Zdarzyło Wam się poczuć niemoc w trakcie realizowania projektu tak wszechogarniającą, że odkładacie swoją pracę na miesiące do szaf... albo i dłużej? Zauważyłam u siebie pewną analogię, jeśli projekt nie stanowi dla mnie wyzwania pod względem wzoru lub jego realizacja rozciąga się na niekończące się dni i wieczory, przychodzi taki moment, gdy coś mi nie wychodzi i wiem, że bez prucia się nie obejdzie... następuje kryzys i w jednej chwili odkładam pracę, czasem niestety na zawsze...
Ku wielkiemu nieszczęściu mojego Lepszego Połówka - sytuacja ta nagminnie powtarzała się w czasie pracy nad częściami garderoby dzierganymi z myślą o nim. Jedna rękawiczka bez pary, ponieważ wzór mi się znudził, kolory przestały pasować, itp, sweter nigdy nie zrobiony do końca, bo rękawy nierówne wyszły, bo tu za szeroko, tam za wąsko, tu nierówno, tam krzywo... i nic tylko pruć. A sweter w rozmiarze XXL sam się w 2 dni nie zrobi...
A nieprawda! Zrobi się!
Od lutego moje oko i duszę cieszy maszyna dziewiarska, która w znaczny sposób przyczyniła się do rozkwitu uczuć między mną a moim Połówkiem :)
A oto dlaczego:
Sweter powstał właściwie beż żadnego schematu, ot zwykły raglan.. tylko że tym razem dziergała maszyna, i to nie tygodnie a godziny, a dokończyłam ja :).
Dzianina to 90% superwash merino (2/30 NM) przerobiona potrójnie, zakupiona w zaprzyjaźnionym sklepie z dzianiną do maszyn dziewiarskich. Ściągacze i stójka przerobiona na drutach 2,0 (1x2 twist ribb).
Efekt końcowy przerósł moje najśmielsze oczekiwania.. dzianina układa się pięknie, jest lekka, a mimo wszystko bardzo ciepła, co tu dużo gadać, popatrzcie na Połówka ;)
On szczęśliwy, ja tym bardziej, bo sweter noszony jest przez niego z przyjemnością i w dodatku mam zamówienie na kolejne... :) czy potrzeba czegoś więcej?
A teraz pozwolę sobie na prywatę - Skarbie, oczywiście że będą następne, ale pod warunkiem, że zgodzisz się równie pięknie pozować i następnym razem! :-)