czwartek, 25 czerwca 2015

Dziergam, bo to kocham i się tego nie wstydzę :)

O dzierganiu można gadać godzinami, wystarczy znaleźć pokrewną duszę, która podobnie jak my, ma te same zainteresowania. To akurat nic nowego i nadzwyczajnego, bo jak wiadomo powszechnie, godzinami można gadać o literaturze, o piłce nożnej, o kosmetykach czy torebkach, o malarstwie, nawet ściennym, jeśli taka jest nasza "brożka", o grach komputerowych, o językach obcych, mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale najważniejsze już chyba zostało powiedziane, musi być to WSPÓLNE zainteresowanie, współdzielone przez obu rozmówców. Ot cała filozofia.. Niewątpliwie pasjonata sportu nie będzie doskonałym rozmówcą dla dziewiarki, ale już maratonista - dlaczego nie!? Każdy potrafi przecież biegać, ale  biegać i dziergać jednocześnie to już niekoniecznie.. A jednak, są takie zdolne maratonistki - o proszę bardzo (KLIK)

Każda z nas ma swoje powody, dla których zaczęła swoją przygodę ze sznurem, ja tych pierwszych nie pamiętam, stało się to jakby naturalnie, bo nie było wtedy ani gier komputerowych, ani atrakcji w internetach i jakoś czas sobie człowiek musiał zorganizować. Wyklejanki szybko mi się znudziły, do rysowania nigdy nie miałam talentu, gotowanie szybko stało się obowiązkiem, ale sznur był od zawsze w ścisłej czołówce spraw "to do", jak się nudzę. Już od małego wykazywałam się talentem niebywałym, bo potrafiłam każdy, nawet w kulkę splątany łańcuszek, rozsupłać, ku radości mojej Kochanej Mamy, która znów miała talent niebywały do splątywania wszystkiego, co się tylko dało ;) Grunt to się uzupełniać, prawda? :D Zawsze jednak dziergałam w samotności, a jeśli już w towarzystwie, to w zaciszu własnego domku. Wszyscy w rodzinie bliższej i dalszej wiedzieli, że dłubię coś na drutach wiecznie, ale nikt nie przywiązywał do tego większej wagi. Ot nic to szczególnego, ja dziergam, kiedy inni chodzą na fitnessy, albo grzebią w ogródku. Wszyscy z nas mogliśmy się czymś pochwalić, ja zazdrościłam koleżankom wyćwiczonej sylwetki, albo genialnego jak dżungla magiczna ogródka, a oni mnie szyjootulaczy :) Choć nie, wtedy to mało kto czegokolwiek mi zazdrościł, bo włókna na których pracowałam nie były niczym szczególnym. 


Właśnie wróciłam od lekarza.. teraz sobie częściej pochodzę, choć wcale nie mam ochoty, ale plecy dają w kość i leczyć muszę, i znów, jak prawie podczas każdej wizyty tam, wzbudzam ciekawość.. Nie sobą, choć kto wie? ;) ale tym co na sobie mam. A wiadomo, że coś mam na sobie zawsze. Chustę. Szalik. Czapkę. Sweterek, taki czy inny, ale zawsze jakiś. :D Odkąd mieszkam w Niemczech dwukrotnie byłam hospitalizowana, raz nawet dziergałam podczas rekonwalescencji. Do tej pory pamiętam minę jednej pani, jak podczas jednej takiej wizyty wystąpiłam w swoim moherowym szalu.. wiecie, taki znoszony już był, wyświechtany, ale wciąż ulubiony, i podczas mojej nieobecności w przypisanym szpitalnym pokoju, ktoś, wraz z całym moim w szafie pozostawionym dobytkiem, mnie do innego pokoju przeprowadził... Jakież było moje zdziwienie, jak po otwarciu szafy już w nowym pokoju okazało się, że szal jest wyeksponowany jak cudo jakieś! :D Potem musiałam się szefowej w rejestracji tłumaczyć skąd to i jak to? :) To są miłe momenty.. Podczas ostatniej wizyty w szpitalu obchód (12 osobowy z Ordynatorem na czele - ponoć gwiazdą w dziedzinie) zastał mnie nad rękawami do Vivacity.. Dziergałam wtedy jak w amoku, byle więcej, byle nie bolało.. przeciwbólowe otumaniacze nie pomagały się skupić, ale lekarze (wszyscy!) lekko się zdziwili barwnym zezwłokiem na kolanach i fruwającymi kłębkami w dwóch kolorach po podłodze.. :) Wtedy też poznałam bardzo miłą i serdeczną rekonwalescentkę, która trafiła do szpitala właściwie niespełna dobę przed moim wypisem. Fajnie było mieć towarzystwo "do pogadania", bo jak się później okazało, niestraszne tej pani były szydełka, druty czy maszyna do szycia. Ale jak zobaczyła mojego Los Herviderosa, w który się odziałam tuż przed wyjściem, to pani zasadniczo zbladła nie dowierzając, że ten sweter wydziergałam w rękach. 

