czwartek, 28 listopada 2013

Zanim kupisz maszynę dziewiarską - część czwarta.

Już od jakiegoś czasu poszukujesz w sieci informacji na temat maszyn dziewiarskich, chcesz taką mieć tylko dla siebie, wiesz już w jaki sposób zadbać o pielęgnację maszyny, jakich nici używać  oraz jak sprostać jej oczekiwaniom , ale zupełnie nie wiesz na co powinieneś/powinnaś zwrócić uwagę podczas zakupu takiej maszyny - ten post jest dla Ciebie.


Poszukiwanie mojej pierwszej maszyny zajęło mi ładnych parę tygodni. Czytałam wszystko co znalazłam w internecie na temat poszczególnych maszyn, modeli, marek, nie świadoma będąc tego, na co tak naprawdę powinnam zwrócić uwagę podczas zakupu maszyny dziewiarskiej. Ja miałam szczęście, trafiłam na sprzedawcę miłośnika dziewiarstwa, który z radością tą wiedzą się podzielił, pokazał czym maszynowe dziewiarstwo jest, jak się na takiej maszynie pracuje i co najważniejsze - czego powinnam oczekiwać kupując nie rzadko trzydziestoletnią maszynę dziewiarską, aby była sprawna jeszcze przez co najmniej drugie tyle. 

Jeśli chcesz kupić maszynę nową (na ten moment jest tylko jedna marka wciąż produkująca maszyny dziewiarskie do domowego zastosowania, o której wiem, i jest to Silver Reed) w ramach gwarancji będziesz mógł/ mogła liczyć na serwis, który w przypadku awarii maszynę przywróci do życia. Kupując jednak maszynę na rynku wtórnym jesteś zdany/zdana tylko na siebie w sytuacji awarii samej maszyny. Dobrze by zatem było, by spełniała kilka ważnych czynników, które decydują o tym jak długo maszyna będzie cieszyć swoją sprawnością Ciebie.

NA OKO: 

Przede wszystkim zwróć uwagę na stronę wizualną maszyny. Sytuacją idealną byłaby możliwość obejrzenia jej na żywo. Jeśli jednak nie masz takiej możliwości zwróć się z prośbą do sprzedawcy o bardziej szczegółowe zdjęcia. Na co powinieneś/powinnaś zwrócić uwagę podczas takich oględzin?

Maszyna może być zakurzona, zabrudzona, z tym można sobie poradzić (pisałam o tym w poście o pielęgnacji maszyn). Nie powinna mieć jednak absolutnie zardzewiałych części ( zwróć szczególną uwagę na igły dziewiarskie czy płytę główną, z kurzu, czy nadmiaru oleju jesteś w stanie je oczyścić, ale ze rdzą to już sobie nie poradzisz, a ona znacząco wpłynie na jakość pracy na maszynie). Obudowa - zazwyczaj plastikowa może mieć oznaki upływu czasu i swojego wieku (charakterystyczny dla Brotherów żółty kolor plastiku), kolor ten w żaden sposób nie wpływa na sprawność maszyny, może jedynie oznaczać, że była przechowywana w miejscu, w którym było dużo światła. Taka już uroda tego plastiku. Obejrzyj bardzo dokładnie czy obudowa jest cała. Pęknięcia bądź ubytki w obudowie mogą świadczyć o mechanicznym uszkodzeniu maszyny, co może ale nie musi wpłynąć na sprawność maszyny, po co jednak ryzykować nieudanym zakupem?

Igły dziewiarskie powinny być proste, ruchome języczki powinny się zamykać i otwierać. Jeśli są zabrudzone to można je oczyścić, jeśli jednak będą powykrzywiane - nie ma sensu kupować takiej maszyny, ponieważ krzywe i niesprawne igły to frustracja i niepotrzebne rozczarowanie.

Płyta powinna być prosta. To bardzo ważne. Niektórzy przechowują maszyny trzymając je pionowo. Maszyna taka jak moje waży całkiem sporo i przez kilka lat nieodpowiedniego przechowywania z pewnością może ulec wygięciu i w konsekwencji niemożliwe będzie płynne przesuwanie karetką po niej. 


