Historia tegoż projektu jest ogromnie zawiła i wymaga rozdzielenia na przynajmniej dwa odcinki. W dzisiejszym słów parę na temat tego jak on powstawał i kiedy to się tak naprawdę zaczęło.. bo zaczęło się naprawdę ..
..dawno, dawno temu, za górami, za lasami..
.. nie.. wróć!.. to nie ta bajka ;)
Ale jedno się zgadza, dawno, bo jakoś na przełomie zimy i wiosny idea tego swetra mnie nawiedziła.
Uwielbiam w dzianinie klasyki, jak się okazuje. To dość świeże odkrycie, które mnie całkiem na kolana położyło. Jak wiecie już dobrze, eksperymenty z dzianiną i jej konstrukcją nie są mi obce. W pogoni za "odkrywczym cięciem dzianiny" zagubiłam odrobinkę jej klasyczną elegancję. No, może nie zawsze tak się dzieje, ale dość często zdarza mi się odjechać od klasyki za cenę eksperymentu. Przyznaję też, dla klasycznej elegancji, ładnego cięcia, dopasowania do sylwetki na miarę dzinsów marki Levi's, potrzeba dość często dziergania w kawałkach i, znienawidzonego, szycia. To wystarcza, żeby człowieka skutecznie zniechęcić... Teraz się pewnie zdziwicie, ale do niedawna całkiem obca była mi technika wrabianych rękawów, czy dziergania swetrów od dołu. No nie umiałam i już. No może nie tak całkiem "nie umiałam", ale zazwyczaj nie wychodziło to wszystko tak pięknie jak sobie wymarzyłam. Wybierałam zatem kierunek dziergania jedyny i słuszny, który to wybór osładzałam sobie kolejnymi sukcesami, zapominając, że od dołu też może być fajnie. Tylko trzeba próby uwieńczyć sukcesem. Nieskromnie powiem - udało mi się!
Oczywiście, żadnego Nowego Lądu nie odkryłam, ale moje własne morale dość znacząco wzrosło, dzięki czemu i ten kierunek zamierzam w najbliższej przyszłości zgłębić, ponieważ czuję, że ledwie musnęłam czubek góry lodowej.
Wracając do klasycznej elegancji..
Kolor ma zasadnicze znaczenie dla tego projektu. Wiedziałam, że im bardziej wyrazisty, tym lepiej. Poszukiwania rozpoczęłam od czerwieni, znów o czereśniowym blasku, ale po kilku próbach, nieudanych zresztą, z przepastnego pudła luksusowych sznurków wyciągnęłam fiolety! I to jakie! I tak sobie dziergałam na luzaka, chociaż już mocniej trzymając rękę na pulsie, bo już miałam niejedno prucie za sobą.. Wszystko pięknie rosło, doszłam tak z tym fioletem do połowy korpusu, i nagle mnie olśniło - że czerwony musi być i koniec.. Zaczęłam więc raz jeszcze, opędzając się od Rudego ogoniastego, który z uporem maniaka podgryzał mi te czerwienie i zabrać próbował, i cudownie dotarłam prawie do pach, by po raz kolejny przekonać się, że to co ja sobie w główce wymyśliłam a to, co mam na drutach, lekko się wzajemnie w założeniach rozjeżdża.. Co to oznacza dla dziewiarki? Prucie oczywiście, okraszone łzami, z rzucaniem WIPa i obijaniem o ściany (szczęśliwie, Odisiek jeszcze nie aportuje ;)), zajadając na osłodę czekoladę w jedynej słusznej ilości, czyli tabliczkami.. No cóż.. nie udało się, nie ma co się szarpać, nie będę mieć "ulubieńca klasycznego", niech się wypcha, o!
Oczywiście, bo ręce nie potrafią cieszyć się wolnością zbyt długą, wrzuciłam w popłochu dzianinkę inną, cudaczną, nieklasyczną i wesołą, coś na lato, bo to był właśnie już początek maja i pierwsza fala upałów do nas właśnie dotarła. Z tym poszło bez większych zgrzytów, oczywiście, też podpruwałam, i nawet miałam zamiar zacząć od nowa, bo mi w łapki wpadły cudne inne włóczki, ale ostatecznie wytrwałam i doprowadziłam cudaka do końca. Oczekuje on na upalną sesję, chociaż nie wiem czy to się kiedykolwiek nam uda, bo lato rozpoczęliśmy chłodem i zachmurzeniem..
Na fali sukcesu chwyciłam czerwonego byka za rogi raz jeszcze. Skutek? Po praktycznie ciągłym tygodniowym dzierganiu miałam dokładnie przykrótki i wąziutki korpusik, idealny dla młodszej i szczuplejszej siostry, gdybym tylko taką miała. Na wkurzu kompletnym, chwyciłam za drugi motek tej samej włóczki, i zaczęłam raz jeszcze, z luzem, z planowanym wydłużeniem, posiłkując się wydzierganą wersją mini. I udało się!
