piątek, 28 lutego 2014

Pierwsze sympozjum Anonimowych Włóczkoholików.

Niebywałe jak nas - uzależnionych od sznura - jest wiele! Niezwykłe jest to, jak wiele twarzy ta wspólna dla nas namiętność przyjmuje! Jeszcze bardziej ciekawe jest to, co dziewiarka potrafi zrobić, żeby przemycić, nie godząc w spokój domowego ogniska, jeszcze jeden motek, komplet drucików czy paczuszkę z dostawą wełny, będącą konsekwencją szaleńczego poczucia "muszę mieć" podczas wirtualnego wypadu na włóczki. Bo przecież każda z nas ma swoje na to metody :) Niektóre z tych metod przez Was opisanych postanawiam zapożyczyć i wdrożyć w życie :)

Dwa dni temu przemyciłam do domku te oto skarby... :


Wasz odzew kompletnie mnie zaskoczył! Wiedziałam, że moje "muszę mieć" nie różni się od tego samego poczucia towarzyszącego kolekcjonerce butów czy torebek. Świadomość, czego ta potrzeba dotyczy, bo przecież zmusza mnie do zakupywania kolejnych sznurków, które same w sobie dla większości społeczeństwa nie mają wartości, gdy z kolei dla mnie warte są więcej niż flakonik z ekskluzywnymi perfumami czy naszyjnik wysadzany kamieniami, powodowała niejednokrotnie zawstydzenie. Jakżeż się myliłam! I jakie to wspaniałe uczucie odnaleźć w morzu innych ludzi tyle pokrewnych dusz pożądających jednocześnie tego samego! Dziękuję Wam za to!

Jedna z Was (Kasiu, dziękuję ci za ten pomysł) zamarzyła sobie o: Sanatorium dla Włóczkoholików. Idylla się przed moimi oczami objawiła, miejsce wypełnione po brzegi oszalałymi na punkcie włóczek kobietami, biegającymi po korytarzach z obłędem w oczach w poszukiwaniu tego wyśnionego koloru, idealnego i niegryzącego składu, miejsce w którym nigdy nie zapada cisza, gdzie każdy temat dziewiarski jest tematem dobrym, a każda z nas ma szansę poznać nowe tajniki, techniki, sztuczki dziewiarskie. Marzenie... 
I jak się nad tym dłużej zastanowię, to tak właśnie wyobrażam sobie każde warsztaty/spotkania dziewiarskie, w których wiele z Was uczestniczy już od dawna, a ja z racji miejsca zamieszkania, podglądam wirtualnie. 

Jakiś czas temu przez rękodzielniczą blogosferę głośnym i wciąż tu i tam pohukującym echem odbił się pewien artykuł o jednej z dziedzin rękodzielnictwa, którą z przyjemnością nazywam sztuką. Nie będę nic o samym artykule pisać, ponieważ uważam, że nie zasługuje on na nic więcej jak tylko oburzenie i śmiech, bo na pewno nie na komentarz. Mam wrażenie, że autorka zagwarantowała sobie poprzez prowokację i krzywdzące stereotypy rozgłos, w myśl zasady - nie ważne o czym się mówi, ważne żeby się mówiło, który nie powinien mieć miejsca.

Stereotypy to nic więcej jak przekonanie/ skróty, które ułatwiają nam funkcjonowanie i przyspieszają reakcję. W sytuacji zagrożenia każdy z nas kieruje się jakimś rodzajem stereotypu, bo na przykład wracając wieczorną porą napotykając biegnącego za nami mężczyznę ubranego w dres... co myślimy? że to biegacz? maratonista, który odbywa własnie swój trening? czy może automatycznie założymy, że ten ktoś stanowi dla nas zagrożenie? 
Zazwyczaj stereotypy nam służą, ale zapominamy o tym, że bardzo często są one krzywdzące dla osób, których one dotyczą. Bo czy każda Pani nosząca moherowe nakrycie głowy (kocham moher!!! a najbardziej ażury moherowe!) musi być niemiła? (wiecie  co mi chodzi?) Albo czy każda blondynka musi mieć iloraz inteligencji poniżej normy? (to pytanie retoryczne ;) ) 
Pojawia się zatem pytanie, dlaczego coś, co nas tak bardzo niejednokrotnie ratuje i sami często w życiu stosujemy oburza nas, jeśli odnosi się do nas? No bo właśnie godzi w nasze ja i wrzuca nas do szufladki z innymi, z którymi wcale się nie utożsamiamy. 

