poniedziałek, 10 lutego 2014

Czapka od góry dziergana / A hat knitted from top down.

Jakiś czas temu pisałam na FB (jeśli masz ochotę i tam podglądać o czym piszę  zapraszam tu - klik, wystarczy dodać mnie do swoich znajomych lub po prostu obserwować) o nowym dla mnie sposobie dziergania czapki - od czubeczka. Nie jest to żadna nowość, i nie ma w tym sposobie niczego niezwykłego, poza tym, że pozwala idealnie dopasować czapkę do rozmiaru głowy bez żadnej wpadki (bo za mało/za dużo oczek czy za luźne/za ciasne oczka nam się na druciki nabiorą) typowej dla czapek dzierganych tradycyjnie od ściągacza. Z myślą o Połówku i jego nowym szaliku z Manosa (klik) powstała czapa idealnie przylegająca do główki, dziergana od czubeczka i zakończona herringbonem czyli jodełką.

Tak wyglądała jeszcze w grudniu.

Ponieważ Połówek zażyczył sobie czapkę dobrze chroniącą uszka, powstał model dość nietypowy, przetestowany podczas straszliwie wietrznej i piaskowej pogody na plaży w Holandii. Ponoć genialnie uszka przed wiatrem i zimnem osłania! juppi :)


Niedługo po zakończeniu prac na czapką połówkową wpadłam na pomysł wydziergania podobnej w bardziej damskim/dziewczęcym wydaniu. Niewielkie, żeby nie powiedzieć kosmetyczne zmiany przyniosły taki efekt:


Czy Wy widzicie te piaski wędrujące na moich spodniach i butach???
Wprawne oko z pewnością dostrzeże też małą antenkę - widać ją?

A to już zdjęcie czapek w pełnej krasie w połączeniu z niebywałym tłem.

Na górze - Centrum Amsterdamu vis-a-vis centrum informacyjnego dla studentów.
Na dole - burza piaskowa gdzieś na holenderskiej plaży.

Pogoda można powiedzieć sprawiła nam nie jedną, a wiele niespodzianek. W samym Amsterdamie było najpierw baaardzo zimno i wietrznie, potem wyszło zza chmur piękne i ciepłe słońce. Na wieczór, gdy już dojechaliśmy do plaży, dopadło nas niesamowite oberwanie chmury wraz z gradobiciem. Dawno czegoś takiego nie przeżyliśmy. W niedzielny poranek za to, morze roztańczyło się na całego i dostarczyło niezwykłe piaszczytych wspomnień i doznań. Chwilę potem lunęło jak z cebra, ale my już wtedy na szczęście siedzieliśmy w cieplutkim autku. Co najciekawsze - w czasie tych wszystkich warunków pogodowych wszędzie można było dostrzec biegaczy czy rowerzystów, czy to deszcz, czy wiatr, czy grad.. niesamowite!

Na koniec zdjęcie - inspiracja:

Centrum handlowe w pobliżu areny Ajaxu.

Piękne to miasto, wysycone kolorami, raj dla fotografów ze statywem lubiących łapać ulotne chwile barwnie oświetlonych reklamami budynków... żałowaliśmy, że będziemy tam tak krótko...

PS. Mam kłopot z nazwą dla czapek, pomożecie? jakieś pomysły? 





46 komentarzy:

  1. Asiu, no serca nie masz wrzucając te zdjęcia:) A czapy mi się skojarzyły jak najprostszym skojarzeniem: w Amsterdamie, zakręcone -WIATRAKI:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... wiatraki.... :)
      Mam serce, mam... ale nie mogę takich foci tylko dla siebie trzymać, prawda? ;)

      Usuń
  2. Wow, super te Twoje czapki! Bardzo podoba mi się ten sposób. Ja mam ciągłe kłopoty z długością czapki, dlatego ciągle robię krasnalowate. A Twoje nie dość, że mają super wzór, to jeszcze do tego piękne kolory.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzorek najprostszy z możliwych, a metoda słuszna, bo jak pisałam, wpadką nie grożąca, mniejsza czapunia to relaksik, ekspresowo jej przybywa :) Naprawdę polecam, spróbuj kiedyś od góry, sama się zdziwisz jakie to praktyczne :)

