Witajcie Kochani..
Czas mi się tak ostatnio zapętla, że sama się nieco gubię w tym jego odmierzaniu. Prawdę mówią ci, którzy twierdzą, że w pewnym momencie czas nagle jakby przyspiesza i nawet na chwilę nie ustaje w tym pędzie. Coś w tym musi być, bo mam wrażenie, że wiosna dopiero była, a tu już trzeba się szykować na pożegnanie lata.
To lato jakieś takie też niepoukladane.. zawalone stresami i zdrowotnymi problemami.. Ale nie chcę się dziś żalić, tylko pragnę się Wam pochwalić nad czym całkiem ostatnio pracowałam.
Mam za sobą bardzo długą przerwę, zarówno w pisaniu jak i bieżącym dzieleniu się z Wami moimi dziergadłami. Wzory też musiałam na chwilę porzucić, ale powoli i z trudem wracam też i do nich. Przed kilkoma tygodniami tak mnie nieszczęśliwie w kręgosłupie powykręcało, że z trudem przyszło mi głowę wysoko trzymać, ba.. wysoko! Normalnie też się nie dało. Trzeba było przyodziać się w ortopedyczny kołnierz i stopniowo zaleczać stan zapalny.. Sytuacja jest na chwilę obecną opanowana, ale ciągle muszę na siebie uważać, bo niewielkie zaniedbanie z mojej strony i ból, niczym przeklęty i uparty bumerang, powraca.
Trochę mnie to otrzeźwiło, jak zresztą chyba każde chorobowe zmartwienie z jakim przez lata przyszło mi się zmagać, nieco postawiło na nogi i zmotywowało do pracy. Paradoksalnie, to właśnie wtedy, gdy nie mogłam się nad drutami pochylić, stęskniona, mnożyłam na papierze pomysły na przyszłe dzianiny. Uwagi i sił bez bólu starczało mi jedynie na mikro próbki, i właśnie od takiej próbeczki zaczeła się ta dzisiejsza historia.
Mam ogromną słabość do projektów logicznych, zbalansowanych, czystych zarówno w liniach i fasonie, lubię kąty i tekstury, zwłaszcza przekręcone i zaplecione, a jeśli uda mi się dodatkowo zamknąć je w idealnym kole, no to już w ogóle jestem przeszczęśliwa.
Wrzuciłam na druty, nieco dla zabawy, włóczkę, którą kupiłam w ubiegłym roku z myślą o chuście.. nie wiem ile razy już wcześniej podejmowałam się prób wydziergania czegoś z tej włóczki, ale to nigdy nie było to.
Jak tylko nabrałam oczka, zupełnie nie licząc na "sukces" i oddałam się przyjemności dziergania, reszta sama się zadziała.
Ledwo ten sweter odłożyłam skończony, zaczełam kolejny, tym razem z lnu, równie mocno sprawiającego mi kłopoty.. nijak się z lnem nie mogłam do tej pory polubić, ale w tym przypadku, przyznaję, że dzierganie sprawiło mi niezwykle dużo radości.
Chociaż nie wiem czy dzierganie z lnu na stałe wejdzie w mój dziewiarski repertuar. Podczas dziergania nieustająco towarzyszyło mi przekonanie, że dzianina zacznie mi się straszliwie po praniu kosić. Szczęsliwie, udało mi się to jakoś podczas blokowania opanować, ale łączenia nitek lnianych w dzianinie dzierganej bezszwowo, uważam za totalną porażkę. I jeśli macie dla mnie jakieś rady, triki i sposoby jak to ogarnąć, bardzo chętnie skorzystam, bo co ja się nakombinowałam, to moje.. a rezultat wystarczający jest, ale dość marny... Macie dla mnie jakieś rady?