Dlaczego o tym wszystkim piszę, bo sweter ten jest, zaiste, studium przypadku, studium własnego charakteru, uporu i zaciętości, błogostan mnie ogarnia jak na niego spoglądam. Wszystko ma idealne, czerwony jest tak, że o rany, idealnie skrojony, idealnie długi, genialnie wygląda ze spodniami, do których celowałam w końcu, ma w sobie sznit i elegancję, i trochę seksapilu dziurawego, ma też i odrobinę szaleństwa, ale przede wszystkim wyglądam w nim jak milion dolców! Ha!
Warto się namęczyć, pruć, wściekać, wyzłościć, odłożyć, odpocząć, znów sięgnąć i się nie poddać.
Gdybym się poddała, nie miałabym idealnego sweterka na sezony letnie.
Jeśli czujesz, że Twój projekt zabiera Tobie radość, bo nie wychodzi, jak sobie wymarzyłaś, nie jest "idealny", bo straciłaś do niego serce i zapał, odłóż go, odczekaj, kiedyś wena wróci. Ale nie poddawaj się w jego realizacji, widocznie to nie jest Wasz czas. A ten, jak historia powyższa pokazuje, jeszcze nadejdzie.. Daj sobie i jemu czas i wytchnienie :)
Na koniec, ponieważ ten projekt wymaga szczególnej fotograficznej oprawy, zdjęcia będą mam nadzieję tego warte, proszę Was o chwilę cierpliwości :) prezentacja nastąpi niebawem :)
Uściski serdeczne!
i do następnego razu!
C.D.N.
Cierpliwości Asiu? Tak się nie da. Tak pieknie opisałas swoją wygraną walkę z materią, że chciałabym zobaczyć nowy projekt teraz, już:-) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJuż za momencik, obiecuję :)
UsuńA wygrana mnie naprawdę bardzo cieszy, dlatego też musiałam wszystko opisać :) Szczególnie że, niewykluczone, iż sprawiam wrażenie dziewiarki, której nie zdarza się bubel na drutach, a jednak zdarza się, i to często, i chociaż nie zawsze o tym melduję, tym razem musiałam :)
Warto na niego poczekać :)
pozdrawiam cieplutko!
No wiesz !!! ???? To ja sobie specjalnie czytałam akapit po akapicie,powoli, nie spiesząc się, nie przewijając rolką, zostawiając sobie najpiękniejsze na koniec a tu taki myk ???
OdpowiedzUsuńZrobiłaś napięcie :) Czekam więc.
Właśnie (a pani od polskiego mówiła że od właśnie się nie zaczyna), czytam, czytam i już, już za chwileczkę... a tu CDN
Usuńno nie
pozdrawiam oczekująca Emilia
Hihihi...
Usuńto nie było "właśnie" tylko "więc" ;D a reszta się zgadza, co do joty ;)))
Łączę się w bólu niecierpliwości i ciekawości nadmiernie rozbudzonej, acz niezaspokojonej z koleżankami powyżej... i poniżej też ;D
Pozdrawiam serdecznie :D
Kochane Jolu, Emilio i Moniko, wybaczcie, że Was tak drażnię, poprawię się na dniach i niczym rasowy ekshibicjonista, wywalę wszystko na wierzch ;) obiecuję :)
UsuńAleż Rudemu ładnie w tych fioletach - musisz mu coś eleganckiego wydziergać ;)
OdpowiedzUsuńTak myślisz? niestety dziergając z fioletów i mnie to tknęło, że jemu w tych fioletach ładniej jest, niż mnie samej, nie było rady, musiałam wybrać inny kolor ;) Ten dla niego rezerwując :)
UsuńMistrzyni suspensu.....
OdpowiedzUsuń:D
UsuńAsiu, podkręciłaś emocje, a u nas i tak już gorąco, więc czekam z wypiekami na twarzy na następny wpis, bo to co przeczytałam i zobaczyłam na zajawce to już mi się podoba. Kociaczek cudnie otulony fioletowo! Pozdrawiam w zachwycie i zamieram w oczekiwaniu, oczywiście nie przestając drutować
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że potrafię jeszcze "rozgrzać" towarzystwo i rozbudzić Waszą ciekawość :) na dniach wszystko stanie się jasne :) a dokładniej, czereśniowo czerwone :)
UsuńPozdrawiamy z Rudym :) :*
...ależ wstęp!!! Napięcie sięga zenitu! Z niecierpliwością czekam na zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń:D
UsuńTak to juz jest z procesem tworczym, sukces zwykle kosztuje mase lez, zszarganych nerwow, zgrzytania zebow itd, ale za to jaki piekny finisz. No wlasnie, jaki? Czekamy na zdjecia...
OdpowiedzUsuńJest, oj jest, ale finiszowanie wynagradza trudy i znoje :)
UsuńMam nadzieję, że sukces jest wprost proporcjonalny do walki :)
buziaki :D
Dodajesz sił i motywacji do prucia, czyli mówiąc inaczej do niepoddawania się. :)
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na ciąg dalszy (fotograficzny).
Pozdrawiam!
I bardzo się cieszę, bo to oznacza, że plan został zrealizowany w 100% :) Motywowanie Was do walki z dziewiarskimi wiatrakami to trochę moja misja życiowa ;) jak obiecałam, tak będzie, wkrótce nastąpi dokumentacja fotograficzna :)
Usuńbuziaki!