      Usuń
  3. Spóźniłam się, Izula była pierwsza, ale mnie się też tak skojarzyło - wiatraki albo czapki wiatraczne (wiatraczkowe). :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie demokratycznie zatem decyzja zapadła - wiatraki będą ;)

      Usuń
  4. czapki obłędniaste - ja co się da robię od góry -a Twoje obie bym chętnie przygarnęła - no i te cudne włóczki aaach
    skojarzenie wiatraczkowe oczywiste :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hihihi - nie dam czapek! ;) ale za komplement dziękuję :)
      :) Najwidoczniej z nazwą Izula trafiła dziesiątkę :)
      Prawda, że to praktyczne, tak od góry robić? Ciężko troszkę na początku, ale potem to pięknie się układa i można świetnie nad długością/głębokością czapki zapanować :)

      Usuń
  5. Czapki urocze! Twoja ma cudny charakter kapeluszy z lat 20 (po angielsku cloche, a jak by było po polsku?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nazwa Cloche jest tak szykowna i elegancka, że chyba nie ma co jej tłumaczyć :)
      Dziękuję :)

      Usuń
  6. Taki śliczny prawie dzwoneczek Ci wyszedł :) Jak już skończysz ze swetrem, to może czapkę z rozpędu rozpiszesz? Kapelutki to mój fason, chętnie bym wydziergała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzwoneczek :) fajnie :) a zauważyłaś, że ma na czubeczku dzyndzołka/cybancika/antenkę? w samym środku wiatrakowego początku.......
      Chętnie rozpiszę, ale nie wcześniej jak w przyszłym tygodniu się za to zabiorę, może być?

      Usuń
    2. O, bardzo się cieszę, że w ogóle chcesz rozpisywać :)

      Usuń
  7. Ekstra te czapeczki :) Metoda prosta a nigdy nie wpadłam żeby zrobić czapkę od góry :) Co do nazwy to tak jak poprzedniczki "Wiartaczki" mi się podobają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przegłosowane - wiatraki zostają! :)
      Żeby nie było, to nie jest mój pomysł, gdzieś/jakoś wpadłam na stronę na której było o czapkach od góry dzierganych, ale gdzie? nie pamiętam, bo to dawno już było.. W grudniu jak się zabrałam za czapkę dla Połówka potrzebowałam ją zrobić raz, bez nabierania oczek, celowania z rozmiarem i prucia, i pomyślałam, że to by był dobry pomyśl. I faktycznie, nie było poprawek, nie było prucia, a leży świetnie...:)

      Usuń
  8. Twisted herringbone? czyli zakrecona jodelka ;D
    te burze piaskowe znam z nad morza polnocnego- nie przepadam za tym ;D ale Amsterdamu zazdroszcze- jeszcze tam nie bylam ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, pomysł piękny, ale chyba pozostanę przy wiatraczku... zawsze mogę jeszcze jakoś wkomponować tą jodełkę :)
      Będziesz mieć kiedyś okazję - jedź! naprawdę warto to miasto odwiedzić!

      Usuń
  9. Ależ piękne te czapki, szczególnie ta wersja "połówka" mnie zachwyciła. No i od razu skojarzył mi się korkociąg więc taką nazwę proponuję. I tak po cichutku liczę na wzorek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połówka wersja znana jest jako chulo albo earflap, czyli czapka z nausznikami...
      Moja za to ma antenkę ;)
      Korkociąg... też super....:)

      Usuń
  10. Hmm, czapki są zabójcze! Nie wiem jak się je robi, choć mam pewne podejrzenia... Jesteś bardzo zdolna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejciu... dziękuję :)
      Czuję w kościach, że dobrze kombinujesz :)

      Usuń
  11. Bardzo kobieca ta czapka kobieca :D Męska też niczego sobie, ale Twoja szczególnie przypadła mi do gustu :) Taka troszkę retro wyszła :) Super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! szczerze powiedziawszy kompletnie tego retro nie planowałam, wyszedł troszkę przez przypadek ;)

