poniedziałek, 20 stycznia 2014

osiołkowi w żłoby dano...

...a właściwie to nie jednemu osiołkowi, a dwóm osłom i nie do końca dano, bo zapłacić za to zapuszkowane dobro przed wyjściem ze sklepu musieli.. 
W ubiegłym tygodniu na fali zapapierowania totalnego Połówek wziął Asję na wieczorne sklepów zwiedzanie. Po lekturze tysięcy postów na temat lakierów do ostatecznego utwardzenia koszy z papieru wiedziała, że tylko jeden rodzaj lakieru musi być. Ma być akrylowy (bo ponoć nie cuchnie) i bezbarwny (bo naturalnego koloru papieru, tak skrupulatnie zawijanego, nie zakryje). Stanęli więc przed gigantyczną ladą zawaloną puszkami z dobrami w poszukiwaniu tego jedynego. Jak te cielęta, co to malowane wrota oglądają, zapatrzyli się na jeden produkt. "Ten będzie dobry" rodzinnie zadecydowali, bo na puszcze producent łaskawie zaznaczył: "transparent" (z niem. przezroczysty) i "Acrylic" (z niem. akrylowy) i "geruchsarm" (z niem. - wolne tłumaczenie ;) - nieśmierdzący). Z radością zatem i kontenci, że już za pierwszym podejściem udało się w dziesiątkę wstrzelić, pobiegli na inne regały, a bo może jakąś bejcę do tego papieru malowania, a może pędzelek... a potem to pewnie wiecie, on na wiertarki inne im podobne borujące sprzęty się udał, a ona szukała inspiracji do swego wymarzonego domu - a bo może jakieś kafle, albo panele, albo dechy nowe przywieźli. Bo choć plan własnego domu to nie wcześniej jak w następnej dekadzie zrealizowany zostanie, to przecież na bieżąco trzeba być! ;)

Zadowoleni, obkupieni wrócili do domku, siatkę z dobrem nabytym odłożyli na "kiedy indziej" i zajęli się przyjemnościami dnia codziennego. I tak do ostatniego piątku sielanka trwała, kiedy to Połówek posta o potencjalnej utylizacji dna wcale-nie-prostokątnego przeczytał. "Nie dam na śmieci! sam pomaluję! odratuję od zniszczenia!" wykrzyknął i kącik małego artysty rzemieślnika i domowego malarza wcale nieściennego sobie przygotowywać zaczął. Komisyjnie puszkę we dwójkę dobra pełną otwarli i krzyknęli, wcale nie z zachwytu.. Oczom ich ukazała się buro-czarna breja, kolorem nijak niezbliżona do przezroczystej. "Może się do koloru przezroczystego jak wysychać zacznie utleni/zmieni?" pomyślała na głos Asja. "Może..." Połówek kompletnie bez nadziei w głosie odpowiedział. 

Na głupotę ludzką nie ma lekarstwa, a jak powszechnie wiadomo, gdzie się człowiek spieszy to się ktoś na pewno cieszy ;). Ciemnota umysłu podczas zakupów ogarnęła nas całkowita, bo mimo ciemności egipskich na dworze w sklepie jasno od tysięcy żarówkowych słońc było. Dziwnym trafem jednak wcale nam to nie pomogło dostrzec czarnej jak smoła naklejki na puszce, która - teraz to ja już mądra jestem ;) - wskazywała na barwę farby w środku puszki się znajdującej. 

Połówek stwierdził, że testy warto poczynić mimo wszystko (drogie te testy, nie powiem...) skoro puszka już jest zakupiona i kosz i tak utylizowany ma zostać - "to się pobawię pędzelkiem ;) " powiedział. Zdziwiona, bo nigdy do tej pory takich zapędów nie wykazywał, przystałam na propozycję. 

Tak się prezentuje nie-prostokątne-dno podczas małego SPA i po nim:





I teraz morał z bajki - buroczarna mazia choćby nie wiem jak długo schnąca w przezroczystą się nie zmieni - nie ma na co liczyć... Gorzka to pigułka, ale efekt ostatecznie Połówka zadowala, a mnie nie przeszkadza.
No i oczywiście do Rudego deczko bardziej niż biel pasuje...

A tak wygląda wspólne z Rudym wyplatanie, którego wyjątkowo do zabawy każde machnięcie rureczką pobudza...


Kolejny projekt wyplatany to PUDŁO, chwilowo wstrzymany z racji tegoż, że obiecałam sąsiadom w weekend w domu atrakcji dźwiękowych zbliżonych do borowania wkrętarką nie urządzać.