Nie dziergałam nigdy wcześniej nigdzie poza własnym i bezpiecznym, domowym zakątkiem, wśród ludzi.. Trochę się tego mojego dziergania wstydząc, właściwie nie wiem dlaczego. Ale wiecie co? Chromolę wstydy! dziergam, bo lubię, dziergam tam, gdzie chcę, co chcę i jak chcę. Nie muszę się nikomu tłumaczyć, a frajdę mam zawsze wielką, bo ludzie reagują dziwnie... ;) 

W Holandii przed paroma laty dziergając na ławce po raz pierwszy w życiu chyba, o mały włos doprowadziłam do kilku rowerowych wypadków, tak się za mną oglądali! (Tak powstawał mój Color Explosion dziergany w oparciu o projekt Veery, Color Affection), Inky według projektu Marzeny Krzewińskiej wystąpiła ze mną na ławce nad Menem we Frankfurcie, i to był czad! wiało okropnie i co chwilę mi tę robótkę zwiewało z kolan, więc dla każdego przechodnia musiałam komicznie wyglądać, jak blondynka z ostrym różem wymalowaną flagą ;) no mało pokojowo to wyglądało ;) 

Podczas tegorocznych wakacji w Dorset dziergałam wszędzie, gdzie się dało. W restauracji czekając na realizację zamówienia, spotkałam się z uśmiechami od ucha do ucha. W tawernie, do której przypadkowo trafiliśmy, panów siedzących popołudniową porą nad piwkiem i rzucających w tarcze rzutkami, lekko zdezorientowałam swoją "aktywnością". Dziergałam z zapałem również podczas przeprawy przez Kanał La Manche, wzbudzając zainteresowanie niezależnie od płci czy od wieku! no fakt, miałam już tego szala sporo, co niewątpliwie mogło być powodem tych licznych, i zaciekawionych spojrzeń :)


Najlepsze jednak były komentarze na plaży zasłyszane. Siedziałam, a dokładniej leżałam sobie pod klifami z idealnie wygodną konstrukcją, podtrzymującą obolałe plecy i dziergałam szal, szal niezwykły, kolorami eksplodujący, innymi słowy, byłam w transie.


Przechodziła koło mnie 5 osobowa grupa, z jednym samcem alfa i 4 pięknymi kobietami w różnych grupach wiekowych. Wszystkie reprezentantki płci pięknej, niezależnie od wieku,  mijając mnie, przykrytą wełnianą feerią barw, milcząco i z ciekawością kontemplowały to, co robię, powiedziałabym nieskromnie, z dozą zaszokowania pomieszanego z podziwem w oczach. Za to pan, będący chyba jednym z tych, co zawsze wszystko lubi wyśmiać, podsumował, "że najlepsza pora na sztrikowanie to przecież gorące lato! zima się zbliża, trzeba się przygotować!". On się śmiał pełną gębą, bo taki był dumny z tego swojego "żartu", za to panie mu towarzyszące, milczały dystyngowanie, nawet chłopina nie wie, jak bardzo trafił w sedno! :D

