzielnictwa, którą z przyjemnością nazywam sztuką. Nie będę nic o samym artykule pisać, ponieważ uważam, że nie zasługuje on na nic więcej jak tylko oburzenie i śmiech, bo na pewno nie na komentarz. Mam wrażenie, że autorka zagwarantowała sobie poprzez prowokację i krzywdzące stereotypy rozgłos, w myśl zasady - nie ważne o czym się mówi, ważne żeby się mówiło, który nie powinien mieć miejsca.

Stereotypy to nic więcej jak przekonanie/ skróty, które ułatwiają nam funkcjonowanie i przyspieszają reakcję. W sytuacji zagrożenia każdy z nas kieruje się jakimś rodzajem stereotypu, bo na przykład wracając wieczorną porą napotykając biegnącego za nami mężczyznę ubranego w dres... co myślimy? że to biegacz? maratonista, który odbywa własnie swój trening? czy może automatycznie założymy, że ten ktoś stanowi dla nas zagrożenie? 
Zazwyczaj stereotypy nam służą, ale zapominamy o tym, że bardzo często są one krzywdzące dla osób, których one dotyczą. Bo czy każda Pani nosząca moherowe nakrycie głowy (kocham moher!!! a najbardziej ażury moherowe!) musi być niemiła? (wiecie  co mi chodzi?) Albo czy każda blondynka musi mieć iloraz inteligencji poniżej normy? (to pytanie retoryczne ;) ) 
Pojawia się zatem pytanie, dlaczego coś, co nas tak bardzo niejednokrotnie ratuje i sami często w życiu stosujemy oburza nas, jeśli odnosi się do nas? No bo właśnie godzi w nasze ja i wrzuca nas do szufladki z innymi, z którymi wcale się nie utożsamiamy. 

Jestem dziewiarką. Uwielbiam sznurki! nie potrafiłabym usiedzieć nawet 5 minut przed telewizorem bez robótki. Połówek to wie i rozumie, a przynajmniej stara się to akceptować, bo żeby zrozumieć w pełni musiałby siedzieć obok mnie na tej same kanapie z podobną robótka w łapach ;) Na szczęście nie ma takich ciągot, bo chyba musielibyśmy zamiast materaca mieć motki  :O :)
Już jako dziecko towarzyszyło mi przekonanie, że to co robię/ dziergam, nie ma wartości. Tato patrzył na mnie pobłażliwie, sąsiedzi nie rozumieli, a brat wyśmiewał. Jedynie mama doceniała co wykonałam sama dostrzegając w tych moich dziergadłach coś niezwykłego. Całkiem niedawno trafiłam na kurs językowy, na którym jeden z nauczycieli, dowiedziawszy się o tym, jakie mam hobby, wybuchł śmiechem. Bo nawet tu w Niemczech dziewiarka ma jedno tylko oblicze - to starsza pani, na emeryturze, która ma dużo wolnego czasu i ten swój czas twórczo wykorzystuje robiąc dla wnuków skarpety. Ten stereotyp jest uniwersalny i jak widać międzynarodowy.
Po co o tym pisze? jest mnóstwo niezwykle krzywdzących nas, dziewiarki, stereotypów, które społeczeństwo powiela. W ramach namiastki Sanatorium dla Włóczkoholików proponuje Wam zebrać te wszystkie stereotypy, z którymi się spotkałyście podczas Waszej przygody z dziewiarstwem i spisać je w jednym miejscu. Powszechnie wiadomo, że to, co nas boli i gniecie, a co na co dzień tłamsimy i zduszamy w sobie, ma niekorzystny wpływ na nasze zdrowie. Dajmy zatem upust swojej frustracji.

  • Nie znoszę jak ktoś wyśmiewa moje hobby, moją pasję, moje zniewolenie, twierdząc, że to zajęcie dla pań na emeryturze, i żeby nie było - mam ogromny szacunek do starszych od siebie. Jestem młoda (stosunkowo ;)), mogę już od kilkunastu lat oddać głos podczas wyborów. I nie widzę niczego śmiesznego w tym, że dziergam. I kompletnie bez znaczenia jest czy mam 10, 20... czy 60 lat, jeśli to tylko sprawia mi radość!
  • Nie znoszę jak ktoś mi wmawia, że produkt przeze mnie wydziergany powinien kosztować mniej niż ten z bazarku. Nie rozumiem kompletnie oczekiwania zaniżania ceny produktów powstałych w rękach. Na szczęście wartość rękodzieła, jako produktu unikatowego, niepowtarzalnego i z duszą wzrasta wraz z potrzebą odejścia od produktów masowych.
  • Kompletnie nie rozumiem dlaczego w przekonaniu niektórych pasja dziewiarstwa jest stratą czasu. Kocham rzeczy niezwykłe, wciąż uczę się odwagi i doceniania samej siebie oraz rzeczy, które sama wyprodukowałam przy użyciu drucika i sznurka. I dumnie na co dzień je noszę. A przynajmniej staram się dumnie je nosić ;)

A jaki stereotyp dotyczący dziewiarki Ciebie boli najbardziej?

Pozdrawiam.
Asja

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...