      Usuń
  12. Piękne obie! Zgadzam się z Kasią, że Twoja jej troszkę retro. I te kolory...miodzio :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolory... wiem właśnie... no ale to włóczka z "M" na przedzie, więc jej największą zaletą są właśnie te odcienie ...
      Dzięki :)

      Usuń
  13. Asiu bo to jest tak, że jak się już mieszka nad morzem to jakiś wiatr czy deszcz to żadna atrakcja - rzecz normalna. Więc robi się to co się robi zawsze. To tak jak w tych ciepłych krajach.. nie wyobrażasz sobie wyjść spod parasola a ludzie potrafią w pełnym słońcu smażyć kukurydzę na plaży. I dodawać sobie parę stopni więcej:)
    Poza tym to mnie strasznie skusiłaś tym morzem, wiatrem. Do Ustki mi się zachciało..
    Co do czapek - są genialne. Wybacz ale trochę zgapię kiedyś ten pomysł "od góry". Naprawdę są piękne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością jest to normalne dla mieszkających nam morzem zachowanie, i całkowicie to rozumiem, ale nie przestaje mnie to zadziwiać. Chciałabym tak, biegać w gradzie/deszczu/wietrze, ale prawdopodobnie zafundowałabym sobie zapalenie zatok/płuc/gardła..
      W myśl zasady, że jak się marzenia na głos nie wypowie, to się nie spełni, którą ostatnio powzięłam, od zawsze marzę o życiu nad dużą wodą.... :) i Twoją tęsknotę rozumiem! nie ma nic piękniejszego od wściekłego wiatrem rozbujanego morza......(upały nie dla mnie!)

      Usuń
  14. Mieszkam w Holandii od kilku lat i rowniez od kilku lat biegam w Holandii. Zawsze ze znajomumi biegającymi powtarzamy sobie, że jakbyśmy nie biegali przy deszczu czy wietrze, to byśmy niegdy nie wyszli na trening;)
    Czapka od góry wydaje sie być słusznym pomysłem- do przetestowania;)
    Ale najbardziej mnie intryguje jak udało Ci się połączyć harringbone z "normalnym ściegiem", bo mi zawsze wychodzą jakieś dziwne falbanki w meijscu zmieny drutów. Zdradzisz sekrety?
    Bo strasznie spodobała mi się koncepcja harringbone na zatokach, bo mi przez czapki przewiewa, jak już w tym wietrze i deszczu jeżdżę na rowerze do pracy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo proszę, oto sekret, który w moim przypadku działa zawsze i nie prowadzi do żadnych zawijańców czy falbanek - ostatni rządek ściegiem gładkim przerabiam na większych drutach, tego samego rozmiaru jakimi będę później dziergać jodełkę - tutaj na przykład czapka powstała na 4.0, a jodełka na 6.0, ot cała filozofia :) Jest jeszcze pytanie jakim sposobem dziergasz? ja dziergam "po rosyjsku", a słyszałam, że dziergając stylem angielskim (sznurek prowadzony jest prawą ręką) trudno jest uzyskać równe rzędy w jodełce.. więc może tu jest problem?
      Gratuluję i podziwiam za zapał do biegania w każdą pogodę, i zazdroszczę! może kiedyś :)

      Usuń
    2. Dziękuje bardzo za ujawnienie sekretu;) Tylko mnie to rozochociło, więc zapytam jak zamykasz harringbone, bo na zamknięciu mam właściwie jeszcze większe problemy, niż na początku ściegu.
      Dziergam metoda kontynentalną, czyli włóczka w lewej ręce, a lewe oczka takie "trudne";)
      Choc mój problem mógł też wynikac z tego, że dziergałam dość luźny komin, więc na DUŻO większych drutach, niż normalnie (DK czy light worsted na 12mm).
      A jesli chodzi o bieganie, to trzeba się po prostu wkręcić. Ja zaczęłam po prostu jednego dnia od wybiegnięcia z domu (w jeansach i butach bardzo-nie-biegowych) i jakos tak mi już zostało. Daje mi to całą mase radości i pozytywnego nastawienia do świata, więc polecam!