Jeśli lubisz biegać, ubierasz buty i idziesz na ścieżkę bez skrępowania, jeśli kochasz grzebać w ziemi, wychodzisz do ogrodu i brudzisz sobie ręce, zapewne w towarzystwie sąsiada czy sąsiadki, robiących dokładnie to samo. Z dzierganiem jest podobnie, jeśli lubisz to robić, jeśli masz z tego radochę, bierz te druty do torby i noś je ze sobą, a jak Cię dopadnie chęć, wyciągaj i dziergaj, nie ważne czy to w poczekalni, czy na podwórku obok piaskownicy czy huśtawek, na których Twoje latorośle wygibują swoje ciało. Nie daj sobie wmówić, że to nie wypada, nie daj sobie na ramiona wrzucić ciężaru wstydu, bo nie ma czego. A jak już go w środku nosisz i został Ci podobnie jak mnie, wszczepiony podskórnie, walcz z tym! Odkąd zaczęłam z robótką w rękach wychodzić "do ludzi" spotkały mnie same warte wspominania sytuacje, nawet jeśli nie zawsze miłe, to z pewnością ciekawe. Ot, co najwyżej będziesz mieć kilka anegdot więcej do opowiedzenia przy rodzinnym stole ;)
A nóż widelec, może z robótką w ręku zachęcisz koleżankę siedzącą obok na sąsiedniej ławce do zrobienia tego samego? i nagle się okaże, że bratnią duszę do pogadania o sznurze miałaś na wyciągnięcie przysłowiowego druta! ;)

A Tobie gdzie zdarzyło się do tej pory dziergać? jakieś odjechane miejsce? kino? Teatr? kolejka górska?  :) jakaś niezwykła z dzierganiem w tle przygoda Ci się już przytrafiła? Podziel się nią ze mną!

Miłego dnia Kochani!


45 komentarzy:

  1. Odjechane miejsce, mówisz? Samochód :) Niby własne, prywatne, ale wcale nie bezpieczne, wymaga dużo większej koordynacji i organizacji (raz chcąc zrobić gwiazdki z poliestrowego kordonka nie wzięłam nożyczek, skończyło się na jednej gwiazdce :) ), ale z czasem dopasowujesz ruch drutów do rytmu wpadania samochodu w dziury :)
    A poza tym dziergałam chustę w oczekiwaniu na narodziny H. Personel patrzył, podziwiał, ale dziwnie ludzie patrzyli, że robię dla siebie, nie dla dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A spróbuj kiedyś zamykać oczka po ciemku w samochodzie jadąc ;) my tak wracaliśmy ostatnio z wakacji.. na swoje wytłumaczenie mam tylko to, że zapodałam sobie na drogę leki przeciwbólowe (plecy) i nie wiedziałam co robię.. dawno tak pięknie i równo nie zamknęłam oczek - o czym się dowiedziałam następnego dnia jak wzeszło słońce ;)
      hahaha... naprawdę - wyrodna z Ciebie mama! ;) a nie pomyśleli, że jak mama szczęśliwa (mama szczęśliwa jak ma nowy dzierg do założenia) to i dziecko szczęśliwsze? :)))
      Uściski serdeczne!

      Usuń
  2. Odjechane miejsce? Sekretariat w firmie, w której mój mąż miał spotkanie. Pani sekretarka okazała się również intensywnie dziergającą osobą także było wesoło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Genialnie - wniosek? warto wyciągać obojętnie gdzie! :))))
      buziakuję :)

      Usuń
  3. :) Super wpis. Zaczęłam dziergać po bardzo długiej przerwie i akurat w szpitalu mi się zdarzyło robić entrelakową chustę dla Dziecka. Nie widuję zbyt często dziergających osób. Jeżeli już - to są one...bardzo młode :) Stereotyp babuleńki w chustce, dziergającej paputki z elastycznego sznurka jakoś odchodzi chyba do lamusa. A moja córka zachwycona była ilością osób dziergających publicznie w Danii. Szczególnie gdy dziergającymi byli młodzi, przystojni panowie z brodami godnymi drwala... :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dania... tam jeszcze nie dziergałam! :)
      Wspaniale słyszeć, że dziergają MŁODE DZIEWCZYNY! :)))) ale panów serdecznie zazdroszczę.. nie ma rady - następne dziergowe wakacje w Danii :)
      Ściskam ciepło!