Jestem dziewiarką. Uwielbiam sznurki! nie potrafiłabym usiedzieć nawet 5 minut przed telewizorem bez robótki. Połówek to wie i rozumie, a przynajmniej stara się to akceptować, bo żeby zrozumieć w pełni musiałby siedzieć obok mnie na tej same kanapie z podobną robótka w łapach ;) Na szczęście nie ma takich ciągot, bo chyba musielibyśmy zamiast materaca mieć motki  :O :)
Już jako dziecko towarzyszyło mi przekonanie, że to co robię/ dziergam, nie ma wartości. Tato patrzył na mnie pobłażliwie, sąsiedzi nie rozumieli, a brat wyśmiewał. Jedynie mama doceniała co wykonałam sama dostrzegając w tych moich dziergadłach coś niezwykłego. Całkiem niedawno trafiłam na kurs językowy, na którym jeden z nauczycieli, dowiedziawszy się o tym, jakie mam hobby, wybuchł śmiechem. Bo nawet tu w Niemczech dziewiarka ma jedno tylko oblicze - to starsza pani, na emeryturze, która ma dużo wolnego czasu i ten swój czas twórczo wykorzystuje robiąc dla wnuków skarpety. Ten stereotyp jest uniwersalny i jak widać międzynarodowy.
Po co o tym pisze? jest mnóstwo niezwykle krzywdzących nas, dziewiarki, stereotypów, które społeczeństwo powiela. W ramach namiastki Sanatorium dla Włóczkoholików proponuje Wam zebrać te wszystkie stereotypy, z którymi się spotkałyście podczas Waszej przygody z dziewiarstwem i spisać je w jednym miejscu. Powszechnie wiadomo, że to, co nas boli i gniecie, a co na co dzień tłamsimy i zduszamy w sobie, ma niekorzystny wpływ na nasze zdrowie. Dajmy zatem upust swojej frustracji.

  • Nie znoszę jak ktoś wyśmiewa moje hobby, moją pasję, moje zniewolenie, twierdząc, że to zajęcie dla pań na emeryturze, i żeby nie było - mam ogromny szacunek do starszych od siebie. Jestem młoda (stosunkowo ;)), mogę już od kilkunastu lat oddać głos podczas wyborów. I nie widzę niczego śmiesznego w tym, że dziergam. I kompletnie bez znaczenia jest czy mam 10, 20... czy 60 lat, jeśli to tylko sprawia mi radość!
  • Nie znoszę jak ktoś mi wmawia, że produkt przeze mnie wydziergany powinien kosztować mniej niż ten z bazarku. Nie rozumiem kompletnie oczekiwania zaniżania ceny produktów powstałych w rękach. Na szczęście wartość rękodzieła, jako produktu unikatowego, niepowtarzalnego i z duszą wzrasta wraz z potrzebą odejścia od produktów masowych.
  • Kompletnie nie rozumiem dlaczego w przekonaniu niektórych pasja dziewiarstwa jest stratą czasu. Kocham rzeczy niezwykłe, wciąż uczę się odwagi i doceniania samej siebie oraz rzeczy, które sama wyprodukowałam przy użyciu drucika i sznurka. I dumnie na co dzień je noszę. A przynajmniej staram się dumnie je nosić ;)

A jaki stereotyp dotyczący dziewiarki Ciebie boli najbardziej?

Pozdrawiam.
Asja

39 komentarzy:

  1. Asju, ja nie jestem, co prawda, zapaloną dziewiarką, więc może nie potrafię się wczuć,ale... No właśnie. Śledzę wiele blogów robótkowych - dziewiarek, prządek, szwaczek, scraperek - i podziwiam. Niezmiernie mnie cieszy, że jest tak wiele osób, które mają twórczą pasję i chwalą się tym, że znajdują chęć, czas i często niemałe pieniądze na wydłubanie czegoś niepowtarzalnego, własnego. Chwała Wam za to dziewczyny i chłopaki! I jeśli ktoś z tego kpi, szydzi, lekceważy, moim zdaniem szkoda nerwów, czasu i energii na zajmowanie się takimi ludźmi, bo i po co!
    Bardzo serdecznie pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amen! :)
      Zgadzam się i dziękuję, za Twoją opinię :) Ja już od jakiegoś czasu staram się puszczać jednym uchem i wypuszczać drugim nieprzychylne opinie na temat hobby mojego, i zazwyczaj mi się to udaje.. Choć wciąż mnie zaskakuje to, że to zazwyczaj panowie nie znajdują zrozumienia dla takiego pięknego zajęcia jak dzierganie - widać stereotyp mocno im się w głowach zakorzenił i nie pasuje do ich wyobrażeń o partnerkach. Ale to pewnie temat na inny raz :)
      Ściskam i pozdrawiam, i dziękuję za Twoje słowa wsparcia! :)