      Usuń
    3. Olgo, chętnie i tym się podzielę, ale proponuję na maila, będzie sporo pisania ;)
      Możesz pierwsza napisać? bo nie mogę się doszukać Twojego adresu... pisz śmiało na asjaknits@gmail.com
      Zazdraszczam w takim razie tego biegania, ale pozytywnie :) może mnie to zmobilizuje do rozpoczęcia w przyszłości bieganiowej przygody :)

      Usuń
  15. No podoba mi się jeszcze bardziej niż poprzednia. Mam nadzieję, że będzie opis bo nie jesteś chyba tak okrutna żeby kusić bez powodu, prawda? Kolory obłędne ale jak wiadomo- włóczka na M. Ja też wolę morze w wersji niespokojnej, wiatr uwielbiam w przeciwieństwie do upałów. Amsterdamu zazdraszczam.Ściskam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edi, dzięki :) Nie chciałam kusić i oka drażnić ;) Pewnie będzie i opis, tylko kiedy, jeszcze nie potrafię powiedzieć :)

      Usuń
  16. bosssskie są! obie :)
    masz śliczne uśmiechnięte zdjęcie w tej czapuni ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :) biegliśmy właśnie na spotkanie z Joji - piszczałam zatem pod nosem z radości ;)

      Usuń
  17. Fajnie, że moje skojarzenie z wiatrakami przypadło Ci do gustu:) A z tymi marzeniami: od dzisiaj głośno będę sobie je wypowiadała:) No musi się spełnić, jak nic! A z morzem to chyba wszyscy mamy jakieś ciągotki! Na plazy może wiać, tylko jakbym miała wejść do wody, to preferuję jednak ciepełko:) pozdrawiam
    Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skojarzenie jest jedyne słuszne :)
      Takie morze, rzeczywiście do kąpieli średnio zachęca.. pluskać się wolę, podobnie jak Ty w wodzie ciepłej, ale taką siłę wiatru i tego wszędobylskiego piachu poczuć to jest doznanie bezcenne, i budzi szybciej niż kawa ;)

      Usuń
  18. Nazwy? Mnie się nasuwają określenia: RetroŚwiderUszaty i RetroŚwiderBezuszaty :))))))
    Ależ jestem twórcza. Fiu! Ale to nic. Ważne, że Ty trzepiesz kolejnymi projektami jak z rękawa. Tak trzymaj. Czapy są świetne. Kolory piękne. A zdjęcia z wycieczki aż mi łezką w oku zakręciły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, a jak to będzie po angielsku??? ;)
      Ty już nie myśl więcej, łezki otrzyj, pakuj się i przyjedź! T. nas zawiezie! a przy okazji pozwolę Wam się trochę pobujać na karuzelach po drodze :)))

      Usuń
  19. Świetne czapy! Do nich Wasze uśmiechnięte twarze idealnie pasują! Ja bym je nazwała spajderkapsy (spider caps ;)) nic innego nie przychodzi mi do głowy :)
    W Amsterdamie nigdy nie byłam, ale to miasto jest na mojej tajnej liście miejsc, które chcę zobaczyć w najbliższej przyszłości :)
    pozdrawiam serdecznie,
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to Ci dopiero skojarzenie! świetne! :)
      Koniecznie się wybierz jeśli tylko się nadarzy okazja, z tym Twoim pięknym długim blond włosem idealnie wkomponujesz się w tamtejsze kadry :)
      (ps. piękne masz te kudełki, wiem bo Cie już podglądam cichaczem od jakiegoś czasu :) )

      Usuń
    2. Dziękuję za komplement, kiedyś tych moich rudawych szkutów znieść nie mogłam, na szczęście mama trzymała rękę na pulsie i zabroniła mi je farbować gdy byłam nastolatką. Teraz jej za to dziękuję, szczególnie, że ciemna rudość w rudo-blond się zamieniła w jedynie naturze znany sposób :)

      Usuń
  20. Bardzo mi się to podoba. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetny wpis. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  22. Podziwiam osoby, które samodzielnie robią czapki, ale mi niestety takie rzeczy nie wychodzą. Za to bardzo chętnie je kupuję w https://hatfactory.pl/ i teraz również przekonałam się bardzo do kapeluszy, których niestety nie mam zbyt wielu.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...