Karetka - jeśli ma przyciski i pokrętła - wszystkie powinny być sprawne. Jeśli jednak karetka ma poblokowane przyciski, i jest to konsekwencja brudu i starego oleju, można tą usterkę usunąć (klik). Jeśli jednak blokada wynika z usterki mechanicznej, na przykład zagubionej sprężyny, braku nitów łączących elementy ruchome karetki - tylko bardzo "złota rączka" lub specjalista w budowie maszyn dziewiarskich może temu zaradzić.


Każda maszyna powinna mieć załączoną instrukcję, jeśli wiesz, że sprzedawca takiej nie ma, zanim pojedziesz na oględziny spróbuj wyszukać w internecie instrukcji danego modelu (na tej stronie możesz znaleźć większość instrukcji dla maszyn marki brother: http://www.aboutknittingmachines.com/). Po co? Ponieważ wewnątrz każdej instrukcji znajduje się spis akcesorii załączonych do maszyny i niezbędnych do pracy na niej, dzięki któremu będziesz mógł/ mogła sprawdzić czy maszyna posiada wszystkie akcesoria. Dzięki temu unikniesz zakupu niekompletnej maszyny. Niektóre brakujące elementy uda Ci się z pewnością zastąpić (małe akcesoria) gdy te większe, jak na przykład brakująca karetka lub jej element, są czasem niemożliwe do odnalezienia. 

NA NOSA:

Jeśli maszyna dziewiarska jest lśniąco czysta, ale podejrzanie pięknie pachnie np środkiem do czyszczenia powierzchni łazienkowych, czy szklanych - zastanów się czy jest sens ją zabierać ze sobą. Jeśli była czyszczona preparatami do czyszczenia wraz z wodą, nawet jeśli na zewnątrz jest piękna dziś - może to oznaczać, że wewnątrz jest już rdza, a jeśli jeszcze jej nie ma - będzie za chwilkę. Jeśli maszyna pachnie starym olejem - to świetnie. Zapach fajny to może nie jest, ale stary olej do maszyn to jest to co maszyny kochają najbardziej! Zwróć jednak uwagę czy tego oleju nie ma za dużo. Maszyna lubi olej, ale w małych ilościach, zbyt duże ilości oleju - zwłaszcza wewnątrz maszyny, gdzie ten olej podczas pracy karetką wypływa z różnych elementów - to może nie usterka, ale bardzo duży problem. Bo chyba nie chcesz, by wszystkie Twoje nowo powstałe dzianiny miały zupełnie spontaniczne wzory powstałe z tłustych plam? 

NA UCHO:

Zupełnie idealna sytuacja podczas zakupu maszyny - jeśli masz możliwość obejrzenia jej na żywo - przetestuj! Poproś sprzedawcę by pokazał Ci w jaki sposób się na takiej maszynie pracuje. Dzięki temu zrozumiesz na czym polega praca na maszynie dziewiarskiej i ocenisz jej możliwości. Jeśli karetka podejrzanie się blokuje - to może być wina jej ustawienia, albo usterka. Jeśli wszystkie ustawienia są zgodne z instrukcją, a mimo to dzianina spada z igieł - może to być wina igieł lub źle skalibrowanej karetki. 


Są takie usterki z którymi jesteś w stanie sobie poradzić, gdy w usunięciu w innych potrzebujesz specjalisty od maszyn lub najlepiej maszyn dziewiarskich. Nie ma jednak większego sensu zakup niesprawnej lub niekompletnej maszyny dziewiarskiej. No chyba, że chcesz nabyć maszynę na części zapasowe... Ale o tym może napiszę w innym poście.

Dziękuję, że dotrwałeś Drogi Czytelniku do końca. Mam nadzieje, że pomogłam Ci choć trochę przygotować się do zakupu maszyny dziewiarskiej. Jeśli jednak masz jeszcze jakieś pytania - pisz śmiało, postaram się na miarę swoich możliwości pomóc. 

