KWF w nazwie tego szyjnego omotańca, to nic innego jak skrót od jednej z najfajniejszych imprez dziewiarskich w jakiej kiedykolwiek przyszło mi uczestniczyć, czyli festiwalu Knit With Friends, który miał miejsce w czerwcu w Porto. O tym, że taka okazja w przyszłości się nadarzy dowiedziałam się jeszcze w ubiegłym roku w listopadzie podczas naszego krótkiego wypadu do Porto właśnie (relacja z tej wyprawy tu - klik), kiedy w zupełnie nieoczekiwany sposób skrzyżowały się nam drogi z jedną z dwóch organizatorek tej imprezy. Oczarowani tym miastem od razu przystaliśmy na propozycję by w tym festiwalu wziąć udział, bo zwyczajnie pragnęliśmy z Połówkiem wrócić do Porto jak najszybciej! Po sukcesie listopadowej, grupowej wyprawy do Barcelony na Barcelona Knits, strasznie chcieliśmy z Połówkiem powtórzyć zwiedzanie z dzierganiem w gronie przyjaciół i w ten sposób w składzie 3 osobowym zaczęliśmy mocno czerwcową wyprawę planować..
Udało się nam wszystko elegancko zgrać i mogliśmy rozpocząć weekendowe święto sznura w towarzystwie jedynej i najcudowniejszej Marysi (klik). A teraz najlepsze.. Nasze dziewiarstwo i wspólne, choć każda u siebie, blogowanie, zapoczątkowały naszą znajomość z Marysią w kwietniu 2014 roku!!! Nie do wiary jak ten czas leci... i nie do wiary, że kiedyś nas, Marysiu, nie było?! :)
Festiwal w Porto, według jego organizatorek, jest wydarzeniem w którym głównie chodzi o spędzenie czasu w gronie najbliższych przyjaciół.. oraz tego co ich kręci, czyli włóczek i dziergania! i tak właśnie tam było!
Jak wszystko to, co piękne, tak i ten weekend zleciał nam niemalże jak z bicza strzelił.. Ledwie z żalem okrutnym pożegnaliśmy z Połówkiem Marysię, zapakowaliśmy się do pożyczonego auta i udaliśmy się w kierunku Peniche, gdzie spędziliśmy kilka dni podczas naszej wyprawy po Portugalii. Tam też, któregoś pięknego dnia, motywowani burczeniem w brzuchach, w drodze na najlepsze naleśniki w okolicy, napotkaliśmy takie dekoracje!
Połówek, niczym inspektor Columbo, pochylony, szukał powodów istnienia takowych dekoracji (ja na głodnego wiele nie dostrzegam.. ;) ) aż znalazł.. tuż za rogiem:
Moim oczom ukazała się przestronna, pełna światła i niesamowitych narzędzi, pracownia koronki klockowej! Grupa mieszkających w Peniche kobiet, zakochanych w koronce klockowej, pielęgnuje przetrwanie tego rzemiosła, z pokolenia na pokolenie wtajemniczając w jego tajniki kolejne koronczarki. Zachwycona słuchałam, że na szczęście wśród młodych dziewcząt też można spotkać te zakochane w koronce i jej tworzeniu! Bardziej zainteresowanym tematem, polecam odwiedzenie lokalnie działającego muzeum koronki klockowej. Nam się to niestety, z powodu ograniczeń czasowych, tym razem nie udało, ale dzięki życzliwości kierowniczki pracowni mogliśmy nieco o koronkach i ich tradycji w Peniche posłuchać, przy okazji podziwiając wykonane w pracowni prace.
Ja też coś tam dla siebie znalazłam...
Tuż po powrocie z wakacji, w niemalże 40 stopniowych upałach, wyciągnęłam z walizki wełniane zdobycze z Porto i ... jakoś tak, całkiem ekspresowo powstał projekt inspirowany zdobyczną bransoletką.
Zobaczcie co wymyśliłam!
Dopiero teraz, pisząc tego posta, zorientowałam się, że pomimo początkowego planu zapomniałam bransoletkę założyć na zdjęcia.... Ale ze mnie gapa jest.. no trudno..
Omotaniec łączy zatem wszystko co najpiękniejsze, co dane mi było podczas podróży po Portugalii przeżyć, wybieranie portugalskich włóczek z przyjaciółką, splot inspirowany bransoletką z Peniche oraz nauczenie się dziergania na nowo, ponieważ ten omotaniec w części żakardowej wykonałam portugalską metodą dziergania, z nitkami zawiniętymi wokół szyi dziergając tylko lewymi, której to metody nauczyły mnie nowo poznane na festiwalu, przekochane i nieziemsko do mnie cierpliwe, dziewiarki! O czym może kiedyś Wam jeszcze opowiem..
Tym projektem przypomniałam sobie o co tak naprawdę w dziewiarstwie chodzić powinno.. nie ważne są formy i odkrywcze projekty, nie ważne są pomysły i tworzenie koła od nowa.. te oczka, z których każde jedno to wspomnienie chwili, widokówka z momentu, kiedy powstały lub kogo i co miały nam przypomnieć. lub dla kogo powstają, wszystko są warte.. więc niech sobię będą nieudane i nieperfekcyjne, wystarczy, że są..
szyjowy omotaniec dla przyjaciół, wspomnienie wspólnie z nimi spędzonych chwil..
(wkrótce testowany...)
A Ty? też tak dziergasz? dla przyjaciół? z przyjaciółmi? i o nich?
Ściskam Was serdecznie i do usłyszenia niebawem!
A.
Piękny omotaniec. Będzie się dobrze kojarzył :) Pięknie go też pokazałaś na zdjęciach. Takie inspirowane czymś projekty są wyjątkowe. A portugalska metoda dziergania żakardów bardzo mnie zaintrygowała.
