czwartek, 23 sierpnia 2018

Odin's leaf

Przed kilkoma laty, kiedy przyszło mi się zmierzyć z ogromną stratą, chwyciłam bezwiednie za druty.. Taki był początek mojej z dzianiną przygody, dość smutny początek. Wtedy też odkrywałam dziewiarskie blogowanie i bogactwo Ravelry. Kilkanaście miesięcy później powstał ten blog. Resztę już znacie. 

Prawda jest taka, że niezależnie od sytuacji życiowej druty od zawsze mi towarzyszą.. i chociaż w pracy kreatywnej lepiej jednak mi się pracuje bez dodatkowego obciązenia smutkiem, to projekty, z których jestem najbardziej dumna, powstały w trudnych lub smutnych dla mnie momentach. Wyobrażam sobie, że ta moja rozczochrana głowa odcina dopływ przygnębiających emocji podczas intensywnego tworzenia, lub traktuje je niczym dodatkowe źrodło energii, bo na nich właśnie bazując, wchodzi na wyższe obroty. Sam proces tworzenia jest dla mnie, z perspektywy czasu, kompletnie nieuchwytny. Mam wrażenie, że niczym w transie powstał ten dzisiaj prezentowany szal.. Pamiętam tylko, że bardzo chciałam przestać gubić łzy i zwyczajnie się zapomnieć, nie być, nie czuć.. W zamian za to poczułam w dłoniach przytulną miękkość alpakowego futerka wzbogaconego  o szczyptę jedwabiu i kaszmiru. Kolor kompletnie mnie porwał i pozwolił mi się całkowicie odciąć od  panoszącej się w mojej głowie szarzyzny. 

Lekko złamany szarością blush ukoił moje serce i poprowadził.. 

W ten właśnie sposób, niemalże bezwiednie, powstał splot liść Odina i szal z jego wykorzystaniem. Wzór, chociaż pewnie sporo jemu podobnych zostało już opublikowanych, zwyczajnie w trakcie dziergania sam mi się objawił.. Bardzo lubię fakturę dzianiny ściągaczowej z wykorzystaniem oczek przekręconych, jeszcze bardziej lubię, gdy wykorzystane włókno współgra z wybranym ściegiem i pięknie rozkwita podczas blokowania, tak jak to się stało w przypadku włóczki od Q-Lany. Włóczka to cieńsza siostra alpakowego cuda, z którego powstało moje Nellissimo (klik i klik), lejąca się przez palce mieszanka baby alpaki z jedwabiem i kaszmirem w grubości fingering.

Szal jest bardzo medytacyjny i logiczny w dzierganiu, a jego największą dekoracją jest ażurowy motyw liści znajdujący się w dolnej części każdego skrzydła. Szal dziergany jest od dolnych krawędzi w stronę środka w dwóch, oddzielnych częściach, a następnie zszyty w samym środku. 

Lekki w noszeniu i przyjemny w dzierganiu, niczym Nellissimo. Chociaż, w odróżnieniu od Nellissimo, w przypadku tego szala wymagane jest użycie druta do warkoczy, ale zaledwie gdzieniegdzie.. ;) 


Zapraszam Was serdecznie na prezentację mojego najnowszego projektu: 


..bo pamiętam.. 
















wzór dostępny jest tylko w jednej wersji językowej, w języku angielskim. 


Pozdrawiam Was serdecznie! i życzę wspaniałego dziergania!

niedziela, 19 sierpnia 2018

sukienka

 Trudno powiedzieć dlaczego tę właśnie sukienkę odszyłam.. Wszystko zaczęło się bowiem od jednej takiej tuniki, opublikowanej w czerwcowej burdzie. Tunika była prosta niczym kaftan, (notabene tak została nazwana!!!), aż prostokątna w swej prostocie i zasadniczo miała być świetnym projektem do szycia dla początkujących. I pewnie taka by była, gdybym wytrwała w jej realizacji, ale tego nigdy się nie dowiem.. problem polega na tym, że już na etapie przenoszenia wykroju na papier w rozmiarze, który wybrałam, okazało się, że prosta - nie oznacza właściwa.. Przede wszystkim - nie mialam wystarczającej ilości materiału, żeby wybrany model wykrocić co do centymetra. A potem to już wszystko mi się ze sobą nie złożyło, jak chociażby zwężany dół przy szerokich ramionach (kompletnie nie kompatybilny z moimi dolnymi krągłościami, zapewne z zamiłowania do ciastków, bo natura tu niczemu nie zawiniła ;) ) jakieś marszczenia w górnej części pleców i przodzie, i wszystko pięknie okraszone bardzo niewielkim dekoltem w serek. 