      Usuń
  2. Zgadzam się z Tobą zupełnie. Kiedy ktoś się mnie pyta ile wezmę za zrobienie swetra, to zazwyczaj odpowiadam, że pytającego nie stać na sweter ode mnie. I to ucina dyskusję.
    Też mnie wkurza jak umniejsza się mojemu hobby. Chociaż moje otoczenie bardzo entuzjastycznie podchodzi do mojego dziergania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hihihi:) Bardzo to pomysłowa riposta - wykorzystam :)
      Ściskam :)

      Usuń
  3. To i ja coś od siebie dodam, choć dziewiarką bynajmniej nie jestem (swoją drogą, to nie wiem jak siebie nazwać ze względu na moją pasję - od krawcowej dzieli mnie przepaść, zszywaczka-szmatek?? Ups!). Tak czy inaczej drażni mnie okrutnie, kiedy słyszę stwierdzenie: za dużo masz czasu? chyba Ci się nudzi? I to bynajmniej nie w znaczeniu - szkoda czasu na takie rzeczy, tylko raczej - ile poduszek, narzut i tym podobnych spraw można mieć, lepiej czas wykorzystać na coś innego. No właśnie, tylko na co? skoro mnie taka forma aktywności relaksuje, wycisza, uczy cierpliwości i pokory względem własnych ograniczeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tego właśnie kompletnie nie rozumiem... Brak zrozumienia i ocenianie według siebie to coś bez czego się w życiu nie obejdziemy, ale dlaczego to musi być od razu z podśmiechiwaniem się pod nosem..
      Kasiu, a może Ci co tak komentują to po cichu liczą na to, że następna kołdra/poduszka/pled wylądują u nich a nie u Ciebie? ;) Patrząc na Twoje prace - wcale mnie by to nie zdziwiło :)
      Ściskam:)

      Usuń
  4. A u mnie standartowe pytanie do malkontenta-marudy- A pani to pewni nigdy nic w życiu samodzielnie nie zrobiła? Przykre jak ktoś jest upośledzony manualnie ( tu pełne politowanie łącznie z kiwaniem głowy:))) . Efekt piorunujący, gwarantuję! Złosliwia jestem bardzo:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś od dziś mistrzem riposty dla mnie :) Zapożyczam i na stałe wrzucam do repertuaru odpowiedzi dosadnych i zawoalowanych ;)
      Nie jesteś! trzeba się ratować przed kąśliwymi uwagami - i chyba złośliwość z poczuciem humoru to jedyna słuszna metoda :)

      Usuń
    2. Ojjjj... toż to wszystko z zazdrości, że "docinający" sami nic nie potrafią. Ja w takich przypadkach domagam się krytyki konstruktywnej... a najgorzej jak się "maniak - oglądacz piłki nożnej" trafi... "nie nudno ci tak z tymi drutami? - pyta niby to z troską! A ty, jak tak w kółko za tym tłumem facetów w krótkich gaciach biegających za kawałkiem szmaty wodzisz, to nie nudno? :) No i zresztą nie wie taki, że dzierganie w oglądaniu TV nie przeszkadza ;)

      Usuń
    3. Otóż to! nie obrażając oczywiście fanów piłki nożnej, ale ping pong już dla mnie jest ciekawszy ;)