      Usuń
  4. W szpitalach i owszem, przecież tam się nudzi niemożebnie... najczęściej biorę serwety- najłatwiej zapakować, nie trzeba mierzyć, a w związku z tym szukać dużego lustra, żeby się przejrzeć... nie powiem zachwyty były, bo przecież w mniemaniu doktórstwa, to się prawie nie da żeby tak rękami, taki koronki... były też wrabiane skarpety (i tak się jest w piżamie i na boso, wiec z mierzeniem nie ma problemu) no bo małe, i też znowu najczęściej same pozytywne komentarze... w pociągach autobusach, na dłuższych trasach- ale tu bez reakcji, raz jedna pani spytała czy to będzie skarpeta (była- fair isle, ale zakończyłam na początku pięty, bo w autobusie nie odważyłabym się mierzyć ;) ) a raz w pociągu na pokrewną dusze trafiłam, ale w osobnym przedziale, więc nie pogadałyśmy....
    Ostatnio zabrałam na poczekalnie do lekarza, ale moja doktórka tak się szybko z kolejką uwijała, że właściwie zrobiłam ze 2 rządki (skarpety, a jakże)
    aaaa no i byłabym zapomniała.... podczas jednej z wizyt szpitalnych trafiła mi się sytuacja tak fantastyczna że nie wiem.... dziergałam serwetę... na sali spotkałam również dziewiarkę (nie miała ze sobą robótki) i gdy ta ledwo poznana osóbka wróciła na salę po weekendowej przepustce, sprezentowała mi cudowną gazetkę z 1992 roku z wzorami na serwety na drutach, a dodam tylko, że spotkać gazety/książki z serwetami na druty jest naprawdę trudno.... odwdzięczyłam się jej później (pocztowo) swoimi moteczkami, no a gazetka niebawem będzie wydziergana od deski do deski!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to się doktorki nie mogły nadziwić! ale czad! :)
      Aż mi się łezka w oku zakręciła.. dziewiarki to anioły! cudnie! :)
      ściskam mocniutko!

      Usuń
  5. Ja dziergam wszędzie!
    Druty stały się moim lekiem na kryzys sensu w pracy zawodowej, więc najpierw obie sfery traktowałam jako konkurencyjne wobec siebie. Ale od jakiegoś czasu: dziergam w czasie kolokwium, a w tym roku w trakcie baardzo długiego, złożonego z kilku części egzaminu pisemnego [zrobiłam niemal cały karczek!]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D a dzieciakom w to graj, że Pani Profesor zadziergana.. a ściągi pod stołem furczą ;)
      że też żadna z moich nauczycielek nie dziergała.. nie mogę uwierzyć, to najlepsze zajęcie na sprawdziany! :D super!

      Usuń
  6. W czasie studiów dziergałam podczas nudnawych wykładów. W pewnym okresie życia sporo jeździłam pociągami - zawsze z jakąś robótką. Dzierganie na plaży, w kawiarni, w poczekalni u lekarza - to norma. I szczerze mówiąc nie pamiętam, żebym kiedykolwiek spotkała się z jakimś zdziwieniem, a tym bardziej ironią czy pogardliwym pobłażaniem. jeśli w ogóle są jakieś reakcje, to tylko pozytywne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak powinno być, dzierganie jak muzyka, łączy i obyczaje leczy.. :)))

      ale pozytywnie się tu dzięki Wam zrobiło! - dziękuję :)

      Usuń
  7. Asia - dziękuję Ci za ten wpis, wróciłam do dziergania po długiej przerwie i dziergam tylko w domu - a dzieci patrzą na mnie jak na "moherowy wybryk natury" - ale czas z tym skończyć
    Jeszcze raz dzięki
    pozdrawiam Emilia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas najwyższy! wyjdź na ławeczkę do parku, albo gdzie bądź i nie daj sobie wmówić żadnych moherów! dzierganie jest seksi! dzierganie jest na topie!

      Powodzenia Kochana! i odwagi :)

      Usuń
  8. Ja dziergałam w operze pomiędzy aktami :D Nie mogłam się powstrzymać, coś wtedy dziergałam takiego "WOW" i "na już" i targałam ze sobą druty wszędzie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Może w odjechanych miejscach może dziergałam (nie wyobrażam sobie dziergania w teatrze... to jednak byłoby przegięcie ;) albo w kinie, ale to ze względu na ciemność^^), ale nie wstydzę się tego i w zasadzie szydełko zawsze mam ze sobą. W drodze do pracy i z pracy czaję się na miejsce siedzące, jak te staruszki, żeby tylko usiąść i wyciągnąć robótkę. Inaczej te 20 minut tramwajem uważam za stratę czasu i żaluję, że nie poszłam pieszo ;p w poczekalni u lekarza każdej maści to już norma, że dziergam. Jak chodziłam z chłopakiem na jego rozmowy kwalifikacyjne (jest spoza Wrocławia i ktoś musiał go na miejsce dotransportować i wskazać palcem: o, tu idż), to czekając na niego też dziergałam. I też nie spotkałam się nigdy z nieprzyjemnymi komentarzami, raczej ciekawość, czasem może coś na kształt pobłażliwości na zasadzie: a po co Ci to dziecko, kp sobie gotowe ;p
    W tym roku mam mocne postanowienie, żeby zacząć jeszcze w parku dziergać, żeby się dotleniać i trochę słońca złapać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "kup sobie gotowe"?!?!?! gr... ugryzłabym ;)
      park jeszcze przede mną, ale też zamierzam! :) Trzymam kciuki za Ciebie! :)