A całkiem prywatnie gorąco pozdrawiam Pana J. i jego przezdolną Małżonkę, Panią B., których pytania na temat zakupu maszyny dziewiarskiej stały się inspiracją dla tego posta. Bardzo dziękuję i mam nadzieję, że wizja maszyny dziewiarskiej w Waszym domu staje się coraz bardziej rzeczywistością :)) Trzymam w każdym razie za Was kciuki!


poniedziałek, 25 listopada 2013

Trowbridge by Alicia Plummer

Uwielbiam wełnę ręcznie farbowaną. Absolutnie uwielbiam wszelkie szlachetne mieszanki wełen podrasowane dodatkiem jedwabiu czy kaszmiru. Nie ma nic przyjemniejszego w odczuciu na skórze, jak ten właśnie dotyk luksusu. Zawsze mam jednak problem z tym, w jaki sposób zaaranżować wełnę pełną barw w jednym projekcie, żeby wydobyć jej piękno i pokazać jej wszystkie atuty. Jakie ściegi zastosować, jakie wzory, żeby podkreślić urodę wełny?
Moim zdaniem im prostszy projekt tym lepiej wyeksponowana barwa, splot  i faktura wełny. 

Długo szukałam odpowiedniego projektu dla Silk Blend od Manos del Urugay. Po raz kolejny przyszedł mi z pomocą ravelry (kto nie zna, a zajmuje się dziewiarstwem - powinien tam choć raz zaglądnąć, ja tak zrobiłam i teraz nie mogę przestać ;) ). Trafiłam dość przypadkiem na stronę projektów Alici Plummer , wśród których wypatrzyłam Trowbridge. Piękny, prosty, z małymi detalami, uroczy, idealny dla moich kolorowych moteczków. Oto efekt końcowy:

English: I love hand- dyed wool . I Absolutely adore all mixes of wool with silk or cashmere. There is nothing nicer in feel on the skin , as this touch of luxury those yarns give you. I always have a problem how to arrange the yarn with so many shades in a single project, in order to bring out its beauty and expose her advantages ? What stitches I should use, what patterns to emphasize the beauty of hand-dyed yarn ?
In my opinion, the simpler the design is the better exposes the color and texture of hand-dyed wool.

I've looked for a long time for a suitable project to Silk Blend from Manos del Urugay. Once again ravelry was my saviour ( who does not know this web page yet, and likes knitting - have to check it at least once, I did and now I can't stop ;)). I found myself quite by accident on the page of Alicia Plummer designs among which I spotted Trowbridge. Beautiful, simple , with small details , cute, perfect for my exploding with colors yarn. Here is the final result.









Sweter powstał w niecały tydzień. Prosty, czytelnie rozpisany wzór, piękne detale, wspaniała i bezstresowa dziewiarska przygoda, piękna kolorowa wełna, czego chcieć więcej. Jak dla mnie to pełnia szczęścia. Zwłaszcza, że w te szarobure dni które są przed nami zimne i nieprzyjemne - mogę się opatulić w energetyczną ciepłą i luksusową dzianinkę. 
Czego i Tobie życzę :)

E: Sweater was made in less than a week. Simple, clearly written and easy to follow pattern , beautiful details, wonderful and stress-free knitting adventure , beautiful colored wool, what do you want more?  For me it was full of happiness. Especially since in these gray and cold days that are ahead of us I can wear this energetic sweater and melt from warmth and luxury of this yarn.
Wishing you the same, if not more :)

środa, 20 listopada 2013

Nawijarka - zbędny luksus czy absolutny mus?