      Usuń
  5. Naprawdę wyśmiewają to, że drutujesz? Prawdę mówiąc sporo dziergam publicznie - na placu zabaw, w szpitalu, w poczekalni u lekarza, w pociągu, i jeszcze NIGDY nie spotkałam się ze śmiechem czy docinkami innych - raczej z zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyśmiewali się najbliżsi jak byłam podlotkiem, bo zamiast biegać po podwórku z badylami siedziałam i albo machałam szydełkiem, albo drucikiem. Teraz zazwyczaj spotykam się z przychylnością, choć wciąż zdarzają się, panowie zwłaszcza, którzy tematu nie ogarniają.. i chcąc sobie z sytuacją poradzić - wyśmiewają, owszem. Nie dziergam publicznie, raczej w domu, a może to błąd własnie, bo spotkałabym pewnie też i takich co z zainteresowaniem patrzą i uśmiechem, ale życzliwym! :)

      Usuń
  6. Wiecie co, a ja mam w nosie jak ktoś patrzy na mnie z politowaniem ,gdy np. siedząc na leżaku przy basenie , dziergam sobie kolejną bardzo potrzebną rzecz. Nie obchodzą mnie ukradkiem rzucane spojrzenia a nawet dziwne uśmieszki...przecież każdy robi to co lubi. Jeden czyta książkę, inny śledzi opaleniznę sąsiadek, mój mąż chrapie a ja przy drutach zapominam o całym świecie i wszystkich problemach- chociaż na chwilę .Pozdrawiam cieplutko wszystkich , którzy są "inni"....

    OdpowiedzUsuń
  7. ja na plażę zabieram nici i szydełko, bo małe formy mało miejsca zajmują, a świetnie łapki zajmują :) Robię dużo i praktycznie wszędzie (poza samochodem gdy jestem kierowcą, no i poza pracą oczywiście). Robię na drutach, szydełkuję, haftuję, koraliki. I raczej wzbudza to zaciekawienie, wręcz podziw.
    Ale do białej gorączki doprowadzają mnie stwierdzenia typu" chyba nie masz nic innego do roboty". Odpowiadam wtedy krótko: a znasz ten dowcip o Icku, który miał ciasno w chałupie i rabin kazał mu dokupić kozę? Podobnie jest z czasem- im więcej zajęć, tym lepsza organizacja i wykorzystanie tego czasu :) Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to :)
      Ale co oznacza to stwierdzenie, że : nie masz nic lepszego do roboty? z jednej strony sugeruje, że to zajęcie, którym się pałasz, jest nietrakcyjne, bo nie warte zachodu, z drugiej zaś, jest według innych z pewnością mnóstwo ciekawszych zajęć - ja się pytam w jaki sposób powstaje ranking ciekawych zajęć na czas wolny od obowiązków? moda to kształtuje - teraz bieganie jest modne, to wszyscy muszą biegać? czy po prostu zakorzenione w naszych umysłach stereotypy dyskwalifikują te czynności, bo własnie, przypisane były od dawna na przykład starszym paniom (z szacunkiem dla starszych pań!).
      Ja na przykład, nie maluję, kiepsko fotografuję, i nie lubię się z koralikami - co nie zmienia faktu, że podziwiam osoby, które z pasją podchodzą do tematu i do głowy by mi nie przyszło wyszydzać te zajęcia, ba! nawet po cichu podziwiam koralikowe pasjonatki, bo to co czasem z nich powstaje wzbudza mój niemy zachwyt! :)
      Ściskam i pozdrawiam :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Kocham dziergać, tworzyć i nie obchodzi mnie , co mówią inni. Są tacy , co zazdroszczą, a chcieliby mieć takie udziergi ( najlepiej za grosze) i takie umiejętności. Głowa do góry i do przodu! Gosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) tak też zrobię :)
      Ściskam Cię Gosiu! :)

      Usuń
  9. Mnie raczej bawią niektóre stereotypowe komentarze. Parę razy usłyszałam, że skoro robię na drutach/szydełkiem, to jestem dobrym materiałem na żonę :))) Przy czym komentujący panowie byli w udanych związkach, więc chyba po prostu musieli dać upust refleksji, która ich naszła (mam wrażenie, że dość automatycznie). Cóż, wielbicielka szlachetnych sznurków potrafi na swoją pasję wydać zdecydowanie za dużo pieniędzy jak na dobrą żonę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a tego nie znałam... owszem, słyszałam już nie raz, że jak umiem obsługiwać odkurzacz i wiem jak ziemniaki obrać i ugotować, to się na żonę nadaję... ale jeszcze się nie spotkałam z tym, że drucik czy szydełko do podobnych wniosków panów sprowadza :)
      Ja myślę, że cała tajemnica tkwi w kobiecie, której na myśl o drutkach/wełnach/szmatkach/niciach czy koralikach oczy się błyszczą i ten urok wewnętrzny na światło dzienne wyłazi... Połówek do tej pory patrzył na mnie z dystansem, ale odkąd zobaczyłam w tych jego ślepiach radosne ogniki, bo przyszła w końcu wyczekiwana paczuszka z gadżetami do jego nowego hobby, serce mi zapukało mocniej :) I w tym momencie zrozumiałam dlaczego mu tak trudno przychodzi mi odmówić kolejnej włóczusi czy drucików.
      Marysiu, może i potrafi wydać, ale sznurek, nawet ten z tych droższych jest wciąż tańszy od markowej torebki czy ntych skórzanych buciczków z L czy J-Choo na przedzie ;)