      Usuń
  10. Asiu, zdarzylo mi sie nieraz dziergac u lekarza,w szpitalu przed operacja ,u fryzjera i sloneczny dzien na dworze choc w kolo bylo dosc duzo turystow,gdy bylam z mezem na "rybach" do czesto jest potrzebna pomoc gdy zylka sie poplacze;-))),,albo rybe trzeba wyholowac na brzeg to wtedy zona wedki trzyma ,ale najdziwniejszy komentarz uslyszalam gdy bylam na inchalacjach leczniczych (cuchnaco taka woda ) dosc duzo znudzonych ludzi w wiekszosci w starszym wieku.I jeden staruszek bardzo wzruszony, tlumaczyl ze przypomnial sobie jak to bywalo gdy on jeszcze dzieckiem byl kiedy to bylo normalne i nagminne ze kobiety siedzialy przed domem rozmawialy ze soba i dziergaly skarpety swetry czapki nie tak jak teraz.On naprawde byl przemily i zawstydzony bo sie poplakal .Mam nadzieje ze z kregoslupem lepiej.Pozdrawiam goraco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale piękne emocje może wzbudzić dzierganie... no proszę, można się na widok takiego nawet wzruszyć! piękna historia :)
      Kręgosłupek na razie nieźle, dziękuję, ale czeka mnie pewnie wiele miesięcy zanim będzie całkiem dobrze.. oby było! :)
      pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  11. Ja dziergałam na plaży, ale to żadna atrakcja, bo moja plaża jest pusta( jedyne osoby to Marzena z Mateuszem oraz Małgosia, którą czasami namawiam do dziergania, albo szydełkowania fantastycznych kapelusików). Dziergam też w samochodzie, uwielbiam nasze wspólne wyjazdy z mężem, bo on skupia się na drodze, a ja czytam i dziergam. Już za parę dni jedziemy do Wrocka, aby odwiedzić nasze maleństwa i zobaczyć ich nowe mieszkanie, to będę kończyć rozpoczęte robótki. Dziergam też w autokarze na wycieczkach z dzieciakami i nagminnie słyszę "Co Pani szyje?" z podziwem w głosie.
    pojutrze zabieram druty na zajęcia, bo zaczęłam kurs trenerski z lekkiej atletyki, a więc też z biegania. Wykłady mam z panem który daje prezentacje, więc spokojnie można nadrabiać zaległości. Pozdrawiam!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pusta plaża to marzenie! zresztą, to chyba nie o to chodzi, by dziergać w tłumach, choć jak ktoś lubi, to czemu nie, tu bardziej chodzi o piękne outdorowe dzierganie, na świeżym powietrzu, w tak zwanym międzyczasie, a już szczytem wszystkiego to dzierganie i czytanie jednocześnie! :) i to w samochodzie! jak Ty to robisz???
      ściskam serdecznie!

      Usuń
  12. Na początku się wstydziłam, a teraz jestem bardzo dumna! I lubię te zdziwione/zafascynowane a czasem zniesmaczone spojrzenia. Dziergam na plaży (o tym wyżej:)), w przychodni, w parkach, w pociągach, nieraz w autobusach/tramwajach miejskich, na urodzinach znajomych. No zawsze kiedy się da:). Raz dziergałam w parku - odpoczywałam, opalałam się, Mateusz w pracy/na uczelni to ja siedziałam w parku. I taki starszy Pan bardzo był zainteresowany. Pytał, zaglądał, ciągle wracał (bo spacerował naokoło stawu) i cały czas zagadywał. Panie w pociągu są różne - paczą, gapią się, albo zagadują, albo zezują, albo się same chwalą, że umieją:).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo! dumną trzeba być i rozpowszechniać to zajęcie ile się da! zmieniać mu oblicze na młode, pełne wigoru i kreatywności :)
      buziakuję :)