Skoro już jednak powiedziałam A, trzeba było polecieć dalej z alfabetem. Tunika (klik) posłużyła mi jedynie jako bardzo ogólny zarys dla sukienki. Przód i tył znacząco skróciłam, żeby móc później doszyć do nich dolną spódnicę, okrągły dekolt wykroiłam od ręki, zarówno z przodu jak i z tyłu, a  nadmiary zamiast marszczyć, zamieniłam w zakładki, tylną ukrywając pod guzikami. 

I powiem Wam, że pękam z dumy, że ta sukienka w ogóle została odszyta! Trwało to, co prawda, kilka długich dni zanim mogłam powiedzieć: "skończyłam!", ponieważ rozgryzienie każdego z poszczególnych, trudnych dla mnie, elementów zwyczajnie zajmowało mi bardzo dużo czasu. Na dokładkę, zmiany kolejne były niemożliwe, bo po prostu nie miałam już więcej tego samego materiału.

Koniec końców, rezultat jest lepszy niż planowana kreacja, i chociać kompletnie nie jestem dziewczyną sukienkową, bardzo chętnię ją na siebie wkładam! 

Zresztą, jak sami niebawem zobaczycie, doskonale komponuje się z niektórymi moimi i nowymi dzianinami.. :) O czym już niebawem opowiem nieco wiecej!

A teraz zapraszam Was serdecznie na sukienki prezentację! 

Zdjęcia jak zwykle wykonał Połówek, który niczym prawdziwy instagramowy mąż, leżał na kamieniach, gdy trzeba było perspektywy żaby, słusznie przy swoim 192 cm wzroście cierpiąc przy tym katusze.. ;) Mam nadzieję, że rezultaty Jego poświęcenia zostaną przez Was docenione ;) 


















Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i życzę przepięknego nadchodzącego tygodnia!



PS. 
wzór na Spring Bounty został niedawno opublikowany i jest dostępny jeszcze dzisiaj do północy w niższej (o -15%) cenie! (wzór jest dostępny tylko w jednej wersji językowej, w języku angielskim)




Wspaniałego dziergania Wam życzę! :*
do następnego razu!

A.

niedziela, 5 sierpnia 2018

letnie sz(ż)ycie

Jak obiecałam, tak czynię.. 
Top w połączeniu z letnimi szortami, które to uszytki zeszły z taśmy produkcyjnej w ciągu ubiegłego tygodnia, bluzka, tak dokładnie, to odszyta została wczoraj.. 

Tkanina z której powstała bluzka, to prawdopodobnie miks bawełniano wiskozowy, ale tylko zgaduję.. Szorty powstały z mieszanki lnu z wiskozą, strasznie kurczliwej w kontakcie z wodą.. jeszcze przed praniem, a już po uszyciu szortów, odejmowałam tu i tam bo generalnie wyszły nieco na mnie za szerokie. Wypranie tego materiału już po zakończeniu szycia sprawiło mi niemałą niespodziankę - ledwo się w nie zapięłam.. na szczęście upały i dieta arbuzowa w połączeniu z naturalną tendencją lnu do rozbijania się, sprawiły, że są idealne.. ale muszę się pilnować ze smakołykami, bo inaczej zamieszkają w szafie (młodszej i szczuplejszej siostry niestety nie posiadam....). Lekcja została odrobiona - grzecznie piorę wszystkie nowe tkaniny zanim zacznę nawet myślec o szyciu ;) 

Przeszłam samą siebie w przypadku tej bluzki, Po pierwsze, powstała ona w oparciu o wykrój, który opracowałam na podstawie kupionej bluzki, ale zaledwie nieznacznie go zmodyfikowałam, uzyskując zupełnie inną, nową jakość.. 