Każda prawdziwa dziewiarka posiada więcej gadżetów niż de facto potrzebuje. Bo przecież prawdziwemu miłośnikowi dziewiarstwa potrzebne są druty i nić. Oczywiście trochę talentu czy determinacji w uczeniu się jak dziergać też się przydaje, ale nie jest czynnikiem  decydującym o tym czy dzierganie przyniesie nam radość. Która z Was nie ma problemu z gromadzeniem nadmiaru sznurków? Ja mam, i się tego nie wstydzę. Choć z łatwością mogę usprawiedliwić tę niebywałą potrzebę gromadzenia przyszłymi projektami. :) Zapewne większość z nas, dziewiarek tak ma. Kupujemy, gromadzimy, zapychamy półki czy pudełka i... czekamy na wenę, albo "odpowiedni" projekt. 

Z gadżetami dziewiarskimi jest podobnie. Te z nas, które mają po kilka organizerów z akcesoriami dziewiarskimi zapewne przyznają mi rację. Bo czy początkująca dziewiarka naprawdę musi mieć linijkę do próbek, szpilki do blokowania, druty do blokowania, matę do blokowania, druty do warkoczy, agrafki, kolorowe markery, zatyczki na końcówki drutów, dziesięć różnych kompletów drutów, najlepiej markowych z kolorowymi żyłkami? Nie wiem. Ja nie potrzebowałam. Wystarczyły druty mojej mamy, wcale nie bogata kolekcja drutów żyłkowych, tylko kilka podstawowych ciężkich i metalowych prostych drutów i chęci. Od tego zaczęła się moja przygoda dziewiarska. Jasne, że teraz mam i inne gadżety, ponieważ dzięki nim dzierganie staje się przyjemniejsze - tak jak na przykład drut do warkoczy, o którym pisałam Wam już tutaj, bez którego nauczyłam się sobie radzić - rezygnując niestety z projektów z warkoczami. Na szczęście ten fikuśnie zakręcony niepozorny mały drucik pomógł  mi tę niechęć do wzorzystych dzianin zwalczyć i na nowo je odkryć.

Maszynowe dziewiarstwo, jak każde hobby rękodzielnicze ma do zaoferowania mnóstwo pomagających z pozoru niezbędnych dodatkowych urządzeń, które nierzadko kosztują niemałe pieniądze. Wmawia nam się, że trzeba je mieć. Ale czy naprawdę to jest konieczne, żeby mieć je wszystkie?

Jest moim zdaniem kilka, które godne są większego wydatku, a bez których z pewnością dziewiarstwo maszynowe jest praktycznie niemożliwe. A jeśli jest możliwe, to będzie okupione frustracją, złością i poczuciem straconego czasu, a tego żaden artysta rękodzielnik nie lubi, prawda? Jeśli więc chcesz zaoszczędzić sobie i Twojemu otoczeniu takiego widoku (patrz zdjęcie) to lepiej przeczytaj poniższy tekst ;)



NAWIJARKA.

Mała, zazwyczaj plastikowa, czasem metalowa, ręczna, albo elektroniczna, markowa, albo tzw. NO-NAME. Która właściwie na początek będzie najlepsza? Szczerze? każda!
Nawijanie to nieodłączny proces tworzenia na maszynie dziewiarskiej. Nie żartuję. Maszyna prowadzi nić, sznurek, wełnę czasem tak szybko, że zwykły motek lub kuleczka, będzie się kręcił, obijał, zahaczał o wszystko co tylko jest możliwe, i w efekcie zamiast radości i uśmiechu na twarzy będziesz mieć o to (patrz zdjęcie). A przecież maszyna ma usprawnić Twój proces twórczy, a nie potęgować frustrację i złość. Zresztą, jak dobrze wiesz, złość piękności szkodzi, więc choćby i tylko z tego powodu wyświadcz sobie przysługę i kup nawijarkę. 
Jaką? Ja mam ręczne, bo takie kupiłam razem z maszynami, i choć czasem spędzam przed nimi kilkadziesiąt minut ( dla tych, co jeszcze nie wiedzą, zazwyczaj pracuję na cienkich dzianinach, mieszam je i korzystam z wielokrotnie nawiniętych nici, co zajmuje trochę czasu jeśli potrzebuję mieć wystarczającą ilość sznurka na męski sweter w rozmiarze XXL ;) ) polecam własnie takie - ponieważ mam kontrolę nad tym co się dzieje ze sznurkiem. Elektroniczne nawijarki nie dość, że osiągają niebotyczne kwoty (na niemieckim ebay'u są i takie co w swej cenie przekraczają 100 euro) to jeszcze tę możliwość kontroli zabierają. Ale to moja całkiem prywatna opinia, więc możesz mi nie ufać  i kupić taką, jaka Tobie wydaje się najlepsza. 
Jeśli jednak nie planujesz dziewiarskiej manufaktury, to lepiej pieniądze które mogłabyś wydać na nawijarkę  elektryczną zachować na inne gadżety, warte większych pieniędzy, a na nawijarce zaoszczędzić. 