Przechodząc na temat milszy dziewiarkom, Lotus wciąż przekładany jest w poszukiwaniu idealnego pasów/motków ułożenia. Na druty chwilowo wrzuciłam Manosa (tego samego, co w szaliku Połówka już wystąpił - klik) i przerabiam zgodnie z nabytym w weekend wzorem Atelier (klik). Pamiętam, że jak go zobaczyłam przed rokiem zafascynował mnie od razu, tylko wełny nie było odpowiedniej w domowym magazynie ;), a i dziergać się ciągle tym prawym nie chciało... I podczas pierwszych parunastu cm stwierdzam, że dalej się tak nudno pończoszniczym dziergać nie chce... Na maszynę prawdopodobnie wrzucę, tylko wełnę przewinąć muszę, taką tweedową...mmmmm... :). Pod koniec tygodnia powinien już być gotowy, to Wam pokażę... :)


Ściskam kreatywnie i pozdrawiam malowniczo!

Asja




11 komentarzy:

  1. Szaaaałłłł!!!! Ten drugi to już zdecydowanie-idealnie-prostokątne-dno ma :)))) I oszałamiająco piękny biały kolor w kolorowe cętki! Bomba!
    A w całej opowieści o zakupie lakieru idealnego (notabene chichrałam się od ucha do ucha z każdą linijką coraz bardziej) - nie mogę zrozumieć jednego - jak to się stało - że skoro wzięliście "transparent" - otrzymaliście takiego czarnego "boboka"? :)))) Prześwituje coś przez niego?? :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo to Kochana specjalny lakier był/jest, do drewna, z bejcą w kolorze kawy mocno palonej - no muszę sobie jakoś tę gorycz porażki zakupowej osłodzić ;) Prześwituje, a owszem, i po drewnie malowany dałby niewątpliwie widoczne spod spodu słoje, ale na papierze T. tak dokładnie je wszystkie zamalował, że tylko czerń została...
    Podoba się PUDŁO? to świetnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. hihihi,,, nie, nie, pierwszą warstwę warstwę machnął większym pędzlem, a tą malizną tylko niedoróbki poprawiał ;)
    Mazia jest niezła, ale nijak mi nie pasuje jako produkt bezbarwny - i to moje jedyne zastrzeżenie ;)
    Zacnie? Dzięki! Mąż się poczuł doceniony! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tą wiertarką to jest super pomysł! A mojemu Ślubnemu, jak na złość, zepsuła się ostatnio, więc wypróbować osobiście nie mogę. Szkoda:( Dobrze, że chociaż Twoimi wytworami mogę oko nacieszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest wiertarka tylko wkrętarka, (mąż mi tu krzyczy za plecami, że z wiertarką to zwijanie rurek się nie uda). Cieszę się, że te moje koszyczki oko innych również cieszą:) dziękuję :)

      Usuń
  5. Strasznie mi się podoba ten koszyk! Nie ma co narzekać, chwilowa ślepota wyszła jednak na dobre ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hihihi, mówisz? :) Bardzo dziękuję :) chwilowe zaćmienie umysłu nie musi być tragiczne w skutkach :)

      Usuń
  6. Zakupiłaś po prostu lakierobejcę a nie sam lakier:-))) W Polsce wiedziałabym co Ci podpowiedzieć a nawet podesłać bo akurat bejcy i lakierów u mnie dostatek. Na koszyki staram sie nie patrzeć bo mnie zazdrość zżera straszna a czasu brak. Ale piekne Ci wychodzą bardzo! Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Edi-bk, tak coś właśnie czułam, że to nie jest czysty lakier a breja w środku ma inne zastosowanie :) Dziękuję za wytłumaczenie :) sporo jest czystych lakierów dostępnych tutaj, więc powinnam sobie poradzić przy zakupie następnego :) a przynajmniej mam taką nadzieję ;)

      Usuń
  7. Bardzo szlachetny efekt z tą lakierobejcą. Na Twoim miejscu traktowałabym to nie jako pomyłkę, a jako odkrycie :-) Jeszcze pewnie nazwijacie i nawyplatacie dużo różnobarwnych koszyków, to na takim tle będą pięknie się prezentować :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opłaca się zatem od czasu do czasu gafę strzelić i czegoś nie doczytać... :)
      Efekt może i nawet szlachetny, ale roboty przy tym malowaniu w kącikach i zakamarkach maluśkim pędzelkiem było tyle, że ogólnie to nie polecam. Lepiej chyba następnym razem zabejcować jeszcze przed wyplataniem i dopiero na samym końcu musnąć lakierkiem - w prawdziwie BEZBARWNYM kolorze (co to za kolor właściwie - bezbarwny ?! ;) )

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...