Po pierwsze, zamiast jednej podwójnej zakładki na plecach - wykonałam marszczenie, zajmujące jakąś 1/3 szerokości pleców. Żeby było to w ogóle możliwe, tył bluzki jest o właście 10 cm (albo i więcej) szerszy niż w białej bluzce. Obie części, front i tył, znacząco zostały, w porównaniu do białej bluzki, skrócone. 


Przód bluzki skrojony został w jednym kawałku, z rozcięciem V znacznie płytszym, ale wykonanym pod większym kątem. Zarówno górna cześć przodu przodu bluzki jak i pleców posiadają bawełnianą (lub jej mieszankę) podszewkę, która pięknie stabilizuje tańczącą na wietrze, lekką  tkaninę, ale jak widać nie do końca, bo jednak poły na przodzie nieco mi się rozłażą.. Cieszę się bardzo, że na podszewkę wykorzystałam subtelnie kontrastującą tkaninę, dzięki czemu roztańczone przody podobają mi się jeszcze bardziej. 

Stebnowanie w bluzce wykonane zostało tylko w kilku miejscach.. w jej dolnym podwinięciu..


.. oraz wzdłuż marszczenia, i tylnej części rękawów. To jedyny sposób by okiełznać wykorzystaną w rękawach taśmę stabilizującą, która przy każdym najmniejszym ruchu wyłaziła mi bokami.. 


A teraz najważniejsze.. nie wiem jak ja to zrobiłam.. Nie wiem czy potrafiłabym tę bluzkę odtworzyć. Jakimś dziwnym trafem potrafię przewidzieć, co mam wykonać i w jakiej kolejności, ale kompletnie nie wiem skąd.. To moja drugą w życiu bluzka, z której naprawdę jestem dumna, ponieważ nie sądziłam, że to się w ogóle uda! Jedno to jest przerabiać dzianinę, którą mogę modyfikować z zamkniętymi oczami, czymś zupełnie innym, dla mnie, kompletnej ciemnoty szyciowej, jest  zabawa z wykrojem oraz procesem szycia. Tu nie ma zmiłuj się, tu trzeba już wszystko z góry wiedzieć i założyć, jak chociażby kształt podkroju w dekolcie. Oczywiście, szycie bluzki letniej z ogromnym zapasem, daje duży zapas błędu, ciekawa jestem czy w przypadku żakietów sytuacja będzie równie przyjemna w rezultatach.. Ale o tym mam nadzieję przekonać się już wkrótce!


Dumna jestem z siebie niesłychanie! I wybaczcie proszę, że więcej ostatnio na łamach tego bloga szycia, niż dziergania i życia, ale nie wiem jakbym przetrwała te ostatnie tygodnie, gdyby nie maszyna i nasze wspólne szycie.. może nie ma futerka, ale mruczy przyjaźnie, chociaż nie miauczy, ogonków ma kilka, chociaż nie merdają, i o jeść nie woła, w nocy na przytulaski nie przychodzi, ale wraz z jej obecnością w moim życiu pojawiła się dawno zagubiona ekscytacja i radość tworzenia!

Trochę Was z nią, tą radością, pozostawię.. kocham szycie.. i mój nowy domek.. z którego kompletnie nie chce nam się na "wakacje" wyjeżdżać.. wystarczy z niego wyjść by nacieszyć oko takimi obrazkami...

.. piegi, które wylazły z gorąca, bo słońce jest dla mnie w tym roku za ostre..



.. i zachody słońca, które łapią za serce...



Spokojnej i pełnej wypoczynku niedzieli Wam życzę!

Do następnego, dzianinowego, mam nadzieję, razu! :*

A.

sobota, 4 sierpnia 2018

pierwsza z wielu...