Wśród nawijarek ręcznych możecie spotkać się z dwoma rodzajami, takimi, które tylko nawijają (klasyczny Brother) i takimi które łączą w sobie dwie funkcje - nawijania i skręcania sznurków jednocześnie (Home Twister). Jeśli tak jak i ja zamierzasz pracować na cieniutkich niciach i planujesz mieszać ze sobą kolory w obrębie jednego sznurka tworząc melanże, ta druga opcja wydaje się być lepszym rozwiązaniem. Taka nawijarka ma jednak dużą wadę w porównaniu do najprostszej - podczas jednoczesnego nawijania i skręcania nici pracuje znacznie wolniej, to znaczy musisz się namachać łapką nawet kilka razu dłużej niż nawijając na takiej prostej nawijarce.

Ręczna nawijarka firmy Brother

Ręczna nawijarka: Home Twister firmy DARUMA

Jeśli nie masz i nie planujesz mieć maszyny dziewiarskiej, ale dziewiarstwo nie jest Ci obce, ale jeszcze nie pokusiłaś się o zakup nawijarki, może czas najwyższy ten zakup rozważyć. Coraz więcej dziewiarek sięga po wełny farbowane ręcznie, zwinięte nie w motek, kłębek, tylko w precelek, czyli wybierają te wełny, które zanim rozpoczniemy przerabiać na drutach muszą najpierw przewinąć je w kulkę, pozwalającą na pracę. Ręcznie nawet przy sprawnych rączkach zajmuje to sporo czasu. A taka maszynka pozwala załatwić problem w parę minut. Pod warunkiem, że z drugiej strony sznurka są ręce ukochanego podtrzymujące ten luźny splot nitkowy lub parasolka do nawijania wełny, ale o tym może już innym razem.

W moim przekonaniu nawijarka w dziewiarstwie jest bardzo potrzebna, a w maszynowym to już mus absolutny. Bo dzięki niej oprócz zaoszczędzonego czasu, wzmocnionych mięśni nadgarstka (są tam jakieś mięśnie na pewno;)) wyeliminujemy jeden z wielu powodów do frustracji na rzecz uśmiechu na ustach. Bo przecież hobby ma być powodem radości, czyż nie? A zatem dbajmy o to, żeby tak właśnie było!



sobota, 16 listopada 2013

Skarpetkowa rozkładówka ;)

Skarpetowe opętanie przerodziło się w obsesję. Obsesję koloru i formy, w której paseczki grają pierwsze skrzypce. Przełamałam się i pomimo uprzedzeń, postanowiłam wykonać skarpety na maszynie z piętą kształtowaną rzędami skróconymi. Zapraszam Was zatem na sesję nie tylko kolorową, ale i pościelową ;) 












Temat skarpetek uważam za chwilowo wyczerpany. Przynajmniej skarpetek mężowskich, których 46 rozmiar to nie lada wyzwanie na pracę ręczną, więc chwała mi, że posiadam maszynę, dzięki której oszczędzam gigantyczne ilości czasu.