      Usuń
  13. Cudnie! Ja dziergalam na konwencie tatuażystów kolo Londynu w towarzystwie artysty tatuażu, kazde z nas miało swoją robotke "do dziergania" ;-) w parku, na trasie spacerowej siedzac sobie na laweczce, w samochodzie to nagminnie, ostatnio nawet w nocy, bo "jechałam" same prawe na okraglo wiec szkoda bylo czasu na drzemke, kiedy spac w samochodzie nie moge, na promie, w kolejce u fryzjera, kosmetyczki, dentysty, lekarza, probowalam nawet czekajac na wystep artysty na koncercie, ale bylo zle światło, a azury zbyt skomplikowane, w pociagu, w..... pracy i strasznie zaluje ze musialam tyle godzin marnowac na dojazdy do pracy samochodem, bo gdybym mogla jezdzic pociagiem czy autobusem to czasu bym nie marnowala :-) Dziergam "ogladajac" filmy, słuchając audiobooków, czytajac ksiazki, ale nie umiem dziergac rozmawiajac, bo jakos tak mam, ze robiac na drutach licze oczka, czy to jest potrzebne czy nie ;-) Czy to juz jest uzaleznienie? ;-) who cares?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha :) no tak! dziary nie biorą się z niczego :) pięknie! :)
      no własnie - who cares! :) I LOVE YOU Beatka! :*

      Usuń
  14. Plaża, kolejka do lekarza, szpital, oddział rehabilitacyjny, ostatnio wycieczka z młodszym na łono natury. Ubolewam jedynie, że nie mogę dziergać podczas podróży. Tracę więc czas w samochodzie i autobusach/trolejbusach...Szkoda:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. warto się jednak przemóc, ja lata nie mogłam, a ostatnio nie mogłam przestać, a w podróży spędziliśmy parę dni łącznie. :)
      pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  15. Dziergam, gdzie się da. Na plaży, w samochodzie, oddziale neurochirurgii w CZD (sporo robótek tam powstało przez pół roku pobytu z synem), pod tężniami w Ciechocinku, w bibliotece na spotkaniach robótkowych, w mojej szkole, gdzie zorganizowałam warsztaty dziewiarskie dla koleżanek, na moim tarasie i oczywiście w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo! Brawo! Ale pięknie! dziewczyny, micha mi się cieszy jak do kuriera co paczki z wełną mi przynosi - jak słowo daję! :) dumna jestem! :)
      buziakuję!

      Usuń
  16. Jak ktoś nie ma pasji to umrze z nudów - jego sprawa ;)
    Gdy siedzę na ławeczce przy placu zabaw i NIE dziergam, to się dziwią, i sprawdzają, czy nic mi nie jest ;)
    Dziergalam w szpitalu, czekając aż Córka zechce sama się ruszyć na świat. Z przyczyn pewnych trwało to kilka dni i nie miałam za dużo chodzić, wiec robiłam bluzeczkę na zamowienie. Wszystkie położne mnie odwiedzały ;) Bluzeczkę skończyłam, poród się zaczął :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poważnie? sprawdzają? ale pięknie! :) a masz swoją stałą ławeczkę?
      no i cudnie, musiałaś najpierw jedną robótkę skończyć, żeby kolejną zacząć :D bosko! :)))

      Usuń
  17. Nie mam ukochanego miejsca na dzierganie, dziergam kiedy tylko mam czas, kiedy mogę. Więc zazwyczaj w kuchni, pomiędzy śpiącym lekkim snem małym urwisem a garem z zupą ;D takie życie! A dziergałam też w szpitalu, jak byłam w ciąży (kto w ogóle wymyslił ten przesąd, żeby w ciąży nie dziergać, bo coś tam!). Salowe, lekarze a nawet sam ordynator dziwili się, nieco podśmiewali, ale też zazdrościli ;) a najlepszy był komentarz ordynatora, tak sam na sam - nachylił się nade mną i powiedział "takie eee ażurowe majteczki to ja bym dla żony nawet chciał zamówić..." :D
    pozdr!