      Usuń
  10. W mojej rodzinie zawsze dziergały/szydełkowały/wyszywały/szyły wszystkie panie: obie moje Babcie, Mama, ciocie i kuzynki, z większym lub mniejszym zapałem, ale wszystkie coś z tych rzeczy potrafiły.
    Nauczyłam się robić na drutach w wieku 12 - 13 lat (dość dawno), szydełkować, wyszywać i szyć też potrafię, ale trochę mniej lubię. Zawsze był dla mnie czymś normalnym widok "zajętych rąk".
    Stwierdzenia typu "chyba nie masz nic innego do roboty" kwituję uwagą, że najczęściej robię na drutach wtedy, kiedy ktoś inny nie robi dosłownie nic - siedzi jako pasażer w samochodzie, w pociągu, czeka w kolejce do lekarza, obgryza paznokcie oglądając telewizję itp.
    Dziergam w miejscach publicznych, a miny niektórych osób widzących "drutującą" - z pomalowanymi na czerwono paznokciami, ubraną w garsonkę i szpilki - są komiczne.
    Politowania nigdy nie doświadczyłam, zainteresowanie i zazdrość - często ("ja bym też chciała umieć tak robić, albo mieć taki sweterek ręcznie zrobiony, niepowtarzalny i z alpaki z jedwabiem...").

    W moim najbliższym otoczeniu "stereotypem" dziewiarki - stałam się ja sama - z nowoczesnymi karbonowymi albo drewnianymi drutami, najczęściej dość ekskluzywną włóczką, wzorami kupowanym, albo podpatrzonymi przez internet i wygądem mojej osoby mocno odbiegającym od siwej babuleńki siedzącej przy kominku, albo Góralki z Zakopanego w chuście na głowie.

    Pozdrawiam wszystkich, którzy lubią mieć zajęte ręce.
    Beata

    PS
    Za osobisty sukces uważam kilka "zarażonych" tzw. knitozą pań, w tym jedną dzięki mnie mocno "omotaną".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i takie stereotypy to ja uwielbiam! Takie dziewiarki chcę oglądać i takie własnie powinno być wyobrażenie o knitozie! i wcale się nie dziwię, że zarażasz ta piękną pasją kobiety ze swojego otoczenia! ba! pozwolę sobie nawet powiedzieć, że tym Twoim wydaniu, to dzierganie jest po prostu sexy! :))) Świetnie! :)
      Ściskam i pozdrawiam cieplutko :) i życzę kolejnych sukcesów rozpowszechnianiu knitozy :)

      Usuń
  11. Ja często spotykam się z takim zdaniem: "O! Jaki ładny sweterek. Zrobisz mi taki sam." A kiedy mówię ile to mnie kosztuje czasu, i że dobra włóczka wcale nie jest taka tania, to wtedy pukają się po głowie, że niby jestem nepełnosprytna. Dokładnie to samo dotyczy moich obrazków, które czasami tworzę miesiącami. Ten stereotyp, że dzierganie na drutach, czy wyszywanie nie ma żadnej wartości i to ja powinnam się cieszyć ( a może i dopłacić?), gdy ktoś zechce mieć moją pracę u siebie/na sobie chyba najbardziej mnie boli.
    Mam jednak na koncie wyuczone w zakresie haftu dwie szwagierki i zorganizowane warsztaty dla dwudziestu pań w mojej gminie. Jestem dumna z tego, że udało mi się "zarazić" moim maniactwem osoby liczone już w dziesiątkach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to Ci się chwali, propagowanie tego wspaniałego zajęcia:) kolejnych sukcesów Jolu Ci życzę, na większą skalę!
      Ściskam!:)