I takie pytanie do Was poniekąd związane z sesją łóżkową ;) Czy wypada rosłemu mężczyźnie, a Waszemu Partnerowi, Mężowi, Przyjacielowi - spać w skarpetach??? Bo, że syn ma na to przyzwolenie od każdej mamy, to wiem. Mam wrażenie, że dzisiaj mężczyzna może więcej niż te kilkadziesiąt lat temu, ale czy jest przyzwolenie na skarpety na męskich nogach pod kołdrą? ;)

Ja chyba nie mam nic przeciwko jeśli tylko będą to skarpety ode mnie ;)

Miłego i kolorowego weekendu!

czwartek, 14 listopada 2013

Skarpetowe opętanie i skróty z maszyną dziewiarską.

Listopadowa szaruga zachęca do produkcji skarpetek, czyż nie? ;) Choć ich nie lubię dziergać, z założenia, ostatnio niczego innego na druty nie wrzucam. I z tego co widzę świat blogowy nie pozostaje w tyle za potrzebami społeczeństwa. Skarpety mam wrażenie są wszędzie! i dobrze, bo stópki trzeba kochać i rozpieszczać, tak samo jak szyjkę czy łapki, cieplutką i kolorową wełenką. Ale właściwie dlaczego jak skarpetki to tylko na drutach?
A może jesteś w posiadaniu maszyny dziewiarskiej jednopłytowej i chciałabyś móc szybko i bezboleśnie (bo umówmy się, zszywanie skarpet bywa czasem bolesne jak się nam w paluszek igła wbije;) ) wyprodukować parę skarpetek, jak nie dla siebie to może na prezent dla najbliższych? Oto kilka rozwiązań dla Ciebie. Dwie techniki, które godne są rozpowszechnienia!

Masz nić dentystyczną w domu? Jeśli masz to świetnie! Z powodzeniem możesz tą metodę wykorzystać używając nici nylonowej, nie koniecznie o zapachu mięty. I jeśli tylko nie straszne Ci są supełki i ich rozwiązywanie - ta technika  naprawdę może Ci się przydać.

Diana Sullivan   jest moim absolutnym guru jeśli chodzi o pracę na maszynie. Jej filmy to nie tylko inspiracje, ale też i szkoła dziergania na maszynie. Skarpetki które wykonała na podanym poniżej filmie, są tego świetnym przykładem. Proste i wcale nie oczywiste. Oglądnij i się przekonaj.

Zostawiam Cię dziś zatem z tematem skarpetek i sama pędzę do swoich - Połówek pozazdrościł mi pary i zażyczył sobie jednej dla siebie - a jak zobaczył  co mi wyszło, to poprosił o jeszcze jedną i jeszcze jedną... :)




sobota, 9 listopada 2013

Przedzimowe bunkrowanie oraz wyzwolenie.


Dwie małe urocze kuleczki, złożone zgodnie z pomysłem sprzedanym nam przez Przyjaciółkę ze szkolnej ławy, ciepłe, nieskromnie powiem - urocze i co najważniejsze: moje! :)
Rękawice, o których pisałam w poprzednim poście są już skończone. Tak sobie wyglądają:






Połówek jak je zobaczył - zaproponował ich modyfikację słowami - a może by tak ze wzorkiem? ;) A może to i dobry pomysł. Dać się da na pewno, trzeba tylko wzorek wymyślić i maszynę nastawić. Ale to później. 

Dziś muszę się rozliczyć z zakończonego już przed tygodniem kompletu skarpetek. Zapowiedziałam je już czas jakiś temu, dziś pierwszy raz noszę i się cieszę, bo w końcu nie czuję chłodu w stópki. Ale zanim do tematu tychże skarpet przejdę małe wprowadzenie. Skarpetek dziergać nie lubiłam, bo nie umiałam. Na maszynie zrobiłam ze 3 pary i wiem, że dalej ich dziergać z piętą ze skróconych rzędów nie lubię. To wszystko zmieniło się gdy w moje łapki wpadł wzór skarpet Kalajoki. To one otworzyły mi oczy na skarpetek dzierganie i po raz pierwszy nie dość, że sprawiły mi radość to jeszcze z przyjemnością je noszę! Wszystko zasługą ich anatomicznego kształtu, który idealnie można dostosować też do rozmiarów większych (przetestowane na rozmiarze 46) ku uciesze i radości Połówka, który ma skarpety, co go "nie cisną", czyli takie jak lubi. Tak wyglądały moje pierwsze, dziś już kapkę znoszone Kalajoki:


