... prosi się o "ciżemkę" w tytule.. i muszę Wam powiedzieć, że gdyby ta historia, niczym u Kopciuszka, dotyczyła obuwia, zapewne nie miałabym o czym opowiadać.. Ale niestety nie.. ta historia dotyczy całego mojego dobytku przewoźnego, na stałe zamieszkującego te oto dwa drobne przedmioty, a mowa tu o torebce i portfelu.
Jeszcze podczas wizyty w Krakowie wpadłam na chwil kilka do sklepu marki Samsonite, których torby i torebki oraz walizki uwielbiamy. Sama posiadam jeszcze gigantyczną torbę do laptopa tej marki, która przetrwała ze mną kilka lat studiów i wciąż wygląda jak nowa, a nanosiła się swego czasu cegiełek wiedzą ociekających. Posiadamy jeszcze jedną walizkę w naszej kolekcji, najprostszą, najmojszą, bo jest lekusieńka jak piórko i równie niezniszczalna, a miejsca w niej tyle, że mogłabym się do niej spokojnie zapakować.
Tematem tego posta, nie jest, jakby się mogło wydawać, lanie lukru na powyższe przedmioty, chociaż są równie trwałe jak te powyżej wymienione, ale nie.. Sprawa dotyczy czegoś innego..
W Krakowie będąc, znudzona odrobinę tym faktem, że torbę mam z tych niezniszczalnych i nie mam innego argumentu w dłoni jak własna fanaberia, postanowiłam poszukać jakiegoś zastępcy dla mojej już ponad 5 lat mającej torebuni (przynajmniej 5, ale nie jestem pewna czy nie więcej.. a nie wygląda, prawda?). Niestety, nic nie wpadło mi w oko podczas ekspresowych oględzin, ale najwidoczniej kogoś swoim zamiarem uraziłam.. bo to co się potem wydarzyło jasno dowodzi, że to była jakaś zemsta.
Podczas podróży z Krakowa do Niemiec, odurzona upałem, zmęczona, i niedysponowana wielce, podczas krótkiego postoju na jednym z parkingów prawie w środku nocy, zadowolona, że już bliżej domu niż dalej, wpadłam na chwil kilka do toalety, z całym dobytkiem w torebce. Równie wielce zadowolona wsiadłam ciut później do auta i odjechałam, razem z Połówkiem drogim w roli kierowcy. Jakieś 3 godziny później (ok 320 km dalej), wysiadając tuż pod naszym domem, zorientowałam się, że nic mi się w nogach szaleńczo nie plącze, a ja z lekkością wysiadam.. i nagle przed oczami ujrzałam, jak elegancko moją torebunię wieszam na wieszaku w toalecie, wszystko widzę, jak bieda zwisa, jak na mnie łypie, ale już jak ją zdejmuję z tego wieszaka wspomnienia nie mam.
Panika, strach, przerażenie.. dalej to już nie wiele pamiętam, emocje wzięły górę. Wszystko tam było. Wszystko co ważne, wszystko co mi natychmiast było potrzebne, zważywszy na fakt, że za niespełna trzydzieści parę godzin mieliśmy wsiadać do samolotu i lecieć na wakacje.. Właściwie w ciągu kilku nieuważnych chwil stałam się trochę nielegalnym emigrantem, bez żadnego dokumentu potwierdzającego, że ja to ja, żadnego.
Jak widać na załączonym obrazku, historia, chociaż dramatyczny miała początek, skończyła się dobrze. Dotarliśmy na wakacje pomimo wszelkich trudności i wykańczającej, bo trwającej grubo ponad dobę, podróży. Na swojej drodze spotkaliśmy samych niezwykle życzliwych ludzi, którzy nie tylko pomogli nam te trudne momenty przetrwać, ale też służyli radą i pomocą, począwszy od policji, przez wszystkie możliwe urzędy, na Konsulacie Polskim w Niemczech kończąc.
Dlaczego Wam o tym piszę? ponieważ nawet jeśli zdarzy Ci się, tak jak mnie, utrata wszystkich dokumentów na terenie Niemiec, nie zostaniesz z niczym. Zgłoszenie tego na policję daje Ci ochronę na wypadek gdyby ktoś, nowy właściciel Twojego dorobku, chciał w niecny sposób go wykorzystać, a ponadto umożliwia Ci natychmiastową pomoc ze strony Konsulatu Polskiego w Niemczech. Prawda jest taka, że byłam przekonana, że naszych wakacji nie uda się uratować. Ale jednak się udało.
Jeśli przytrafi Ci się podobna sytuacja, lub znasz kogoś kto podobnie jak ja, stracił wszystkie dokumenty podczas swojego pobytu w Niemczech - tutaj znajdziesz wszystkie niezbędne informacje w jaki sposób Konsulat Polski w Niemczech może Ci pomóc: klik
Oprócz Konsulatu, niezwykle sprawnie zadziałała tutejsza policja. Właściwie chwilę po przyjęciu zgłoszenia sprawdzono bowiem ten parking i torebki już tam nie znaleziono.. Niespełna kilka dni później dostałam informację, że torebka znajduje się szczęśliwie w ich rękach, praktycznie z kompletną zawartością. Zniknęły jedynie pieniądze i biżuteria, pozostałe ważne dokumenty i karty wróciły do mnie.
W wyczyszczonym z pieniędzy portfeliku znalazłam jeden grosz - na szczęście najwidoczniej!
i guzik do Połówkowej koszuli, którego przyszywałam już od roku.. przyszyłam od razu. jak go tylko zobaczyłam!
I tak sobie teraz myślę, że prawdą jest, że nie doceniamy tego co mamy, dopóki tego nie stracimy..
Torebka wróciła do łask z przytupem, pomimo leżakowania w jakimś buszu nie wiadomo jak długo, wygląda świetnie jak na okoliczności i wiem jedno, nie prędko ją wymienię.. ;)
Pozdrawiam Cię ciepło,
i pamiętaj,
choćby nie wiem jak czarne wydawało się niebo,
rozwiązanie zawsze jakieś się znajdzie..
wiem to z autopsji!
W następnym odcinku będzie już o sznurze... i nie tylko :)