OdpowiedzUsuńTo prawda, bardzo dobrze mi się kojarzy, dziękuję!
UsuńKompletnie nie jestem specjalistką w żakardach, dużo jest jeszcze nauki i szlifowania moich umiejętności w wielokolorowym dzierganiu wzorów przede mną, ale przyznaję, portugalskie dzierganie ma swoje gigantyczne plusy. Po pierwsze kwestie napięcia nitki rozwiązuje w sposób naturalny, ponieważ to właśnie lewa strona robótki jest tą stroną, na którą cały czas spoglądasz dziergając, więc wszelkie jakieś napięciowe problemy zauważasz od razu, mam wrażenie, że moja lewa strona robótki w tym projekcie jest najładniejsza ze wszystkich, które do tej pory żakardem wykonałam. Trudnym było dla mnie przestawienie się na podążanie za schematem bez możliwości oglądania go, mam zdecydowanie pamięć fotograficzną, dlatego dość szybko wpada mi w pamięć grafika, i tylko czasem musze kontrolować czy dobrze pamiętam, a dziergając z lewą stroną zwróconą do Ciebie to jest nieco utrudnione, mimo wszystko bardzo mi ta metoda podeszła. Pogooglaj sobie w poszukiwaniu filmów instruktażowych, może i Tobie przypadnie do gustu takie dzierganie :*
Ściskam.
Przepiękny otolacz! Fantastycznie połączyłaś kolory, wspomnienia, wrażenia, uczucia. Te wszystkie elementy dały niesamowity efekt.
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię dziergać dla siebie, ale również dla bliskich mi osób. Lubię dawać własnoręcznie robione prezenty.uważam, że moja praca, serce, uczucia włożone w robótkę to najważniejsze co mogę innym dać od siebie:)))
Cieszę się bardzo :) i dziękuję :*
UsuńOj, to ja Ci bardzo zazdroszczę osób godnych obdarowania dzianinami, niestety ja nie mam w swoim otoczeniu zbyt wielu takich osób, ale Połówek mi to z nawiązką wynagradza, tylko dzierganie męskiego swetra w słusznym rozmiarze boli... ;) a czapek ma już też za dużo.. ;) (bo przecież 1 wystarczy, prawda?)
To jest właśnie najpiękniejsze w dzierganiu, że każda z nas może wziąć z niego dokładnie to, co chce. Dla wielu z nas sam proces dziergania jest istotny, a dla innych chodzi o produkt końcowy, a jeszcze dla innych, o to co wplecione w każde oczko zostało - wydaje mi się, że te dzianiny z intencją dziergane są absolutnie najpiękniejsze, bo są dokładnie takie jak opisałaś, wszystko co ważne mają w sobie. Tak myślę..
No, zupełnie nie wyobrażam sobie, co by było, gdyby nam się drogi nie skrzyżowały te pięć lat temu. Tzn. mogłabym sobie wyobrazić, ale po co? :D
OdpowiedzUsuńPrzepiękne te koronki wyczailiście i jeszcze piękniej je przełożyłaś na dzianinę.
Moje dzierganie ma wszystkie możliwe powody. I estetyczne i towarzyskie. Lubię dzierganie w przyjacielskim gronie, oj, lubię :)
Ja tym bardziej... :D
UsuńTak sobie myślę, że mogłoby Ci się tam spodobać, sam fakt w jaki prowadzona jest ta pracownia, ta urzekajaca serdeczność pań potrafiących ogarnąć te tysiące klocków na sznurkach, to jest naprawdę wyższa szkoła jazdy. A Tworzenie schematów, każdy klocek oznaczony cyferkami, które nie mam pojęcia do czego służą... szok! Nieco mi było wstyd wyciągać moje marne 2 druciki, żeby pomimo językowych trudności unaocznić moje zamiłowanie do sznurka :) piękne to były chwile, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś dane mi będzie takie miejsce zobaczyć i z podobną, bezinteresowną życzliwością się spotkać.
Piękna relacja i piękne koronki. A na widok otulacza, po tym jak obejrzałam bransoletkę, aż mnie ciarki przeszły, słowo daję. Jest niezwykły, wyobrażam sobie, że ma w sobie właśnie to, o czym piszesz - wszystkie uczucia i dobre wspomnienia zawarte w robótce. Osiągnąć coś takiego to jest sukces. Jestem pod ciągłym wrażeniem Twojej pomysłowości,o talencie nie wspominając.
OdpowiedzUsuńDzierganie prezentów bardzo lubię. Do takiej robótki staram się dobrze przygotować, a potem w każdym oczku jest obecna osoba, dla której rzecz powstaje. I jeszcze te emocje związane z przekazywaniem podarunku! Nie wiadomo, dla kogo to większa radość - dla obdarowanego, czy dla mnie. W ogóle dotyczy to nie tylko dzierganych, ale wszystkich ręcznie wykonywanych prezentów.
Ja też mam ciarki, jak na niego patrzę :) Gdyby nie splot bardzo konkretnych okoliczności, nigdy by nie powstał, a tak, jest.. i nie tylko ogrzewa ciało ale i serducho, bo tyle wsponień w nim zawartych zostało.
UsuńBardzo się cieszę, że towarzyszy Ci taka radość podczas tworzenia i wręczania wykonanych ręcznie prezentów! Musi to oznaczać, że obdarowane osoby doceniają Twoje prace i kochają je tak samo, jak Ty. To jest piękne mieć takich ludzi wokół, którzy potrafią docenić Twój włożony trud! Piękne! Masz wyjatkowych bliskich!
Buziaki!