    OdpowiedzUsuń
  18. 1. w kolejce - po mięso/ lekarza -to standard - pierwsze kolejnki po mięso - ja 10lat i moje szydełkowe ubranka dla lalek
    2. na plaży np w Egipcie , Maroku . Turcji, Hiszpanii ( chyba wszystkie Morza mam zaliczone )
    2. w pociągu/ autobusie / samolocie/ w aucie - od zawsze i wszędzie nie zliczę miejśc i robótek
    3. w kuchni na blacie gdy trzeba mieszac np powidła śliwkowe
    4. w toalecie - na dłuższym posiedzeniu...
    5. w pracy.... między księgowaniem
    6. Przed Egzaminem na Prawo Jazdy gdy czekałam na swoja kolej
    7. Podczas jazdy na kursie Prawa Jazdy gdzy jezdziłam jako pasażer - czym do szału doprowadzałam intruktora , bo miałam być skupiona na jezdzie !!
    8. Na działce na czereśni podczas grillowania rodzinnego -na czereśni bo mi kazali grillowac - wiec sie ukryłam
    9. podczas karmienia piersią dzieci
    10. ucząc sie do każdego egzaminu
    11. czytająć ksiązki/ prase / oglądając film
    12.odrabiajac lekcje z synem
    13. szpital - to standard - ja dziergałam przy porodzie !!! między skurczami ktrórych prawie nie czułam a nie wyrobiłam się z kocykiem dla córci
    14. u teściów na nudnym obiedzie a i na randce tez mam zaliczone i na wagarach też
    15. WSZĘDZIE !!! bym mogła powiedzieć a ostatnio to nawet u sąsiadki - gdyż/ alboweim ukrywam się z robótką przed córką ( robie jej urodzinową niespodzianke ) a ta wróciła wcześniej !!!

    tak więc... ten tego ... no wszędzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wyobrazilam sobie dzierganie podczas porodu... no tego to jeszcze nie przerabialam ;D
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Do dzis mam obraz młodego ginekologa, który wpadł żeby doglądnąc poród :) i dzięki temu zawsze miło wspominam te chwile !!

      Usuń
  19. Ja kiedyś wstydziłam się. W pociągach większą część robótki miałam schowaną w torbie i tylko trochę drutów wystawało, żebym widziała co robię. Teraz już nie wstydzę się i dziergam na plaży, u rodziny, w busach/ pociągach, w samochodzie. Któregoś razu jechaliśmy samochodem 500 km, to nawet jak ściemniło się (była zima) to uparcie dziergałam do momentu znacznika. Później czekanie na odrobinę światła z jakiejś latarni, dodanie oczek i dalej.

    OdpowiedzUsuń
  20. I ja również dziergam wszędzie gdzie tylko mogę :) Przede wszystkim jak czekam na potomka, gdy ma tańce lub piłkę nożną. Samochód, pociąg i inne środki transportu to już nie wspomnę. Na placu zabaw i w "kuleczkowie". Wzbudzam zazwyczaj miłe uśmiechy i zainteresowanie wśród przedstawicieli obu płci :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Asju, kapitalny wpis. Jak zwykle trafiasz mi prosto w serce.Z moich 45 lat życia to ja ponad 40 dziergam. Zaczynałam na zapałkach jako czterolatka, właśnie wtedy urodziła mi się siostra, a mama przewrażliwiona jest i bała się,że małą udziubię i szkoda,że nie dziabnęłam....Jak zobaczyła,że mi wzorek wychodzi i wcale się nie zniechęcam marnością narzędzi to jej się głupio zrobiło i plastykowe drutki mi zakupiła, a potem to już cuda wyczyniałam. Zawsze brałam ze sobą robótki gdziekolwiek jechałam,ale robiłam dyskretnie, bez ekshibicjonizmu. Szybko minął czas wstydzenia się robienia wśród ludzi i odtąd łatwiej mi żyć.Ja to nawet na wędrówki górskie biorę robótkę,żeby na postojach relaksować się w pełni. Zdarzyło mi się dziergać przy wodospadzie Szklarki. Mąż robił mi zdjęcia, zdziwione miny "normalka", ale moja mina się zadziwiła jak zauważyłam,że nie tylko prywatny i własny mąż mi zdjęcia robi. Muszę te zdjęcia znaleźć i na blogu opublikować. A kiedyś w dobie początków laptopów jechałam ekspresem do Warszawy, wszyscy biznesmeni sobie laptopy odpalili, a ja drutki, a co tam. Z lekkim rozbawieniem patrzyli, ale jak się dobrze umościłam i wyjęłam do tego książkę to szczęki opadły na prawdę zupełnie i wtedy ja się śmiałam!!!Nasza pasja dobra jest na wszystko! Na każdą pogodę, każde miejsce, w szpitalu i w kinie i w restauracji. Mój mąż to mówi,że tylko jeszcze w kościele nie robiłam, ale ja ostatniego słowa w druciarstwie terenowym jeszcze nie powiedziałam!
    Asju, poprzednie posty wakacyjne oglądałam z zapartym tchem i wielokrotnie. Cudnie było! Oczywiście widziałam, jak spod kurteczki wystaje Ci Los Hervideros! Zazdraszczam Ci go stale i wciąż!!! Wirtualnie go wyciągałam i głaskałam i zgłaszam, że czekam i marzę o tym sweterku, jest uroczy i jak tylko będziesz gotowa z wzorkiem to rzucę dla niego wszystko !!! Pozdrawiam bardzo serdecznie i bardzo druciarsko!