      Usuń
  12. Ja nie spotkalam sie z krytyka moich dziewiarskich czy szyciowych umiejetnosci. Zazwyczaj ocena byla pozytywna, podszyta lekka zazdroscia, prosba o zrobienie, uszycie czegos. Nie ulegam prosbom, szyje czy dziergam tylko dla rodziny i tylko wtedy, gdy w napietym kalendarzu wygospodaruje czas na to. Na kazda prosbe zrobienia czegos za pieniadze odpowiadam, ze robienie za pieniadze psuje mi przyjemnosc robotkowania, a moj wolny czas poswiecam tylko dla rodziny. Dziala, a zazdrosne czy pelne podziwu spojrzenia sa mile ;-) Mysle, ze dobrze opanowalam asesrtywnosc :-)
    Za to w wolnej chwili chetnie pokazuje jak nauczyc sie nowych rzeczy osobie zainteresowanej dzierganiem czy szyciem, ciesze sie, gdy wzrasta nasze grono uzaleznionych :-)
    Nie zdarzylo mi sie jeszcze dziergac publicznie, bo w jadacym samochodzie sie nie liczy, poza tym dziergajac jestem tak skupiona na tym, co robie, ze nie zwracam uwagi na otoczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, dzierganie/szycie za pieniądze noże odebrać całą przyjemność tworzenia, toż to nic innego jak praca, a jak wiadomo, zazwyczaj z pracą związane są terminy i wymagania...
      Mnie najbardziej przeszkadza to, że wciąż o dzierganiu myśli się w kategoriach oszczędności, czyli, że jak w rękach robione to powinno być tańsze niż produkt masowy dostępny w sklepach. To założenie mnie drażni, ponieważ choć sama takiej sprzedaży nie prowadzę, kibicuję innym dziewiarkom i wiem ile pracy kosztować może wykonanie szaliczka/czapeczki czy ażurowej chusty.
      Dziergania publicznego bałam się do niedawna jak ognia, ale... raz poczyniłam (lato było i wspaniałe okoliczności przyrody) próby i z przyjemnością do tego wrócę... widok przejeżdżającego rowerzysty (to akurat w Holandii miało miejsce) który na mój widok o mały włos nie zaliczył upadku, bo tak się głową za mną obracał, bezcenne :) Spróbuj :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Sprobuje na pewno. Nie wspomnialam o dzierganiu w pracy, na nocki zabieram robotke zawsze, kiedys pracowalam z mezczyznami, kiedy wyciagnelam druty ze skarpetkami mieli zdziwnione miny, a kiedy dodalam, ze (mimo mlodego wygladu) jestem prawdziwa babcia, ktora dzierga na drutach to ich miny byly dla mnie bezcenne- zdumienie zmieszane z niedowierzaniem :-)

      Usuń
  13. Ja nie bardzo rozgłaszam 'na zywo' to co robię, a publicznie dziergałam jedynie 3 razy [w tym 2 na spotkaniach robótkowych]. W sumie mi to lata trochę co by ktoś powiedział, bo nawet komentarze o byciu 'babcią' czy emerytką sprawiałyby radość, bo często się tak czuję, mimo wieku- czasem to do 'szczęścia' jedynie potrzebne, koc, herbata, kot na kolanach i robótka w rękach.
    Jedyne co mi przeszkadza to umniejszanie wartości- bo ktoś myśli, że może ręcznie zdobyć taniej niż w sklepie. Nie pytał mnie jeszcze nikt o np. swetry czy chusty, ale jakby usłyszał prawdziwą cenę, szczególnie np. z cudownego Malabrigo [sama zbieram się myślami i funduszami na taki udzierg dla siebie...] to aż chyba bym zdjęcie oczami zrobiła jego reakcji.
    Teraz robię tylko dla siebie i bliskich, nie oczekując niczego w zamian, bo samo robienie i radość obdarowywanych mi wystarczy.

