Brioszka.. któż jej nie wielbi.. misternie zapleciona, puchata, smakowita.. i najlepsza z kruszonką!
A nie.. przepraszam, nie o tej brioszce chciałam dzisiaj Wam ze dwa słowa i pół opowiedzieć ;) Chociaż ta brioszka, o której dziś mam zamiar poopowiadać, jest równie puchata i popleciona, i z pewnością smakowita ;)
Ścieg patentowy, splot marzenie, niby włóczkożerny (minus), ale swoją mięsistością i grafiką, jeśli wykonany dwoma kolorami, wynagradza trudy i znoje podczas dziergania po wielokroć. Nie ma innego równie magicznego splotu, no nie ma! i nic dziwnego, że zwyczajnie świętuje swoje pięć minut!
Jako dziewiarka lubiąca wyzwania, sięgnęłam po projekt pozornie prosty, ale jakże efektowny. Niby tylko brioszka, niby w dwóch kolorach, a tak pięknie zmalowana zakrętami.. Mało tego, sam szal, chociaż to zwyczajny kopnięty trójkąt, już mnie swoim kształtem zachwycił. Nosi się to fantastycznie, zawinięty byle jak, albo lekko narzucony, zdobi, grzeje, i zwyczajnie robi za mnie całą robotę. Uwielbiam takie zawijasy, które nie wymagają ode mnie żadnej dodatkowej pracy podczas zakładania, a zdobią niemożliwie za każdym razem.
Ramble według projektu Andrei Mowry (klik), bo o nim dziś mowa, to moim zdaniem szal dla wszystkich Was, które już chociaż trochę liznęły brioszkę. Wzór w całości prowadzi nas za rączkę, nie pozostawiając wątpliwości, ale uwagi zdecydowanie wymaga. Jedna pomyłka i prucie jest niezwykle bolesne - prułaś kiedyś brioszkę? nie?? lepiej nie próbuj.. to naprawdę boli ;)
Do swojego szala wybrałam włóczkę z zapasów na zimę, Gilliatt od De Rerum Natura. W odróżnieniu od oryginału, mój szal w części garterowej powstał w innych proporcjach, bo 3 do jednego, zamiast sugerowanego jeden na jeden. Poza tym zmian brak.
Wiecie.. doskonałych projektów się nie ulepsza;)
Serdecznie zapraszam Was na nasze zdjęcia.
Jak zwykle, Połówek pstrykał, a ja ciągle nie wiem jak on to robi, że sama się sobie na tych zdjęciach podobam.. ;) Trudno mi zazwyczaj na siebie na zdjęciach patrzeć, ale te Jego rękami i Jego okiem uchwycone zwyczajnie lubię.. i lubię to jak On mnie widzi..
Z przyjemnością zapraszam Was na dzisiejszy spacer, przez błoto i grząski grunt, nad staw magiczny, bo jesiennymi liśćmi skąpany.. magiczne wodne oczko..
I tak, wiem doskonale, że brązy to nie są moje kolory! Musze sobie wydziergać jeszcze jeden taki, a ten zamierzam sprezentować komuś, komu te odcienie jednak bardziej posłużą.. ja już wiem jaki następny zrobię ;)
A Ty? wybrałaś już kolory na swój? a może masz jednego w swojej szafie??
Pozdrawiamy Was z Połówkiem serdecznie i życzymy Wam słonecznego weekendu.. :*
Wow, dzieło sztuki - piękny wzór i wykonanie! BArdzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo :*
UsuńPozdrawiam!
Piękny, w tym brązie też. Chociaż to nie Twój kolor i mój też nie!
OdpowiedzUsuńJakoś musimy sobie z tym fantem radzić :D ja przeżyję... tyle jeszcze kolorów idealnych dla nas :D
UsuńBuziaki! :* i dziękuję :*
Piekna chusta! I wiesz co? Te brązy wcale nie są takie nietwarzowe... brioszke polubiłam za to ze wymaga uwagi, ze taka mięsista, trójwymiarowa, czasem trudna, ale jak wyglada!!!....
OdpowiedzUsuńTrochę są.. przynajmniej dla mnie :) niestety.. bo to piękny kawałek karmelowego ciepła :)
UsuńWygląda zacnie, to prawda! trudno się jej oprzeć! :) i warto zagryźć zęby i nie dać się trudnościom po drodze! ;)
Chusta piękna, aż bije od niej ciepło^^ A brąz to może i nie Twój kolor, ale jak to się mówi: ładnemu we wszystkim ładnie ;) zdjęcia jak zwykle świetne, brawo dla Połówka :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy bardzo :*
UsuńPiękna! Ja lubię brązy, co prawda bardziej niebieski i fiolet, ale brązowy nie jest zły :)
OdpowiedzUsuńAsiu, brąz to Twój kolor, czemu nie? Pięknie Ci w nim i chusta artystyczna:) Pozdrawiam ze smogowego Krakowa, Ewa.
OdpowiedzUsuń