W oparciu o tę samą  metodę kształtowania pięty i śródstopia powstały moje skarpetunie, które ze względu na ich kolorystykę genialnie komponują się z dżinsem. Stąd też ich nazwa - Jeansykindofsock:





Wełna wykorzystana w tym projekcie to Colinette Jitterburg, ładna aczkolwiek dość droga wełna (jeden motek 150 g to wydatek 20 euro..) - i to chyba naprawdę najdroższe skarpetki jakie mam ;). Na ich wykonanie zużyłam dokładnie 100 g, dziergałam na drutach pończoszniczych 3.0. Paluch uformowany podobnie jak w skarpetkach Kalajoki, idealny dla budowy mojej stópki, w której wielki paluch wychodzi w przedbiegi przed pozostałymi. 

Bunkrowanie przedzimowe uważam zatem za oficjalnie rozpoczęte :) i to z przytupem:)

A dla niedowiarków, co to uważają, że w skarpetorękawiczkach człowiek ma ograniczone zdolności manualne - może i nie dam rady złożyć w nich origami, ani grosika z portfela wyciągnąć, ale ze sznurówkami to sobie z pewnością poradzę! ;)

piątek, 8 listopada 2013

Długaśne mitenki na maszynie dziewiarskiej.

Zaglądacie do mnie czasem szukając odpowiedzi na pytanie: "jaki wzór na maszynę dziewiarską?" (wszystko jest w statystykach ;)), a moim zdaniem należałoby raczej zapytać, jaki wzór nie nadaje się do wykonania na maszynie dziewiarskiej. Bo choć krótko się dziewiarstwem maszynowym hobbystycznie zajmuję, to jestem coraz bardziej pewna, że nie tyle wzór w większości przypadków stoi na przeszkodzie, co jego umiejętność adaptacji. Śmiem rzec, że prawie każdy projekt przeznaczony do pracy na drutach może zostać - mniej lub bardziej identycznie -wykonany na maszynie. Czasem po prostu niektóre łatwiej jest wykonać ręcznie. Ale jest gro takich, które właściwie bez większych modyfikacji można wykonać na maszynie dziewiarskiej.
Chcę Wam pokazać jeden z takich projektów, idealny na maszynę dwupłytową, ale możliwy też do adaptacji na maszynę jednopłytową.

Dzień powitałam z myślą, że czas w końcu maszynę użyć. Użyć nie byle jak, ale z pomysłem i zacięciem, i może też tak, by Wam co nieco od kuchni pokazać. Ale, żeby nie było zbyt prosto, chciałam Wam pokazać prosty udzierg, którego wykonanie ręczne pewnie zajmie Wam trochę czasu, natomiast na maszynie - to zwykłe bzium - bzium i gotowe :)

Oto ONA (na razie jedna załapała się na światło dzienne, jutro pokażę Wam obie i skończone):


Wzór na tą rękawiczkę zaczerpnęłam z bloga: http://www.purlbee.com/, a dokładnie z wczorajszego posta, piękny, stylowy komplet rękawic, idealny dla zmarzluchów, zwłaszcza tych, co nie lubią jak im wiatr w listopadzie chłodem przedramienia smaga. A na dokładkę przy wszystkich jego zaletach idealny do wykonania na maszynie dziewiarskiej. 

Na maszynę nabrałam po 31 oczek na każdą płytę (zdecydowałam się na wykonanie większego rozmiaru), pierwsze dwa rzędy wykonałam na większej wysokości oczek - na 8, potem zmieniłam na 6 i w ten sposób na około wydziergałam 55 okrążeń, potem zmieniłam na 5 i wydziergałam kolejnych 25 okrążeń - łącznie dokładnie 80 okrążeń (rzędów na maszynie 160). 
Potem zgodnie z zaleceniem nabierałam w co 3 rzędzie po dwa oczka na kciuka. Po zakończonych pracach na resztkowyidoniczegonieprzydatny sznureczek ;) przerzuciłam oczka z których powstanie później kciuk. 