    Może wrócę do sprzedawania w sieci jak przyjdą lepsze czasy, ale pewno na rynek zagraniczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja od zawsze dziergam dla siebie i najbliższych... obdarowywanie wynagradza wszystkie trudy, znoje, problemiki podczas tworzenia, a jeśli jeszcze to co zrobię jest noszone z przyjemnością to już miód na moje serce.
      Włóczkę na M przerobiłam raz (kocham i nosze bez przerwy - no, prawie ;) ) i polecam, bo nie dość, że to sama przyjemność przekładać te barwne niteczki, to jeszcze wygląda świetnie :)

      Usuń
  14. tu u nas w Niemczech(nie wiem w którym regionie mieszkasz-ja na północy)nie jest to zarezerwowowane tylko dla pań starsztych,ja dziergam czasem w tramwaju i spotyka się to z zainteresowanie i dziwnym uśmieszkiem młodzieży tylko.Chodzi o to,że to tyle czasu zajmuje,tyle pracy,a przecież można pójść do sklepu i kupić; wychodzi taniej i szybciej,a Ty możesz zamiast siedzieć nudno na tyłku(nie tyczy to się tylko dziergania,ale gotowania czy pieczenia), pobiegać lub iść na sport!!Jeśli jesteś tu na tyle długo powinnaś zauważyć że Niemcy chodzą głównie do pracy na sport i to jest die Zeit nur fuer mich :o)Ja przestałam tłumaczyć już że wolę porobić na drutach niż fitnes ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, Niemcy zdecydowanie wolą czas wolny spędzać inaczej, niż nad drucikiem. Moje doświadczenie wynika z dość specyficznej sytuacji, bo naprawdę zostałam wyśmiana, i to przez człowieka, o którym mogę tylko z poszanowaniem się wypowiadać. Ale jednak, taki własnie stereotyp został mi przedstawiony. Z drugiej zaś strony, dość powszechne jest zaczepianie mnie w sklepie/ na ulicy przez panie, które próbują się dowiedzieć skąd i w jakim sklepie można kupić sweter czy chustę, które aktualnie na sobie mam. Nierzadko też dostaję pytanie czy nie chciałabym wykonać na zamówienie podobnej rzeczy. To bardzo cieszy, i co ciekawe, tu w Niemczech cena za chustę od 50 euro w górę wcale nie dziwi.
      A mieszkam w NRW, ale dziergam tylko w domu ;)

      Usuń
    2. mnie tam nikt nigdy nie zaczepia a mam naprawdę fajne dzianinki,no może raz zainteresował kobietę w autobusie mój pierścionek i raz rękawiczki żakardowe w sklepie z włóczką-ale pani stwierdziła, że to za dużo roboty,kupowała włóczkę oczywiście na…. skarpetki.Niemcy u mnie są dyskretni ,nawet jak pirueta wytniesz raczej obejdą dyskretnie i udadzą, że nie zauważyli niż pomogą;o)Co do ceny masz rację(cena szala ażurowegojuż z włóczką),widziałam ostatnio w sklepiku z włóczką,ale czy ktoś chciał kupić!?Nieeee- oni tylko pytają,a kupują te na wyprzedażach przeważnie z akrylu.U mnie na kursie językowym dziewczyny były z różnych krajów i różne miały hobby ;o)I te kursy przez to były fajne,przez poznawanie innych kultur .Ja robię ,bo lubię mieć coś innego,ale kupuję też sweterki z wełny jagnięcej bo są fajne,cienkie i ciepłe i cena przystępna:o)

      Usuń
    3. Mieszkam w Holandii i niestety nie znam tu absolutnie zadnej osoby, ktora tez z zamilowaniem dziergalaby lub szydelkowala. W mojej okolicy jest to hobby niestety bardzo malo popularne. Okoliczne nieliczne sklepy z artykulami do robotek recznych splajtowaly i jest ich jak na lekarstwo. Poszukiwalam jakis kontaktow z innymi dziewiarkami, chcialam zainicjowac tez jakies spotkania robotkowe ale niestety - brak zainteresowania. Bardzo zaluje ale za to z podwojna przyjemnoscia obserwuja spotkania dziewczyn w Czekoladziarni lub E-dziewiarce. Moja "produktywnosc" jest raczej bardzo skromna, w porownaniu z autorkami blogow, ktore sledze. Pracuje na caly etat (do 17.00) wiec na robotkowanie pozostaje jedynie wekend. Poza tym, zgadza sie ze dziewiarstwo nie jest juz tanim hobby. Motek porzadnej jakosciowo wloczki kosztuje pare euro, wiec nic dziwnego, ze wiele osob kupuje akrylowe gotowce za pare groszy. Nie lubie robic dla obcych, poniewaz ludzie nie docenija mojej pracy i serca wlozonego w udzierg. Dziergam tylko w domu, w podrozy albo na wakacjach