Nie wiem który to już tydzień mija, kiedy z ustęsknieniem oczekujemy deszczu! Nie tak całkiem jak tydzień temu, podczas lekkiej, niczym kurz drobnej, mżawki, wołałam Połówka, żeby ten cud na własne oczy zobaczył! Takiego lata,  upalnego i słonecznego, to słowo daję, nie pamiętam.. Inną jest sprawą, że przez ostatnią dekadę przyszło nam mieszkać w deszczowej krainie, teraz znów na pustyni.. Wiadomo, że przegięcia w każdą stronę utrudniają życie, ale chociaż wiem, że dzieciom słońce jest potrzebne w czasie wakacji, a i dużym dzieciom też przyjemniej na hamaku w ogrodzie pewnie, niż w kaloszach i palcie przeciwdeszczowym, oddam wszystko za kroplę deszczu oraz przemoknięte sandały!.. bo mimo wszystko, mamy już jakby nieco tych tropików dość.. 

Trochę też z tego powodu przesiadłam się z drutów na maszynę. Jakoś łatwiej mi jest znieść to niemożliwe gorąco, gdy umysł mam jakoś zajęty... nie spodziewałam się jednak, że aż tak mnie to szycie wciągnie! 

Oto dwudniowego szycia rezultaty! Nie pytajcie co to za tkanina.. nie wiem.. ;) okazjonalnie (na szczęście tylko raz na kilka tygodni) w naszej okolicy rozkłada się obwoźne targowisko z holenderskimi tkaninami. Oprócz cenowo mniej atrakcyjnych dla mnie tkanin, chociaż pewnie bardzo luskusowych zważywszy na cenę za metr bieżący (poniżej nastu euro czasem trudno coś znaleźć), można nabyć już gotowe ścinki. Trochę trzeba się ich naszukać, ale przynajmniej jeszcze dzięki temu rozwiązaniu, nie poszłam z pustymi torbami. Tkanina jest mocno śliska i lejąca (możliwe że jednak niezbyt naturalna... :( ). Wciąż testuję swoje i maszyny możliwości, chociaż bardziej to siebie jestem niepewna, bo maszyna mruczy i na chwilę obecną, dzielnie znosi każde moje dziwactwa, ale ja sama, szwaczka pierwszej wody, jeszcze nie czuję się na tyle pewnie, by w tkaniny zacnie inwestować. Raczej wolę zepsuć coś tańszego, niż potem płakać po nocach nad pociętym majątkiem... ;) 

Top powstawał długo, głównie dlatego, że postanowiłam odwzorować wcześniej kupioną bluzkę, sklepowy ulubieniec wśród letnich bluzek. Nieco się różni od orginału, ale zasadniczo uważam go za projekt udany.

Nie będę Was zanudzać poszczególnymi etapami, bo powiem szczerze NIE WIEM JAK JA TO ZROBIŁAM.! Zwyczajnie usiadłam, i trochę jak z moim dzierganiem, balansując na granicy niemożliwego i wciąż z tyłu głowy słysząc - uda się? czy się nie uda? - odszyłam. 

I nosić będę! :)





Ale to nie wszytko.. nowe coś już odszyte dzisiaj zostało, fascynujące, jak niewielkim nakładem pracy i czasu jeden top można modyfikować i zmieniać tworząc nową jakość... ale o tym szyciowym projekcie nieco więcej już niebawem :)




Żeby nie było, Połówek też już się uszytków swoich i całkiem prywatnych doszekał! Mam niemalże hurtową produkcję portków i portasków, szortów i bermudów, domowych, wyjściowych i do spania.. pełen zakres.. Może się kiedyś doczekam małego pokazu modowego, to Wam zademonstrujemy, co powstało :)


Mam nadzieję, że gdziekolwiek jesteś słońce Cię rozpieszcza i weseli.. ale nie bądź zła na mnie, że ja go już mam dość.. i jak tylko u Ciebie pada - kopnij chmurę w jej tyły i ją do mnie odeślij - ozłocę każdego za choćby 10 minutowe oberwanie chmury! ;)

Spokojnego wieczoru! :* i do nastepnego razu :*
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...