Dzięki pomocy Pauli z bloga see you at five (klik) - dziękuję Ci Kochana raz jeszcze! :), zwijanie rurek z papieru przeszło na poziom mocno zmechanizowany i hurtowy. A wszystko to dzięki Wujkowi Przyroda i jego filmikowi - do obejrzenia tu: http://www.youtube.com/watch?v=OvW_dodV_kU
Skoro rurek skręcanie, czynność, która w sposób znaczący ostudziła moje zapędy w kierunku wyplatania z papieru, stało się szybkie i nawet powiedziałabym bezbolesne (brak odcisków na paluszkach), postanowiłam jeszcze w tym temacie przez chwilkę pozostać. A ponieważ i mnie - nowicjuszowi czasem coś nie wychodzi o to proszę - "prostokątne" ;) dno.
Dno miało mieć kąty proste, i nawet gdzieś tej prostoty doszukać się można, ale w stopniu niewystarczającym i z pewnością nie w kątach... Zaskakujące dla mnie jest to, że mimo oczekiwań, utrzymanie prostej formy z okrągłym dnem okazało się łatwiejsze niż w przypadku dna z kątami prostymi. Dziwne.. Ponieważ już od samego początku miałam tendencję do zwężania (gdyby tak moje ciało zechciało mieć tendencję w tym kierunku... eh... rozmarzyłam się ;) ) forma ostatecznie nie przypomina żadnej mi znanej figury geometrycznej o kątach prostych, no, może, tak z daleka na nią patrząc ma w sobie coś z trapeza... Ale czy widział ktoś z Was koszyk o trapezowym dnie? Nie? bo ja też nie. No właśnie. Schowany do szafy, najpewniej niebawem zutylizowany zostanie, tylko jak ja się w sortowni śmieci tłumaczyć będę, że to papier jest przecież...? (tego nie przemyślałam...) Pozostaje go pociąć przed utylizacją tylko...
Koszyk z poprzedniego postu doczekał się przykrywki w całości wykonanej według instrukcji BluReco dostępnych o tu: klik.
Nie wiedzieć czemu nie lubię mieć zbyt dużo kolorów we wnętrzach wokół siebie. W ogóle jeśli chodzi o kolorystykę, którą się otaczam jestem zachowawcza, królują kremy, szarości (te jasne i te ciemne), biele, beże, i od czasu do czasu brązy. Ale, choć takie spokojne i grzeczne kolory lubię mieć na dużych powierzchniach - ściany, kanapy, zasłony, podłogi, to z dodatkami lubię sobie poszaleć. Soczyście ubstrzona barwami tęczy podusia na szarej kanapie, czy podkładeczki podkubkowe neonowe, coś z kolorem i pazurem, co łatwo będzie wymienić jak mi się barwa znudzić lub "opatrzy". Tak samo było z koszyczkiem. Jasny, blady kosz prosił się o akcent kolorystyczny. I ma. Tęczowy Wicherek. I nie wiem czy trafiłam z nim w Wasze gusta, ale mnie się podoba, bo go w końcu w tym jasnym kącie widać.
A teraz, jak to się mówi do rzeczy przechodząc... Wprawne oko pewnie dostrzegło pierwszoplanowego - dla każdej Dziewiarki bohatera powyższych fotografii. To teraz małe zbliżenie...:
Wełna to Finito od Malabrigo, kolor Lotus, przywiezione z wyprawy Połówka za Sznurem (klik). I wszystko było by ok, gdyby nie to że:
po pierwsze - nie wiedzieć czemu motki zapakowane do paczki przez producenta różnią się kolorystycznie tak bardzo, że nie mam pojęcia jak i gdzie i co najważniejsze w czym je zaaranżować, bo na przykład sweterek to by chyba trzeba było z 5 motków na raz robić....
po drugie - wiedziałam o tym, czytałam o tym i mimo wszystko kupiłam, wiem, że się ponoć straszliwie czepia/mechaci/kudli i nie nadaje się na sweterek - tak piszą na Ravelry. Ale jak się Asja pomysłu jakiegoś uczepi, to nie ma zmiłuj. No to mam i tylko boję się na nią patrzeć, że od tego patrzenia mi się z nią coś podzieje.
po trzecie i całkiem ostatnie - kupując wiedziałam, że coś z niej będzie. Ale się przez te koszyki idea gdzieś zapodziała.... jakieś pomysły Drogie Koleżanki po fachu? Bardzo proszę... doradźcie ...
Pozdrawiam ciepło i życzę kolorowego Weekendu!