Pomimo tego, że jeszcze w ubiegłym tygodniu zmuszona byłam nosić mój "najpaskudniejszy w świecie, leczniczy cowl", jakimś cudem udało nam się, dość spontanicznie, wyskoczyć wczoraj na dłuższy spacer i foty. Nie lubię być fotografowana, ale najwidoczniej dłuższa przerwa w tych przykrych obowiązkach dobrze nam obojgu zrobiła, bo jakoś z uśmiechem na ustach zabraliśmy się za zdjęcia.
Mam nadzieję, że tak całkiem Was tym zdjęciami nie zanudzę, ale tych kilka, które tutaj dzisiaj wrzucam, to jedynie nieco większa zajawka.. Mam ich znacząco więcej i chyba wszystkie zamierzam pokazać.. Co oznacza, że podonych zdjęć będzie wkrótce nieco więcej.. :)
Gdziekolwiek jesteś.. i jakkolwiek spędzasz to lato.. wyciśnij z niego ile wlezie.. i bądź dla siebie łaskawa!
buziaki!
A.
Asiu! Dobrze, że jesteś. Pokazuj nowości koniecznie! Życzę Ci dużo zdrowia oby kołnierz nie był potrzebny! Ja męczę bawełnę ale urlop się skończył �� i czasu brak. Pozdrawiam serdecznie i słonecznie Ewa.����
OdpowiedzUsuńUrlopy tak niestety mają, że za szybko się kończą ;)
Usuńdziękuję ślicznie za ciepłe słowa! :* Buziaki!
Asiu! Dobrze, że jesteś. Pokazuj nowości koniecznie! Życzę Ci dużo zdrowia oby kołnierz nie był potrzebny! Ja męczę bawełnę ale urlop się skończył �� i czasu brak. Pozdrawiam serdecznie i słonecznie Ewa.����
OdpowiedzUsuńPięknie się zapowiada;)tylko czy to plecione cudo mnie nie pokona:( Dużo zdrowia,pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńA dlaczego miałoby kogokolwiek pokonać..? z dobrą instrukcją i motywacją wszystko jest możliwe! Na pewno dasz sobie radę! :*
Usuńdziękuję bardzo :*
Moje serce skradł szczególnie ten lniany udzierg. Kolor, plecionka, dekolt, rękawy...wszystko na wielkie TAK! Zdrówka życzę i miłej drugiej części wakacji.
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo :)
UsuńNa chwilę obecną lniany też się do mnie bardziej uśmiecha, ale jak przyjdzie chłód to się szbciutko przerzucę na jego wełnianą siostrę :)
Tobie wspaniałego końca wakacji również! :*
No nie, znowu coś pięknego, graficznego i o fantastycznym dekolcie ci wyszło!!! Czekam na więcej:))
OdpowiedzUsuńPrzepraszam... nie chciałam ;) :P
UsuńDziękuję bardzo! Dekolt jest konsekwencją większego luzu i lnianego ciężaru, tak się sam ułożył, chociaż jest najzwyklejszym okrągłym karczkiem :) Magia kina.. ;)
Obydwa sweterki cudne, fajne formy w pięknych kolorach! Nie lubię łączyć nitek i niestety żadnej rady nie mam, dla mnie włóczki mogłyby mieć po 1000 m.Miłego lata życzę 😆
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńZ łączeniem nitek zazwyczaj nie mam problemu, ale najczęściej dziergam z włóczek wełnianych, w których łączenie jest zasadniczo banalnie proste i prawie niewidoczne, ale ta lniana paskuda mnie wykończyła.. dobrze że Wam bebechów swetrowych nie pokazuję, bo to co się dzieje na lewej stronie.... ach.. lepiej nie mówić ;) :D
Jak zapewne wiesz, bardzo lubię Twoje projekty, więc czekam z niecierpliwością! Dbaj o siebie!
OdpowiedzUsuńBędę! dziękuję Makunko! :***
UsuńBardzo ciekawy projekt. Poproszę więcej detali :)
OdpowiedzUsuńWkrótce, Ula, wkrótce ;) :*
Usuń