      Usuń
  15. Nigdy nikt nie powiedział mi nic niemiłego jeśli chodzi o dzierganie.. czy pomyślał? Może:)
    Ale pewnie jak każda z Nas spotkałam się ze zdziwieniem, gdy podałam cenę np. czapki. No czapki z wełny, całą żakardową to za stówkę, nie mniej, bym co najwyżej mogła zrobić. Podaję wysoką cenę bo bardziej mi się nie chce niż chce komuś robić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo dzierganie jest przyjemnością, a jeśli zacznie się je traktować jako źródło dochodu, to jak w każdym pewnie przypadku, ta przyjemność nieco się zmniejszy.
      Mam wrażenie, że cena, którą podałaś nie jest kompletnie przesadzona jeśli pomyśleć ile czasu poświęciłabyś na jej wykonanie. Ale rozumiem niechęć do dziergania dla innych. Ja to akurat lubię, i powiem szczerze, często obdarowuję bliskich swoimi dziergadłami, i niechętnie biorę za nie pieniądze :)

      Usuń
  16. oj, ja dość często spotykam się z mieszniną bezgranicznego zdziwienia z politowaniem, kiedy okazuje się, że dziergam. Dość typowy jest tekst mojej szefowej z poprzedniego tygodnia: "o, dziergasz, hmmm... moja citoka też dziergała, wiesz takie okropnioe brzydkie i bezkształtne skarpetki...".
    Część tych opinii zmienia się, kiedy ludzie zorientuja się, że "ten śliczny sweter to sama wydziergałaś?! i te czapke też?!". Ale nawet jeśli jest w tym nutka podziwu, to zawsze spoko zadziwienia, czy aby nie jestem kosmitką.
    I faktycznie wiele osób na tej podstawie wnioskuje, że musze mieć chyba strasznie nudne życię "Skoro już muszę dziergać...". Przestałam już prostować- ich strata nie moja.
    Ja to lubię, moi najbliźsi doceniają (co nie da się ukryć- jest miłe) i mi pasuje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i własnie o tym myślałam... nie ma nic bardziej irytującego jak poczucie, że to co się kocha jest... gorsze? i to pogardliwe spojrzenie - mój brat tak zawsze na mnie patrzył jak dziergałam..
      Czytałaś może wcześniejsze komentarze? mam na myśli ten od Edi-bk? jak Ci tak szefowa przytknie - to się jej odgryź cytatem od Edi, może przestanie Ci dokuczać ;)
      Jakie nudne, moje jest kompletnie zwariowane... no dobra, może dla niektórych to nudne jest, ale mnie do szczęścia niczego więcej jak kocyk, kawka/winko i robótka kolorami błyskająca nie potrzeba :) I wiesz, nas takich goniących za sznurem jest miliony! :) i to na całym świecie:)
      Ściskam :)

      Usuń
    2. Cięte komentarze zostawiem dla bystrych. I ten Edi-bk tez jest piękny!
      Głupim starm się nie dogryzać, skoro i tak juz są przez los pokarani swoja głupotą;)
      I nie da się ukryć, że wieczór w towarzystwie jakiejś cudownej włóczki, drutów i dobrego wina jest zawsze miły, a jesli jeszcze do tego uda mi się trafic dobre towarzystwo/muzykę to juz pełnia szczęścia.
      Szczerze mowiąc mnie te reakcje raczej bawią, niż martwią.
      Pozdrawiam sredecznie!

      Usuń
  17. O ranyyy! jak z Ciebie mądra i doświadczona kobita! Ja też przemycam... :/ i knuję jak kupić...a pełna szafa wełny... a gdy "zupa się wyleje" :) i pada pytanie "co to? znowu coś nowego? a co z tego zrobisz? nie wieeeesz??? jak to???" - no i masz babo placek... wytłumacz, że nie o to chodzi by złowić króliczka ale by gonić go :)... zresztą ten proceder dotyczy również koralików i kamyków, z których plotę co się da vide: http://dolcebroccato.blogspot.com/ . Z wyrazami solidarności dla wszystkich "opętanych" :) - pozdrwaiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...