    OdpowiedzUsuń
  22. Dziergam wszedzie i chyba juz wszyscy sie do tego przyzwyczaili, bo juz prawie nikt nie zwraca na to uwagi- z drutami jestem na placu zabaw, u lekarza, o 6 rano w pociagu, wczoraj na szkolnym festynie, a nawet w knajpce na winku z przyjaciolmi ;D Jak tylko moge usiasc i mam wolne rece to od razu wedruje do nich wloczka.
    Reakcje jak sa to tylko pozytywne.- najbardziej jak dziergalam nelumbo- starsze zainteresowane babinki w autobusie stwierdzily, ze ode mnie mogly by sie jeszcze czegos nauczyc, musialam im tlumaczyc robienie swetrow od gory na okraglo ;) , 20-latka zaczynajaca przygode ze sznurkami, dopytywala gdzie mozna dobra wloczke kupic itp, itd :D . Jak najbardziej popieram dzierganie publiczne, bo to moja codziennosc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze dodam, ze migam sie przed dojezdzaniem do pracy samochodem, choc bewnie zaoszczedzilabym sporo czasu- no ale wtedy przeciez nie bede mogla dziergac!

      Usuń
  23. Dzierganie ażurowego komina w operze to był poniekąd wyczyn- ale "da się" :) poza tym w kinie muszę mieć ze sobą druty. W oborze ostatnio dziergałam, na krowach jednak nie zrobiło to wrażenia, na ludziach już bardziej. Poza tym brak robótki w trasie jest dla mnie utrapieniem- ręce wsadzam sobie pod tyłek, bo mnie aż nosi. Raz doprowadziłam do takie sytuacji (przez własną głupotę, skończyłam sweter będąc w domu rodzinnym i nie zabrałam włóczki na drogę powrotną) i nigdy więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. zawsze mam robótkę przy sobie, bo a nóż trafi się kolejka , albo postój:) dziergam nawet w trakcie jazdy samochodem , oczywiście o ile nie jestem kierowcą:)

    pozdrawiam serdecznie
    Kaśka

    OdpowiedzUsuń
  25. Oj, ja dziergam wszędzie, zwłaszcza na wykładach i w pociągu :) z reguł spotykam się z bardzo, bardzo pozytywnymi reakcjami! :)

    OdpowiedzUsuń
  26. a ja nie dziergam wcale (jestem takim wybrykiem natury, który lepiej radzi sobie ze śrubokrętem, pędzlem czy wiertarką niż szydełkami, drutami czy choćby igłą i nitką), trafiłam tu przypadkiem, ale muszę napisać, że w życiu by mi do łba nie przyszło, iż ludziom "przeszkadza" też czyjaś robótka - moja mama, babcia, koleżanki łaziły wszędzie z robótkami i było to dla mnie czymś zwykłym. Tak samo jak karmienie cycem niemowlaka, czytanie książki, czy surfowanie w necie z laptopem gdzie popadnie - nawiasem mówiąc. Ludzie to przedziwne stworzenia ech... Kiedyś znajoma postanowiła posadzić kwiatki przed blokiem... ja zaś miałam zwyczaj zbierać rozbite szkła (by moje i inne dzieci mogły sie bezpiecznie bawić) to pukali się po głowie, a czasem ten i ów głupio skomentował (na szczęście zmieniłam otoczenie na bardziej normalne i pozytywnie nastawione do ludzi i ich ulubionych zajęć)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...