Po tej operacji trzeba było nabrać parę oczek w obwodzie dłoni - do tego celu wykorzystałam starą próbkę (również doniczegoniepotrzebną  ;) ). W miejscu, w którym był wcześniej paluch na każde łóżko nabrałam po 2 oczka - łącznie 4 oczka, nakładając próbkę na dwie igły na jednej i na drugiej płycie.



W ten sposób uzyskałam cztery oczka otwarte (po zdjęciu próbki), ale na ten moment zabezpieczone, które później swobodnie będę mogła przerobić razem z pozostałymi odłożonymi na sznureczku. 

Potem wykonałam 35 okrążeń /  rzędów na maszynie 70, i zabrałam się za wykończenie rękawiczki, co do słowa podążając za umieszczonym na stronie przepisem. 

Teraz pozostaje jedynie wykończenie kciuka i wykończenie krawędzi dolnej. 


Ekspresowo, stylowo i co najważniejsze ciepło! 

czwartek, 7 listopada 2013

Kolorowy zawrót głowy.

Idąc za ciosem i podsycana Waszymi zachętami - pomieszałam w kotle ile wlezie.



Na pierwszy ogień poszła oczekiwana przez Was mieszanka fioleto-czerwieńca ze szczyptą oranżu:


Nie powiem, wyszło fajnie, ale chyba jestem za mało odważna lub już za stara (?) żeby się w takim zestawie kolorystycznym pokazywać ludziom... - mówiłam już, że ja z natury wstydliwam? nie, no to już wiecie.
Piękny, ale niestety nie mój zestaw kolorów. Choć każdy z osobna uwielbiam..

Kolejny miks oczekiwany przez niektórych - hardcore lekko mówiąc: szarości pomieszane z dającą po oczkach cegłą:


Polubiliśmy się... im dłużej na niego patrzę tym bardziej go widzę na dużej powierzchni.. I tu Droga Bee, muszę Ci podziękować za inspirację i skrzyczeć jednocześnie. Pomysł świetny - ale na jego wykonanie nie mam wystarczającej ilości cegły... buuu :(

Trzecia wersja to tuning znanej Wam już błękitozieleni (nie wiem co się tak tej mieszanki trzymam - chyba chce się tej zieleni pozbyć bo to fajna włóczka i będzie grzać...):


Połówek jakoś od tego zestawienia oczopląsów dostaje...a to dziwne, bo czerwienioszarości go nie rażą...Do kociołka przy jej produkcji dorzuciłam jedną niteczkę oliwkowej zieleni.  Co Wy na to?

Czwarta próbka to miks inspirowany fotografiami, do których wzdycham, a których ostatnio w sieci jest pełno, bo kto nie kocha barw jesieni? Oto jabłuszko:


Kolejny tuning przed Wami to fioletobłękit. Dorzuciłam do kociołka potrójną dawkę fioletu, wywaliłam antracyt i mamy błękitofiolet, bądź fioletobłękit (niepotrzebne skreślić):


A to już ostatnia próbka wyprodukowana wczoraj.. Szara eminencja z blaskiem oliwki:


I pewnie Was wszystkich rozczaruję, ale ta ostatnia najbardziej mi odpowiada.. Może dorzucę do niej błękitu, może zostawię sauté, a może dodam szczyptę oranżu, nie wiem jeszcze, ale zieleń to zdecydowanie  TEN kolor, który chodził mi po głowie, i pewnie nie odkryłabym tego gdyby nie Wasza pomoc. Dlatego serdeczne dzięki!

No to teraz kto zgadnie jaki to model swetra? 

Pozdrawiam i życzę Wam miłego dnia!  
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...